sobota, 25 stycznia 2014

" To chyba był zły pomysł" cz.I "Głupi Pomysł" xReituhax

[Reita]


Dziś chciałem namówić paru moich przyjaciół ze szkoły byśmy poszli do tej starej opuszczonej fabryki. Nie ma za dobrej sławy. Mówią, że przeprowadzano tam chore eksperymenty chemiczne na ludziach, i dlatego wszyscy pracownicy zmarli, a zakład zamknięto. Miejsce to przeraża swoim wyglądem i płynie od niego nie przyjemny swąd chemikali i jakby krwi? Mimo to, to miejsce stało się głównym miejscem schadzek narkomanów, młodzieży i zakochanych par, które chcą poczuć dreszcz emocji.
- Chłopaki! - krzyknąłem podchodząc go grupki moich przyjaciół z klasy: Aoia, czyli idiotę z IQ poniżej IQ kozy, Rukiego, kochanego wkurzonego co chwilę jak kobieta w okresie maleństwa, Uruha, chodząca kaczka oraz Kai. Spojrzeli na mnie w oczekiwaniu na mój krzyk do nich.
- No mów, a nie gapisz się. - powiedział kaczodzioby blondynek.
- No dziś robią imprezkę w tej opuszczonej fabryce na przedmieściach Tokio. Chodźmy! Będzie fajnie. - oznajmiłem z uśmiechem i patrzyłem na nich.
- Oszalałeś? Jak się dyro dowie to po nas! - stwierdził najmądrzejszy z grupy, czyli Kai.
- Przestań, Kai! Pół naszej szkoły tam idzie! - zaśmiałem się.
- Jak coś nam się stanie to ciebie pierwszego jebnę. - Włączyło się maleństwo
Około godziny jedenastej wieczorem znaleźliśmy się pod ów budynkiem. Znajdowało się ono na kompletnym pustkowiu, kompletnym odludziu. Na piaskowych ulicach toczyły się kulki z takich krzaków na wietrze. Właściwie to tylko wiatr tu hulał. Wyglądało jak by tu bomba uderzyła.
- No dobra to wchodzimy. - powiedziałem chwilę się zastanawiając i przy okazji patrząc na wielki budynek, który miał wokół różne maszyny wiertnicze. Czemu w tym zbitym oknie kogoś widziałem? Dobra nie ważne. Wielka, żelazna brama była dobrze zamknięta na cztery z pusty, ale dalej płot kolczasty był przewrócony na pewnym odcinku i udało nam się tam z grupą wejść. Przed wielkimi drzwiami metalowymi stało już wiele ludzi. Czyli jesteśmy nie jedyni tutaj.
[Uruha]
- W coś ty nas wpakował, Reita? - zapytałem i stchórzyłem. No co, nie sądziłem, że to tak wygląda! Po chwili wielkie metalowe drzwi się otworzyły, emm dobra cykam się.- Game over. - szepnąłem w myślach i weszliśmy całą grupą. Ja stałem cały czas przy Akirze. Heh. Weszliśmy na halę, a drzwi same się zamknęły za ostatnim odważny co tu przyszedł. Paru ludzi podbiegło do drzwi i drapało je i kopało z krzykiem. Na drzwiach pisało wielkimi krwistymi literami "Wyjście, to aluzja". Co to ma znaczyć! Wchodząc tu nie wiedzieliśmy chyba na co się narażamy lub w jaką grę się wpakowaliśmy. Po chwili po hali rozniósł się dziwny dźwięk jak by śnieżenia telewizora jak nie złapie kanału. Z dachu wysunął się wielki telewizor, a na nim jakiś gościu. Był nieźle zmasakrowany.
- Witam, jestem JB (dop.aut. Nie chodzi o Justina Biebera XD). Właśnie zaczęliśmy grę. Powodzenia. Przeżyje niewielu, ale podpowiem wam, że szukajcie czegoś do obrony. - mówił zachrypniętym głosem i obraz znów zaczął śnieżyć, czemu mam dziwne poczucie, że to był bardzo głupi pomysł. Ludzie spanikowani zaczęli szukać czegoś do obrony. Ja chwyciłem za metalową rurę, może być. Heh. Mam nadzieję, że nic się nie stanie mi, ani moim przyjaciołom. O boże. Poszliśmy ciemnym korytarzem, gdzie na ścianach było pełno krwi i napisy „Help me.”, „Kill me!” . Ah, nie no. Spoko. Szliśmy dalej. Doszliśmy do pomieszczenia, gdzie było pięć krzeseł, jak by on wiedział, że nas w tej grupie tyle jest. Usiedliśmy, ale żałuję tej decyzji. Coś nas unieruchomiło, a jego twarz pojawiła się na małym telewizorze... C.D.N

wtorek, 21 stycznia 2014

Orędzie do czytelników~~

Moi drodzy czytelnicy!

  Chciałabym poinformować, że można przesyłać zamówienia na moją skrzynkę pocztową: Pimpon66@interia.pl . Tam można składać zamówienia na opowiadania, oneshoty. Dziękuje za uwagę :3

Egipskie Ciemności cz.II xUrukix

[Uruha]

Trochę minęło zanim mały się posilił, ale czekałem cały czas.
- Dobra mam trzy pytania. Pierwsze: Jak masz na imię? - zapytałem, gdy ten pił wodę.
- Takanori. - odpowiedział anielskim głosem. O mój Re! Piękny, gładki, ciepły oraz melodyjny głos. Jak balsam dla moich uszu. Jeju. Uśmiechnąłem się do niego jak tylko świadomość mi wróciła.
- A ja Kouyou, Faraon Egiptu. - powiedziałem, a chłopak po chwili padł na kolana. - Przestań, nie musisz. Nie lubię czegoś takiego. - powiedziałem i pomogłem mu wstać. Nie lubię takich rzeczy, to, że jestem tym faraonem nie oznacza, że trzeba mi nie wiadomo jakie pokłony bić.
- Ile masz lat? - zapytałem po dłuższej ciszy.
- O-Osiemnaście. - Zadrżał jego piękny głosik.
- No nie bój się. Chodź. - powiedziałem, muszę go do siebie przekonać. Zaprowadziłem go do tak jak by odpowiednika łazienki. Znajdował się tam pokaźnych rozmiarów basen wypełniony parującym mlekiem kozim.- Wejdź i się umyj. - poleciłem i pomogłem mu się rozebrać. Widać było rany na jego mlecznej, brudnej skórze rany po chłostaniu. - Powiedz kto ci to zrobił, a zginie marnie. - zawarczałem na to, a chłopczyk się przestraszył. - Przepraszam nie będę mówić już takim tonem. - oznajmiłem i pogłaskałem go po ramionach o drobnej budowie. Zsunąłem po nich jego ubranie, a bynajmniej coś co miało być nimi. Wziąłem go powoli na ręce, wystraszył się, ale nie ruszał. Tak jak by skamieniał. Zszedłem po schodkach do basenu i zamoczyłem go i nałożyłem coś pachnącego by go umyć. Masowałem delikatnie płynnym pachnidłem jego poranione, brudne oraz delikatne ciało. Mogłem się na nim prawie nauczyć anatomii człowieka, ponieważ pod każdym dotykiem czułem inną kość. Nawet sam nie wiedziałem, że człowiek tyle może mieć w sobie kości. Wziąłem coś do włosów i zamoczyłem jego włosy w mleku, a cały brud jakim był na nich momentalnie puścił, a białe mleko w obrębie jego włosów zabarwiło się na bliżej mi nie znany kolor. Ni to brązowy, ni to czarny, ni to szary. Zacząłem powoli myć jego włosy i masowałem delikatną skórę głowy Takanoriego.

[Ruki]

To był takie miłe to co robił. Pomimo iż wiedziałem jakiej jestem rangi w społeczeństwie cieszyłem się, że taki ktoś jak On, czyli faraon nie potępia mnie. Nie moja wina, że urodziłem się w takiej rodzinie, a nie innej. Choć jestem dumny z moich rodziców. Oddawali każdy grosz na mnie. Zawsze tak było odkąd pamiętam, ale czas nie uleczył świeżych ran. Nadal mam nie przyjemne wydarzenie w mojej pamięci. Do dziś ono żyje we mnie. W tamtym dniu straciłem wszystko co kochałem.

~~Rok wcześniej~~

Obudził mnie jakiś trzask batu. Wystraszyłem się i poderwałem do siadu jak oparzony. Powoli wyszedłem z łóżka, a raczej z maty do spania. Nie jesteśmy za bogatą rodziną, ale starcza na bochen chleba czy coś w tym rodzaju. Ustałem bosymi nogami na piaskowej posadzce i szedłem dalej. Doszedłem do drewnianych drzwi i zobaczyłem cień jakiegoś mężczyzny z maczetą i batem. Pobladłem momentalnie. Poczułem, że po mojej nodze coś pełza. Moja twarz była blada jak u trupa. Do moich uszu dobiegł dźwięk jak by grzechotki? W końcu zdobyłem się na to i spojrzałem w dół, zobaczyłem grzechotnika, który przechadza się prze moją stopę. Wystraszyłem się, chciałem uciec, ale wiedziałem, że każdy gwałtowny ruch go rozgniewa. Powoli zacząłem wysuwać moją drobną stópkę spod jego brzucha, chyba jadł bo w jednym miejscu miał dziwną krągłość. Nie ważne! Wąż popełzał dalej nie interesując się mną nawet. Wzrokiem wróciłem do drugiego pokoju. Wiedziałem moich rodziców co klęczą. Mama płacze, a tata obejmuje ją czule pocieszając. Nie wiedziałem co się dzieje. Nie byłem świadomy tego co się tam zaraz stanie. Bałem się, ponieważ ten pan, strażnik, bliżej nie znana mi osoba zaczęła głośno krzyczeć i wyzywać moich rodziców wyzywając od najgorszych. Od tego aż uszy więdły. Na chwilę zamknąłem oczy i usłyszałem pisk mamy i krzyk taty, trzask batu i brzdęk maczety. Otworzyłem niepewnie oczy i zauważyłem, że pełno krwi jest na złocistym piasku, a dalej leżą moi rodzice. Oni nie żyli. Wystraszyłem się, po moich policzkach pociekły najcenniejsze diamenty świata, łzy. Moje serce przez chwilę rozpędziło się do szaleńczego rytmu, coś jak galop konia, a może lepiej. Po chwili i ono zamarło. Stanęło, nie ruszało się. Chciałem krzyczeć, wyjść, pomóc moim rodzicom. Chciałem tylko pomóc. Spojrzałem na twarz mojego ojca. Z jego ruchu ust wyczytałem „Kochamy Cię Takanori, przepraszamy.”. A po chwili niema mowa ustała.
- Ja Was też kocham, nie przepraszajcie. - Mówiłem także niemo, ale ani tata, ani mama już tego nie widzieli. Zobaczyłem jak ten człowiek zmierza w moją stronę. Zamarłem, ale po chwili ocknąłem się i uciekłem przez kwadratowe okno do rzeki Nil, a potem odczekałem.

~~Teraźniejszość.~~


Od tamtej pory musiałem sobie radzić sam. Zawszę byłem samotny, a co jeśli teraz jest ta szansa? Widzę jak ten Kouyou na mnie patrzy. Może właśnie to jest ta szansa. Ale to się okaże.

[Uruha]

- Nad czym tak rozmyślasz, Taka-chan? - zapytałem z uśmiechem i spojrzałem na niego. Był dziwnie pogrążony. Jakby hipnoza czy coś w tym rodzaju.
- Nie nic, wszystko w porządku. - odpowiedział anielskim głosem i uśmiechnął się promiennie. Słodki dzieciaczek. Skończyłem myć jego włosy i ponownie wziąłem go na ręce. Zaniosłem do mojego łóżka i wytarłem bawełnianym ręcznikiem delikatną skórę jego ciała. Można powiedzieć, że stał się moim takim malutkim darem Nilu. Heh. Podszedłem do wielkiej szafy i odszukałem jeden niepotrzebne, za małe ubranie i podałem mu je. On wszedł za lniany parawan i powoli się przebierał. Moja puma musiała go wyciągnąć bo biedaczek wstydził się. Wyglądał nieziemsko w spódnicy do kolan, kaszmirowej narzucie na plecki. Anioł, nie człowiek powiadam Wam.
- O mój Re!- Krzyknąłem z uśmiechem i klasnąłem w dłonie. - Pięknie wyglądasz.- Przyznałem z uśmiechem. Bądź co bądź muszę go do siebie przekonać. Nie powiem mam na niego chętkę. Śliczny.

C.D.N


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Egipskie ciemności cz.I xUrukix

[Uruha]

Minęło dość długo aż mój ojczulek zszedł do boga Ozyrysa, boga zmarłych. Jakoś wielce nie opłakiwałem go, stary pryk i dyktator, który bez swej sługi był niczym. No cóż, dziś odbędzie się koronacja, która uczyni mnie faraonem daru Nilu, czyli Egiptu. Siedziałem właśnie w swojej komnacie i przygotowywałem się do ceremonii. Pomieszczenie było głównie z kamienia wypalonego z piasku pustynnego. Na ścianach byli wymalowani różni bogowie Egiptu, a największym malowidłem był bóg Re. Jest dość inspirujący, nie powiem. Pod tym malowidłem stało jedno wielkie łoże z czarnym baldachimem, a przy nim leżał na swoim posłaniu miękkim niczym ptasi puch, mój kocur, czarna puma. Piękne zwierzęta. Usłyszałem jak wchodzi księżniczka Egiptu, Kleopatra. Nie trawie tej baby, ona zabiła mojego ojca. Wzięła jakieś malowidła i zaczęła kreślić coś mi przy oczach i ustach. Jak skończyła wyglądałem jak jakaś chińska, porcelanowa laleczka, ale cóż poradzić. Podniosłem się i nałożyłem szatę, która była specjalnie przygotowana do tej ceremonii. Poszedłem krętymi korytarzami na salę tronową i uklęknąłem przed swoim rodzaju ksiądz czy coś w tym stylu, tylko, że z naszą wiarą. On zaczął mówić coś, ale niezbyt go słuchałem. Na końcu kazał wziąć nechache i heke, a potem skrzyżować. Nałożyli mi swojego rodzaju koronę i usiadłem na tronie. Wieczorem poszedłem do piramidy mojego ojca. Zobaczyłem, że jest otwarta, jak? Wszedłem i zauważyłem małego, biednego chłopca. Mógł mieć z 18 lat najwyżej, ja sam mam 28 lat.

[Ruki]

Wystraszyłem się, gdy ktoś wszedł do tej piramidy. Wiem, że jak chowają faraonów to dają im tam jedzenie i picie. Ja tylko chciałem się najeść. Udało mi się jakimś cudem to otworzyć, a w myślach się modliłem by coś mnie tam nie zabiło, nie zauważyło i nie wiadomo co jeszcze. Teraz mnie czeka długa droga w szukaniu. Patrzyłem na hieroglify, ale za nic nie wiem co tam piszę. No tak w Egipcie tylko najwyżsi urzędnicy i kapłani umieją pisać i czytać, a co ja taki biedny chłopiec mam zrobić? Szedłem powoli moimi bosymi nóżkami po piaskowym podłożu i nagle poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu. Była gładka i zadbana, nie to co moja. Wystraszyłem się i odskoczyłem przewracając się na piasek z łoskotem.

[Uruha]

Przeleciałem go wzrokiem od góry do dołu, chłop.
- A ty czego tu szukasz? - Zapytałem z pogardą w głosie
- N-nic, niech mi pan nic nie robi.- Mówił wystraszony i skulił się prawie płacząc, dzieciak.
- Pan?! Ty wiesz kim jestem?!- Uniosłem głos obudzony tym.
-P-Przepraszam.- Upadł na kolana i zaczął przepraszać, ehh.
- Czego tu szukasz? - Zapytałem milszy głosem.
- Tylko czegoś do jedzenia, nie chce kraść.- Tłumaczył się.
- Dobra, chodź ze mną. - powiedziałem do niego i wziąłem za ramie pomagając wstać i wyszliśmy z piramidy idąc do mnie, do komnaty, a tam podałem mu jedzenie i picie. A co jeśli by ta go zwerbować do bycia moim sługą? Dobra, nie dziś.
- Jak zjesz pójdziesz się umyć i spać. - powiedziałem i siedziałem przy stole popijając czerwone jak krew wino. Chłopczyk był urodziwej urody i o dziwo miał piękne blond włosy. Jak najpiękniejsze promyki słońca błyszczały przy świetle świec i pochodni. Patrzyłem na jego mleczną skórę i czekałem aż zje. Hmm piękny, bardzo piękny. Po chwili przyszedł mój kociak, pogłaskałem go i dałem coś do jedzenia, a on posłusznie wziął je do pyska i położył się gryząc kość i obdzierał ją z mięsa, które na niej zostały.

C.D.N

niedziela, 19 stycznia 2014

Orędzie do czytelników~~

Drodzy czytelnicy. Mam małe pytanie. ;_; Bo na prośbę jednej z czytelniczek mojego bloga chcę zrobić kontynuację opowiadania, a właściwie oneshota "Historia Zakochanego Pirata" i chciałabym poznać wasze opinie na ten temat. Proszę piszcie w komentarzach, one bardzo motywują! Dziękuje z gór! ^.^

sobota, 18 stycznia 2014

"Życzenie" cz.I xAoihax

Moja kochana rodzicielka oczywiście musiała mnie w coś wrobić, no musiała. Ale cóż nie będę się wykłócał z Nią, bo nie ma sensu, a jeszcze da mi jaki szlaban czy coś, ale cóż. Zagroziła mi już szlabanem pomimo iż mam trzydzieści dwa lata! No ludzie, pożal się Buddo no! Moja mateczka nadal chyba myśli, że jestem nastolatkiem, debilnym gimbusem czy Budda wie co, ale kochana kobieta, nie ma co.
- No chłopaki, chyba mnie tak nie zostawicie!- powiedziałem podłamany, bo mam zrobić imprezę dla mojej siostry pięcioletniej, tej przylepy. Eh, ale kocham ją, w końcu jest taka kochana, ale przynajmniej słucha naszego zespołu, hehehheheh, wredny braciszek ze mnie.
- No nie wiem, Stary. – mruknął znad gazety Akira. Ten to zawsze i wszędzie chodzący pesymista no.
- Błagam! Matka mnie zabije! - Padłem przed nimi na kolana.
- Ai tam, nie zabije, nie zabije. Najwyżej młotkiem po smera. – zaśmiał się przez plastikowy kubek z lemoniadą Shiroyama. – Poza tym ty chcesz by ona nas zamęczyła? – powiedział śmiejąc się.
- No nie! Proszę, no! – błagałem dalej. – Mogę wam zapłacić! Emm... pójdę na rumuńską pandę!
- Co to? – zapytało zdziwione maleństwo, słysząc po raz pierwszy taki „zawód”.
- No wyjdę na ulicę i uklęknę mówiąc „ Pan da, Pan da” – powiedziałem, a po chwili sala zaniosła się głośnym śmiechem. – I z czego rżycie konie jedne! – zawarczałem jak wściekły pies.
- Powalasz tymi tekstami Uru-chan! – zaśmiał się głośno podpaskonosy.
- Uważaj bo twój nos okres dostanie! - No i go zgasiłem tym tekstem, a reszta się zwijała z bólu brzucha na podłodze. Eh, to będzie trudniejsze niż mi się wydawało. Ale ja to osiągnę, zobaczycie! Przez najbliższe kilka dni chodziłem za nimi jak cień błagając. Udało mi się przebłagać Ru, mówiąc, że zafunduje mu nowe glany, ponieważ jego stare się rozwalają. Aoi zmięknął po nim, a to dlatego, że w piwnicy trzymam dobry rocznik rumu. Hie, hie, hie . Kai to tam padł po moim ostatnim błaganiu, okey jeszcze tylko szmaciak, ale jak by go tu podejść do jasnej Anielki! No nie wiem, nie wiem. Nowa szmata na mordę? Nie, stare. Nowe spodnie? Nie będzie chciał, ten nosi dwie pary na miesiąc. On chyba nie czuje jaki zapaszek jedzie od nich na kilometr, może on się w ogóle nie podciera?! O fuj, to by tłumaczyło to wszystko. Ale.. Nie no, aż takim świntuchem nie jest. Chyba…. Dobra nie ważne, albo wiem! Kupię mu zapas kitkatów! To dobry pomysł. Uru spryciarzu! Hahaha! I do tego skarpety bo mu ciężko zaszyć dziurę i chodzi z dziurą w skarpecie. Udało mi się ich wszystkich przekonać, więc zabraliśmy się do roboty. Ruki zajął się dekoracjami, Aoi muzyką, Rei robił za tragarza Rukisia, a Kai robił jedzonko, a ja natomiast zajmowałem przez cały dzień małą. Uh. Salon był pięknie przystrojony. Pełno różowych wstążeczek, konfetti. Wszystko pięknie jak by jednorożec, srający tęczą by się tu cukrem zwymiotował. Aoi puścił jakąś dziecięca piosenkę, pełno jedzenia było na stole, a mała była tym zachwycona. Aż jej się oczka świeciły. Wszyscy się spisali na szóstkę, ale teraz pytanie co sobie zażyczy. Przyjęcie nieźle minęło, a mała odpadła już w połowie. Heh. My tez byliśmy już samymi przygotowaniami zmęczeni. Położyliśmy się spać, obudziłem się w jakimś różowym łóżku, ale co lepsze miałem cycki! No ej! Ale bardziej jest zastanawiające czemu jestem z plastiku.
- Ej, chłopaki! – krzyknąłem.
- Czego! – odpowiedział oburzony zbudzeniem basista. – Czemu jestem z plastiku?! – krzyknął po chwili.
- O to samo chciałem się spytać. – powiedziałem – Bardziej zastanawia mnie to, czemu mam cycki! – szepnąłem załamany, a Aoi się na mnie ślinił. No nieźle.
- Cyckiiiiiii- powiedział jak w hipnozie czarnulek. Ugh.
Po chwili przybiegło maleństwo, także z parą balonów na piersi. Eh. Co się dzieje!
- Co nam jest? – zapytał podłamany jak ja.
- Też chciałbym to wiedzieć. – Powiedziałem po nim.
- Jak to jest za sprawką tego dzieciaka to je zabije! – dodał podkurzony kogutowłosy basista. – No, ale.
- Dobra trzeba znaleźć wyjście! – powiedział Aoi ku pokrzepieniu serc.
- Ale czy jakieś jest?
C.D.N

„Coś co da Ciebie jest mało ważne, dla mnie jest najważniejsze.” xReitukix

[Ruki]
Czuję dziwną pustkę bez Ciebie. Kolejny dzień bez twojej osoby. Bez twojego towarzystwa. Ta nie opisana pustka wciąż narasta. Czemu to zrobiłeś? Wciąż zadaje sobie to pytanie retoryczne, na które nie ma po prostu w świecie odpowiedzi. A wiesz dlaczego? Bo nie ma ciebie. Nie ma. Wciąż w mojej głowie kumulują się pytania na twój temat. Gdzie jesteś, dlaczego się nie odzywasz, czy coś ja zrobiłem źle, gdzie postąpiłem błąd. One nie dają mi spać, jeść, oddychać. Każdy dzień dłuży się jak rok, a rok jak lata. Minęły okrągłe 2 lata od twojego odejścia. Od tamtego czasu słońce dla mnie nie wschodzi. Tylko czarne chmury się kumulują na niebieskim niebie zakrywając je całe. A po kilku minutach zaczyna się ulewa. Ziemia już nie wsiąka tej wody. Jest jej za dużo. Coraz więcej powodzi. Coraz więcej wypadków. Widzisz co robisz Słonko z tym światem? Potrzebuję Cię tak samo jak ja. Ta szara myszka co bez ciebie jest nikim. Przez nikogo nie zauważalny. Co dzień proszę Boga byś wrócił. Mimo iż byłem nie wierzący zacząłem wierzyć, że cud się stanie i wrócisz. Co dziennie z rana i pod wieczór chodzę do świątyni i modlę się o twój powrót. Wciąż oglądam tą samą wygniecioną kartkę, na której widnieją słowa „ Przepraszam, nie umiem inaczej. Kocham… Kiedyś, może wrócę. Baj~ -Akira”. Ten krótki, a zarazem wiele wyrażający list złamała moje serce na miliardy kawałeczków. Nikt prócz ciebie nie będzie w stanie ich poskładać. Są jak puzzle. Ale dlaczego tak trudno się układa. Może dlatego, że każda część wydaje się taka…sama? Czuję nieustający ból w sercu jak bym z każdą sekundą, minutą, godziną umierał. Dniem, rokiem stawał się coraz brzydszy i nie ważny. Dlaczego to robisz? Czemu wystawiasz mnie na próbę? Zawszę mówiłeś „ Nie opuszczę Cię nigdy. Jesteś dla mnie najważniejszy. Kocham Cię, Takanori.” Czemu pozwalałeś mi się łudzić? Czemu zgadzałeś na to bym tak głęboko wierzył, że te słowa mają sens…sens miłości, którą darzyłem, darzę Cię do dziś. Co dzień krzyczę bezdźwięcznym krzykiem rozpaczy. Tak zwanym płaczem. Wiesz? Nie wiesz. Rzadko mnie widziałeś zapłakanego. No chyba, że ze szczęścia, a to się zdarzało często dzięki tobie. Wciąż czuję, że jesteś przy mnie, ale to tylko serce chce zakryć pustkę. Wciąż wierzę, że jak otworzę oczy to jesteś obok mnie na swojej ulubionej poduszce przesiąkniętej twoim zapachem, potem, perfumami i szamponem. Tak bardzo chcę cię poczuć w sobie jeszcze raz. Chodziłem na zabawy czy coś w tym rodzaju, ale nic nie pomagało. Nic.. Co dzień chłopaki z naszego zespołu próbują mi pomóc, ale jakoś nie mogą. Chcę po prostu byś wrócił. Myślałem tak siedząc opatulony na balkonie kocami. Była zima. Uwielbiałeś ze mną zimę. Podniosłem się po czterech godzinach rozmyślania o tobie i przekroczyłem próg szklanych drzwi i zamknąłem je. Zrobiłem malinową herbatę. Uwielbiałeś ją. Tak samo ja. Bez ciebie dużo się tu zmieniło. Był remont. Dużo sprzątam by zająć czymś myśli. Wszystko układane pod względem używania, koloru, pór roku, używalności. Nawet kubki są pod różnymi względami poustawiane, jak talerze. Poszedłem do naszej sypialni i przytuliłem od ciebie małego, brązowego misia z łatkami. Był uśmiechnięty. Dodawał mi otuchy w najgorszych dniach. Usnąłem. Po kilku godzinach snu usłyszałem kroki, ciężkie jak po twoich glanach. Potem ciepłe, silne ramiona oplatające mnie.
- Wróciłem. – szepnął melodyjny, męski głos. – Kochanie. – dodał po chwili. Już wiedziałem, że to ty. Wiedziałem, że mnie nie opuścisz. Kocham Cię Aki. Wiedziałem, że mnie tak nie zostawisz.
Happy End Forever <3

czwartek, 16 stycznia 2014

Orędzie do czytelników~~



Bardzo przepraszam za moją prawie miesięczną nieobecność na blogu, ale niestety złe siły zabrały mi komputer na wymieniony powyżej okres czasu. W zbliżającym się weekend planuję dodać nowe opowiadania yaoi. Więc nie martwcie się Moi kochani. ^^ Rei wraca do gry!