[Reita]
Dziś
chciałem namówić paru moich przyjaciół ze szkoły byśmy poszli
do tej starej opuszczonej fabryki. Nie ma za dobrej sławy. Mówią,
że przeprowadzano tam chore eksperymenty chemiczne na ludziach, i
dlatego wszyscy pracownicy zmarli, a zakład zamknięto. Miejsce to
przeraża swoim wyglądem i płynie od niego nie przyjemny swąd
chemikali i jakby krwi? Mimo to, to miejsce stało się głównym
miejscem schadzek narkomanów, młodzieży i zakochanych par, które
chcą poczuć dreszcz emocji.
- Chłopaki! - krzyknąłem podchodząc go grupki moich przyjaciół z klasy: Aoia, czyli idiotę z IQ poniżej IQ kozy, Rukiego, kochanego wkurzonego co chwilę jak kobieta w okresie maleństwa, Uruha, chodząca kaczka oraz Kai. Spojrzeli na mnie w oczekiwaniu na mój krzyk do nich.
- No mów, a nie gapisz się. - powiedział kaczodzioby blondynek.
- No dziś robią imprezkę w tej opuszczonej fabryce na przedmieściach Tokio. Chodźmy! Będzie fajnie. - oznajmiłem z uśmiechem i patrzyłem na nich.
- Oszalałeś? Jak się dyro dowie to po nas! - stwierdził najmądrzejszy z grupy, czyli Kai.
- Przestań, Kai! Pół naszej szkoły tam idzie! - zaśmiałem się.
- Jak coś nam się stanie to ciebie pierwszego jebnę. - Włączyło się maleństwo
Około godziny jedenastej wieczorem znaleźliśmy się pod ów budynkiem. Znajdowało się ono na kompletnym pustkowiu, kompletnym odludziu. Na piaskowych ulicach toczyły się kulki z takich krzaków na wietrze. Właściwie to tylko wiatr tu hulał. Wyglądało jak by tu bomba uderzyła.
- No dobra to wchodzimy. - powiedziałem chwilę się zastanawiając i przy okazji patrząc na wielki budynek, który miał wokół różne maszyny wiertnicze. Czemu w tym zbitym oknie kogoś widziałem? Dobra nie ważne. Wielka, żelazna brama była dobrze zamknięta na cztery z pusty, ale dalej płot kolczasty był przewrócony na pewnym odcinku i udało nam się tam z grupą wejść. Przed wielkimi drzwiami metalowymi stało już wiele ludzi. Czyli jesteśmy nie jedyni tutaj.
[Uruha]
- W coś ty nas wpakował, Reita? - zapytałem i stchórzyłem. No co, nie sądziłem, że to tak wygląda! Po chwili wielkie metalowe drzwi się otworzyły, emm dobra cykam się.- Game over. - szepnąłem w myślach i weszliśmy całą grupą. Ja stałem cały czas przy Akirze. Heh. Weszliśmy na halę, a drzwi same się zamknęły za ostatnim odważny co tu przyszedł. Paru ludzi podbiegło do drzwi i drapało je i kopało z krzykiem. Na drzwiach pisało wielkimi krwistymi literami "Wyjście, to aluzja". Co to ma znaczyć! Wchodząc tu nie wiedzieliśmy chyba na co się narażamy lub w jaką grę się wpakowaliśmy. Po chwili po hali rozniósł się dziwny dźwięk jak by śnieżenia telewizora jak nie złapie kanału. Z dachu wysunął się wielki telewizor, a na nim jakiś gościu. Był nieźle zmasakrowany.
- Witam, jestem JB (dop.aut. Nie chodzi o Justina Biebera XD). Właśnie zaczęliśmy grę. Powodzenia. Przeżyje niewielu, ale podpowiem wam, że szukajcie czegoś do obrony. - mówił zachrypniętym głosem i obraz znów zaczął śnieżyć, czemu mam dziwne poczucie, że to był bardzo głupi pomysł. Ludzie spanikowani zaczęli szukać czegoś do obrony. Ja chwyciłem za metalową rurę, może być. Heh. Mam nadzieję, że nic się nie stanie mi, ani moim przyjaciołom. O boże. Poszliśmy ciemnym korytarzem, gdzie na ścianach było pełno krwi i napisy „Help me.”, „Kill me!” . Ah, nie no. Spoko. Szliśmy dalej. Doszliśmy do pomieszczenia, gdzie było pięć krzeseł, jak by on wiedział, że nas w tej grupie tyle jest. Usiedliśmy, ale żałuję tej decyzji. Coś nas unieruchomiło, a jego twarz pojawiła się na małym telewizorze... C.D.N
- Chłopaki! - krzyknąłem podchodząc go grupki moich przyjaciół z klasy: Aoia, czyli idiotę z IQ poniżej IQ kozy, Rukiego, kochanego wkurzonego co chwilę jak kobieta w okresie maleństwa, Uruha, chodząca kaczka oraz Kai. Spojrzeli na mnie w oczekiwaniu na mój krzyk do nich.
- No mów, a nie gapisz się. - powiedział kaczodzioby blondynek.
- No dziś robią imprezkę w tej opuszczonej fabryce na przedmieściach Tokio. Chodźmy! Będzie fajnie. - oznajmiłem z uśmiechem i patrzyłem na nich.
- Oszalałeś? Jak się dyro dowie to po nas! - stwierdził najmądrzejszy z grupy, czyli Kai.
- Przestań, Kai! Pół naszej szkoły tam idzie! - zaśmiałem się.
- Jak coś nam się stanie to ciebie pierwszego jebnę. - Włączyło się maleństwo
Około godziny jedenastej wieczorem znaleźliśmy się pod ów budynkiem. Znajdowało się ono na kompletnym pustkowiu, kompletnym odludziu. Na piaskowych ulicach toczyły się kulki z takich krzaków na wietrze. Właściwie to tylko wiatr tu hulał. Wyglądało jak by tu bomba uderzyła.
- No dobra to wchodzimy. - powiedziałem chwilę się zastanawiając i przy okazji patrząc na wielki budynek, który miał wokół różne maszyny wiertnicze. Czemu w tym zbitym oknie kogoś widziałem? Dobra nie ważne. Wielka, żelazna brama była dobrze zamknięta na cztery z pusty, ale dalej płot kolczasty był przewrócony na pewnym odcinku i udało nam się tam z grupą wejść. Przed wielkimi drzwiami metalowymi stało już wiele ludzi. Czyli jesteśmy nie jedyni tutaj.
[Uruha]
- W coś ty nas wpakował, Reita? - zapytałem i stchórzyłem. No co, nie sądziłem, że to tak wygląda! Po chwili wielkie metalowe drzwi się otworzyły, emm dobra cykam się.- Game over. - szepnąłem w myślach i weszliśmy całą grupą. Ja stałem cały czas przy Akirze. Heh. Weszliśmy na halę, a drzwi same się zamknęły za ostatnim odważny co tu przyszedł. Paru ludzi podbiegło do drzwi i drapało je i kopało z krzykiem. Na drzwiach pisało wielkimi krwistymi literami "Wyjście, to aluzja". Co to ma znaczyć! Wchodząc tu nie wiedzieliśmy chyba na co się narażamy lub w jaką grę się wpakowaliśmy. Po chwili po hali rozniósł się dziwny dźwięk jak by śnieżenia telewizora jak nie złapie kanału. Z dachu wysunął się wielki telewizor, a na nim jakiś gościu. Był nieźle zmasakrowany.
- Witam, jestem JB (dop.aut. Nie chodzi o Justina Biebera XD). Właśnie zaczęliśmy grę. Powodzenia. Przeżyje niewielu, ale podpowiem wam, że szukajcie czegoś do obrony. - mówił zachrypniętym głosem i obraz znów zaczął śnieżyć, czemu mam dziwne poczucie, że to był bardzo głupi pomysł. Ludzie spanikowani zaczęli szukać czegoś do obrony. Ja chwyciłem za metalową rurę, może być. Heh. Mam nadzieję, że nic się nie stanie mi, ani moim przyjaciołom. O boże. Poszliśmy ciemnym korytarzem, gdzie na ścianach było pełno krwi i napisy „Help me.”, „Kill me!” . Ah, nie no. Spoko. Szliśmy dalej. Doszliśmy do pomieszczenia, gdzie było pięć krzeseł, jak by on wiedział, że nas w tej grupie tyle jest. Usiedliśmy, ale żałuję tej decyzji. Coś nas unieruchomiło, a jego twarz pojawiła się na małym telewizorze... C.D.N