Kolejna trasa koncertowa, a co się z
tym wiążę? Próby! Mam powoli dość tych wszystkich prób, no
kurde zajeżdżamy do nowego miejsca, co prawda zwiedzamy, ale
wszystko się toczy wokół koncertu, jakby Kai nie mógł
przystopować. Rozumiem, chce jak najlepiej, dla nas, fanów i by
menadżer nie miał swojej jak u hieny mordy do czegoś przyczepić.
Zjechaliśmy właśnie do hotelu, a bardziej takiego dworu, który nosił nazwę „Straszny Dwór”. Nie wiem czy taki straszny! Pewnie znów Akira będzie chciał mnie przestraszyć, ale nie dam się tak łatwo i on wpadnie w moje sidła! Bynajmniej taki mam plan. Dworek ogólnie był dość wystawny, a ogród, który znajdował się na całej parceli był piękny, dużo zieleni, kwiatów, drzew i na środku piękny staw z liliami wodnymi o zabarwieniu łososiowym. Sam budynek był zbliżony do czasów wiktoriańskich, jak to w Anglii kiedyś było. Zapowiada się dość ciekawy odpoczynek, ponieważ przekonaliśmy naszego lidera-sama by w dał nam trzy dni spokoju, sam się zgodził, ale widząc skwaszoną minę to gorzej jak by cytrynę połknął. Autokar wysadził nas zaraz przy wielkiej, żelaznej bramie, która miała wielką czachę jak by się przyjrzeć z innej perspektyw. Szliśmy żwirową dróżką do ogromnych, dębowych drzwi wejściowych z kołatką. Hol był bardzo zbliżony do okresu wcześniej wspomnianego, na środku witał nas wielki dywan z niedźwiedziego futra. Lampy naścienne przypominały swoim wyglądem pochodnie, a z sufitu zwisał wielki żyrandol, ale na nim pajęczyn, kurde czy oni nie mają na pokojówkę czy coś? Stanąłem z boku i popatrzyłem się na obraz, który przedstawiał założyciela dworu, zajazdu, hotelu czy jak to inaczej nazwać. Dopisek pod nim przyznam szczerze trochę mnie zdziwił, ponieważ brzmiał tak „Żywimy się tymi, którzy Nas gnębią”, chyba to było kredo tej założycielki, czy co. Popatrzyłem w bok i prawie odskoczyłem widząc łeb jakiegoś sępa. On był wypchany! O fu! Na metalowej plakietce pisało jego imię „Meurto 1838-1890”, a przy portrecie była data „1837-1890”, może to ma jakieś powiązanie? To jednak bardzo interesujący temat. Jednak z moich przemyśleń i oględzin wyrwał mnie mój kolega z zespołu, Akira, który trzymał klucz do pokoju z numerem trzysta dwanaście, mówiąc iż mam z nim pokój. Bez słowa poszedłem za nim, biorąc ówcześnie swoje toboły i kierując się z nim do wielkich schodów.
- Co?! Ja nie wejdę na dziewiąte piętro z bagażami! Żądam boja!
Tupnąłem nogą i nagle na rozwidleniu pomiędzy dwoma ścieżkami na pół piętrze pojawił się jakaś zjawa, a może duch. Zaraz, ja w takie zabobony nie wierzę!
- Dobra, łachy bez poradzę sobie sam.
Powiedziałem, jednak trochę czując strach. To było dziwne. Wziąłem jakoś wszystkie bagaże i wchodziłem po schodach, które swoją drogą strasznie hałasowały. Trochę bardzo. Na ścianach jak oglądałem wchodząc po tych schodach, oglądałem co wisi na ścianie. Była całą rodzina Boregardów, czyli to są dalsi właściciele tego dworu. Nie no słodko, ale czemu oni łypią na mnie okiem! Później wisiały różne dziwne obrazy, jeden mnie bardzo zaintrygował, ponieważ przedstawiał „Czarną Śmierć”, a nawiasem mówiąc dżumę. Obraz przedstawiał plagę mysz, chorych ludzi i wiele, wiele trupów. Nie no sweet. Zanim się nie obejrzałem znaleźliśmy się w pokoju. Nie był taki straszny, chyba, ze zaraz pojawi się jakaś kościlda w stroju pokojówki to się wystraszę. Od razu zająłem największą szafę dębową.
- O ja pierdolę.
Westchnąłem widząc jaki tam jest po prostu syf. Stare ubrania, mole, pająki, więcej pająków no i eee czaszka? Kurwa co robi tutaj czaszka! Z hukiem zamknąłem tą szafę i ułożyłem torbę pod ścianą.
- Nie no jeszcze małżeńskie łóżko, no kurde.
- Nie wydziwiaj, nie zgwałcę cię, przysięgam.
Uśmiechnął się tym perwersyjnym wyrazem twarzy, a potem uszczypnął w pośladek, kurwa.
- Ludzie pomocy. Jestem sam na sam z gwałcicielem!
Zaśmiałem się i pacnąłem go w głowę za to uszczypnięcie.
- Musimy iść na obiad, głodny jestem.
Oznajmiłem i stawiliśmy się na parterze, a w komplecie skierowaliśmy się do jadalni. Stało tu tylko kilka stołów i tylko jakaś para jadła coś w kącie, czyli ten dwór nie jest jakoś bardzo znany. To smutne, ponieważ jak by pokoje i ogólnie było by bardziej zadbane to pewnie by pękał w szwach. Ale nie narzekam, póki nic mnie na razie tu nie zjadło. Zasiedliśmy do stołu i rozdano nam menu. Nie było jakoś bardzo różnorodne i to mi się podoba. No bo jak jest napierdolone różnych potrwa to człowiek ma tak duży wybór, że zapomni po co on w ogóle przyszedł. Wybrałem jakiś tam stek Boregardów, a do tego jakąś surówkę. No nie mogę się objadać, już mi opona rośnie, no kurde!
- Hej, a słyszeliście o tej plotce?
- Jaka plotka?
Zainteresowało mnie to co powiedział basista. No co jestem chodzącym plotkarzem, kocham plotki i ploteczki!
- Tą o pokoju trzysta trzynaście, właśnie o tym pokoju trzysta trzynaście co znajduję się w tym dworze.
- No mów, o ile to nic zboczonego.
Mruknąłem.
- No więc. Pewnej wieczornej straszliwej burzy, założycielka tego zajazdu Kate Boregard popełniła samobójstwo, ponieważ jej mąż w końcu jej uświadomił, że jest chora psychicznie oraz to iż ją zostawia dla młodszej. Ta chwyciła za srebrną szczotkę i rzuciła w wielkie lustro. Kate, znienawidziła wszystko co związane z Włochami, ponieważ on ją zostawił dla młodszej Włoszki. Po dzień dzisiejszy słychać podczas nocnych burz jak krzyczy z bólu w tym pokoju, a jej duch pozostaje nie zaspokojony i nawiedza ten pokój.
Szczerze trochę mnie strach przeleciał, ale nie dam się tak łatwo! C-chyba.
- Ej, a tak zmieniając temat, dziś ma być burza sprawdzimy czy ten duch serio jest?
Zapytał nas, a ja pobladłem.
- Pewnie!
- No ba!
- Nie no spoko.
Mówił Uruha, Aoi oraz Kai. No oni kurwa są przeciwko mnie! Ja wiem mówię! Oni chcą bym skończył w psychiatryku, no kurwa!
- Co Taka-chan? Cykasz się? Ko, ko kooo~~~
Zaczął gdakać, a ja rzuciłem w niego kawałkiem mięsa, który wylądował mu wprost na twarzy. Sala zaniosła się śmiechem. Sam prawie zleciałem z krzesła, z poważnym bólem brzucha od śmiechu widząc jego minkę, która była bardzo zdezorientowana po zaistniałym zdarzeniu.
- Jak mam widzieć taką twoją minę po tym jak udowodnię ci, że duchy nie istnieją to z przyjemnością!
Oznajmiłem pewny siebie i z uśmiechem na twarzy, dokończyłem to co mi się ostało na talerzu, ponieważ mięso lepiej komponowało się z jego twarzą niż z tym kremowym, porcelanowym talerzem.
Tak jak Akira mówił, że w nocy ma być burza, tak była. Waliły pioruny i lało jak z cebra. Byłem ubrany jakoś luźniej, no i w ręku miałem swoją poduszkę i koc, co się będę. Spotkaliśmy się wszyscy w piątkę pod tym pokojem. Ledwo co Kai czynił honory dworu i chciał otworzyć to drzwi same ustąpiły! Dobra to dziwne. Weszliśmy tam powoli, ale co lepsze jak tylko wszyscy przekroczyli próg „nawiedzonego” pokoju trzysta trzynaście, drzwi same się zamknęły.
- E, to pewnie wiatr, balkon jest otwarty.
Zacząłem wyjaśniać to zjawisko w jakiś logiczny sposób. Jeżeli w taki się dało. W pokoju ogólnie nie było prądu, a na ścianie był portret tej Kate. Ładna kobieta swoją drogą jak na tamte czasy. Usiadłem powoli na wielkiej kanapie, a koło mnie Uru zresztą, tylko Reite, gdzieś wcięło.
- Ej, a co jeśli Reita tylko sobie żarty stroi?
- Pewnie tak, ale mam mały plan.
Objaśniłem im powoli co i jak dopóki nie pojawił się „wystraszony” basista.
- Ej ludzie, widziałem ducha! Poważnie paczcie!
Wskazała na garderobę. Aoi jako pierwszy podszedł i drżącą ręką chwycił za to świecące coś. Po chwili okazało się iż to jest lampa. Nie no spoko. Ten zaczął się brechtać, widząc nasze miny, no bo jak mu jebnę! Czas wprowadzić plan w życie!
Wszystko się zaczęło, jak basiście zachciało się seansu, czyli nawiasem mówiąc wywoływania duchów. Otworzyłem jedno oko i puściłem oczko do Aoi,a, że może zacząć.
- O biedna duszo, Kate! Ujawnij się! Jeżeli jesteś tutaj, zapukaj trzy razy!
Mówił Aoi, a Uru puścił moją rękę i zapukał o stół trzy razy, szybko chwytając. Udaliśmy zdziwienie, no Rei niezłą miał podjarke.
- Kate, zapókaj ponownie trzy razy.
No i niby Uru miał pukać, jednak coś go wyprzedziło co zrobiło się dziwne, ponieważ w pokoju otworzyło się jakoś samo okno. Nagle coś zawyło, a ja z moimi zdolnościami zmieniłem głos.
- Witajcie drodzy. Jestem Kate Bordegard. Dlaczego zakłócacie mój spokój, nędzne mrówki?
Ej, to było dziwne, ponieważ nawet jak bym zmienił głos to by tak nie brzmiał. O kurde. Czy my serio wywołaliśmy ducha? Spokojnie, Takanori to tylko twoja wyobraźnia. Nagle coś pacnęło Reia, a my zaczęliśmy się śmiać, jak ten spierdolił pod stół.
- Akira, to tylko my, nie istnieją duchy!
Zaczęliśmy się śmiać, a ten miał minę skarconego dziecka i równocześnie „Are you fucking kidding me?”. Sam wlazałem pod stół i go przytuliłem, serio się chyba wystraszył, ale go pocieszyłem, dałem mu buziaka, od dawna jesteśmy parą, ale jednak nie ujawniamy tego nawet chłopakom, nie ma takie potrzeby.
- Ej ludzie, ja nie ćpam, a z obrazu coś wyłazi!
Pisnął Uru, a my widząc to wystraszyliśmy się spierdalając jak najdalej.
Zjechaliśmy właśnie do hotelu, a bardziej takiego dworu, który nosił nazwę „Straszny Dwór”. Nie wiem czy taki straszny! Pewnie znów Akira będzie chciał mnie przestraszyć, ale nie dam się tak łatwo i on wpadnie w moje sidła! Bynajmniej taki mam plan. Dworek ogólnie był dość wystawny, a ogród, który znajdował się na całej parceli był piękny, dużo zieleni, kwiatów, drzew i na środku piękny staw z liliami wodnymi o zabarwieniu łososiowym. Sam budynek był zbliżony do czasów wiktoriańskich, jak to w Anglii kiedyś było. Zapowiada się dość ciekawy odpoczynek, ponieważ przekonaliśmy naszego lidera-sama by w dał nam trzy dni spokoju, sam się zgodził, ale widząc skwaszoną minę to gorzej jak by cytrynę połknął. Autokar wysadził nas zaraz przy wielkiej, żelaznej bramie, która miała wielką czachę jak by się przyjrzeć z innej perspektyw. Szliśmy żwirową dróżką do ogromnych, dębowych drzwi wejściowych z kołatką. Hol był bardzo zbliżony do okresu wcześniej wspomnianego, na środku witał nas wielki dywan z niedźwiedziego futra. Lampy naścienne przypominały swoim wyglądem pochodnie, a z sufitu zwisał wielki żyrandol, ale na nim pajęczyn, kurde czy oni nie mają na pokojówkę czy coś? Stanąłem z boku i popatrzyłem się na obraz, który przedstawiał założyciela dworu, zajazdu, hotelu czy jak to inaczej nazwać. Dopisek pod nim przyznam szczerze trochę mnie zdziwił, ponieważ brzmiał tak „Żywimy się tymi, którzy Nas gnębią”, chyba to było kredo tej założycielki, czy co. Popatrzyłem w bok i prawie odskoczyłem widząc łeb jakiegoś sępa. On był wypchany! O fu! Na metalowej plakietce pisało jego imię „Meurto 1838-1890”, a przy portrecie była data „1837-1890”, może to ma jakieś powiązanie? To jednak bardzo interesujący temat. Jednak z moich przemyśleń i oględzin wyrwał mnie mój kolega z zespołu, Akira, który trzymał klucz do pokoju z numerem trzysta dwanaście, mówiąc iż mam z nim pokój. Bez słowa poszedłem za nim, biorąc ówcześnie swoje toboły i kierując się z nim do wielkich schodów.
- Co?! Ja nie wejdę na dziewiąte piętro z bagażami! Żądam boja!
Tupnąłem nogą i nagle na rozwidleniu pomiędzy dwoma ścieżkami na pół piętrze pojawił się jakaś zjawa, a może duch. Zaraz, ja w takie zabobony nie wierzę!
- Dobra, łachy bez poradzę sobie sam.
Powiedziałem, jednak trochę czując strach. To było dziwne. Wziąłem jakoś wszystkie bagaże i wchodziłem po schodach, które swoją drogą strasznie hałasowały. Trochę bardzo. Na ścianach jak oglądałem wchodząc po tych schodach, oglądałem co wisi na ścianie. Była całą rodzina Boregardów, czyli to są dalsi właściciele tego dworu. Nie no słodko, ale czemu oni łypią na mnie okiem! Później wisiały różne dziwne obrazy, jeden mnie bardzo zaintrygował, ponieważ przedstawiał „Czarną Śmierć”, a nawiasem mówiąc dżumę. Obraz przedstawiał plagę mysz, chorych ludzi i wiele, wiele trupów. Nie no sweet. Zanim się nie obejrzałem znaleźliśmy się w pokoju. Nie był taki straszny, chyba, ze zaraz pojawi się jakaś kościlda w stroju pokojówki to się wystraszę. Od razu zająłem największą szafę dębową.
- O ja pierdolę.
Westchnąłem widząc jaki tam jest po prostu syf. Stare ubrania, mole, pająki, więcej pająków no i eee czaszka? Kurwa co robi tutaj czaszka! Z hukiem zamknąłem tą szafę i ułożyłem torbę pod ścianą.
- Nie no jeszcze małżeńskie łóżko, no kurde.
- Nie wydziwiaj, nie zgwałcę cię, przysięgam.
Uśmiechnął się tym perwersyjnym wyrazem twarzy, a potem uszczypnął w pośladek, kurwa.
- Ludzie pomocy. Jestem sam na sam z gwałcicielem!
Zaśmiałem się i pacnąłem go w głowę za to uszczypnięcie.
- Musimy iść na obiad, głodny jestem.
Oznajmiłem i stawiliśmy się na parterze, a w komplecie skierowaliśmy się do jadalni. Stało tu tylko kilka stołów i tylko jakaś para jadła coś w kącie, czyli ten dwór nie jest jakoś bardzo znany. To smutne, ponieważ jak by pokoje i ogólnie było by bardziej zadbane to pewnie by pękał w szwach. Ale nie narzekam, póki nic mnie na razie tu nie zjadło. Zasiedliśmy do stołu i rozdano nam menu. Nie było jakoś bardzo różnorodne i to mi się podoba. No bo jak jest napierdolone różnych potrwa to człowiek ma tak duży wybór, że zapomni po co on w ogóle przyszedł. Wybrałem jakiś tam stek Boregardów, a do tego jakąś surówkę. No nie mogę się objadać, już mi opona rośnie, no kurde!
- Hej, a słyszeliście o tej plotce?
- Jaka plotka?
Zainteresowało mnie to co powiedział basista. No co jestem chodzącym plotkarzem, kocham plotki i ploteczki!
- Tą o pokoju trzysta trzynaście, właśnie o tym pokoju trzysta trzynaście co znajduję się w tym dworze.
- No mów, o ile to nic zboczonego.
Mruknąłem.
- No więc. Pewnej wieczornej straszliwej burzy, założycielka tego zajazdu Kate Boregard popełniła samobójstwo, ponieważ jej mąż w końcu jej uświadomił, że jest chora psychicznie oraz to iż ją zostawia dla młodszej. Ta chwyciła za srebrną szczotkę i rzuciła w wielkie lustro. Kate, znienawidziła wszystko co związane z Włochami, ponieważ on ją zostawił dla młodszej Włoszki. Po dzień dzisiejszy słychać podczas nocnych burz jak krzyczy z bólu w tym pokoju, a jej duch pozostaje nie zaspokojony i nawiedza ten pokój.
Szczerze trochę mnie strach przeleciał, ale nie dam się tak łatwo! C-chyba.
- Ej, a tak zmieniając temat, dziś ma być burza sprawdzimy czy ten duch serio jest?
Zapytał nas, a ja pobladłem.
- Pewnie!
- No ba!
- Nie no spoko.
Mówił Uruha, Aoi oraz Kai. No oni kurwa są przeciwko mnie! Ja wiem mówię! Oni chcą bym skończył w psychiatryku, no kurwa!
- Co Taka-chan? Cykasz się? Ko, ko kooo~~~
Zaczął gdakać, a ja rzuciłem w niego kawałkiem mięsa, który wylądował mu wprost na twarzy. Sala zaniosła się śmiechem. Sam prawie zleciałem z krzesła, z poważnym bólem brzucha od śmiechu widząc jego minkę, która była bardzo zdezorientowana po zaistniałym zdarzeniu.
- Jak mam widzieć taką twoją minę po tym jak udowodnię ci, że duchy nie istnieją to z przyjemnością!
Oznajmiłem pewny siebie i z uśmiechem na twarzy, dokończyłem to co mi się ostało na talerzu, ponieważ mięso lepiej komponowało się z jego twarzą niż z tym kremowym, porcelanowym talerzem.
Tak jak Akira mówił, że w nocy ma być burza, tak była. Waliły pioruny i lało jak z cebra. Byłem ubrany jakoś luźniej, no i w ręku miałem swoją poduszkę i koc, co się będę. Spotkaliśmy się wszyscy w piątkę pod tym pokojem. Ledwo co Kai czynił honory dworu i chciał otworzyć to drzwi same ustąpiły! Dobra to dziwne. Weszliśmy tam powoli, ale co lepsze jak tylko wszyscy przekroczyli próg „nawiedzonego” pokoju trzysta trzynaście, drzwi same się zamknęły.
- E, to pewnie wiatr, balkon jest otwarty.
Zacząłem wyjaśniać to zjawisko w jakiś logiczny sposób. Jeżeli w taki się dało. W pokoju ogólnie nie było prądu, a na ścianie był portret tej Kate. Ładna kobieta swoją drogą jak na tamte czasy. Usiadłem powoli na wielkiej kanapie, a koło mnie Uru zresztą, tylko Reite, gdzieś wcięło.
- Ej, a co jeśli Reita tylko sobie żarty stroi?
- Pewnie tak, ale mam mały plan.
Objaśniłem im powoli co i jak dopóki nie pojawił się „wystraszony” basista.
- Ej ludzie, widziałem ducha! Poważnie paczcie!
Wskazała na garderobę. Aoi jako pierwszy podszedł i drżącą ręką chwycił za to świecące coś. Po chwili okazało się iż to jest lampa. Nie no spoko. Ten zaczął się brechtać, widząc nasze miny, no bo jak mu jebnę! Czas wprowadzić plan w życie!
Wszystko się zaczęło, jak basiście zachciało się seansu, czyli nawiasem mówiąc wywoływania duchów. Otworzyłem jedno oko i puściłem oczko do Aoi,a, że może zacząć.
- O biedna duszo, Kate! Ujawnij się! Jeżeli jesteś tutaj, zapukaj trzy razy!
Mówił Aoi, a Uru puścił moją rękę i zapukał o stół trzy razy, szybko chwytając. Udaliśmy zdziwienie, no Rei niezłą miał podjarke.
- Kate, zapókaj ponownie trzy razy.
No i niby Uru miał pukać, jednak coś go wyprzedziło co zrobiło się dziwne, ponieważ w pokoju otworzyło się jakoś samo okno. Nagle coś zawyło, a ja z moimi zdolnościami zmieniłem głos.
- Witajcie drodzy. Jestem Kate Bordegard. Dlaczego zakłócacie mój spokój, nędzne mrówki?
Ej, to było dziwne, ponieważ nawet jak bym zmienił głos to by tak nie brzmiał. O kurde. Czy my serio wywołaliśmy ducha? Spokojnie, Takanori to tylko twoja wyobraźnia. Nagle coś pacnęło Reia, a my zaczęliśmy się śmiać, jak ten spierdolił pod stół.
- Akira, to tylko my, nie istnieją duchy!
Zaczęliśmy się śmiać, a ten miał minę skarconego dziecka i równocześnie „Are you fucking kidding me?”. Sam wlazałem pod stół i go przytuliłem, serio się chyba wystraszył, ale go pocieszyłem, dałem mu buziaka, od dawna jesteśmy parą, ale jednak nie ujawniamy tego nawet chłopakom, nie ma takie potrzeby.
- Ej ludzie, ja nie ćpam, a z obrazu coś wyłazi!
Pisnął Uru, a my widząc to wystraszyliśmy się spierdalając jak najdalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz