sobota, 22 marca 2014

MINI Oneshot "Jenak czasami burza się przydaję" xAoihax

Kolejna nudna wycieczka, na którą nawet nie wiem czemu jadę! Ano, no tak bo jedzie Aoi, mój przyjaciel. Moja skromna osoba plus reszta klasy, nie licząc opiekunów, wybraliśmy się na wycieczkę w góry. Autokar był dość duży, ponieważ jechało kilka klas naraz.
Droga była długa i najzwyczajniej nudna. Nauczyciele nawet nie próbowali uspokajać reszty wycieczki, która rozpierdalała autokar na wszelkie możliwe sposoby. Patrzyłem się pusto w jeden punkt ze słuchawkami w uszach, gdy Aoi spał praktycznie. On jest jak moja świnka morska, śpi cały dzień, a w nocy obżera się i robi harmider. Może oni są spokrewnieni! Tak, to ma sens! Albo i nie. Spojrzałem w niebo, które jeszcze przed chwilą miało piękny pomarańczowo-złoto- szkarłatny kolor. A teraz przybrał kolor czarnego jak węgiel koloru zmieszanego z granatem, czyli zanosi się na burzę. Nienawidzę burz. Zawszę wtedy się stracham, a to jest obciach w trzeciej gimnazjum! Gdy tylko zajechaliśmy, a autokar się zatrzymał, momentalnie zaczęło lać jak z cebra,  a wcześniej uprzedziło to wydarzenie błysk pioruna i charakterystyczny dźwięk burzy. Gdyby nie to, że jestem przy ludziach, którzy uważają mnie za jakiegoś twardziela pewnie bym pisnął jak mała dziewczynka i uciekł pod łóżko.
Cóż za wstyd by był. Na jednym wdechu byłem już przy drzwiach gospody, w której będziemy gościć wraz z bagażem. Nauczyciele rozdzielili nas na pary do pokoju, miałem szczęście bo mi przypadł Yuu. A najgorsze jest to iż mamy pokój na poddasz, czyli jestem w kompletnej, czarnej, murzyńskiej(Bez rasizmu, nic nie mam do murzynów. Dop.aut) dupie. Pokój miał kolor piaszczysty, taki trochę słoneczny. Sufit był biały, a z jego środka zwisała tylko jedna lampka. Po przeciwnych stronach pokoju stały jednoosobowe łóżka z fioletową pościelą, a obok wspomnianych mebli znajdowały się jeszcze małe, nocne szafeczki z małą lampką do czytania i jedną szufladą, na ścianie naprzeciwko drzwi znajdowało się średniej wielkości okno z granatową zasłonką, która swoją drogą w ogóle nie pasowała eo wystroju pokoju. W pomieszczeniu nocą panowały ciemności egipskie, pająków od hu hu i jeszcze, podłoga na korytarzu skrzypi, jest straszliwa burza, a Yuu sobie śpi jak niemowlak! A ja co? Siedzę, zrulowany w kołdrę i trzęsę się jak osika! No kurwa, to żenujące. Popatrzyłem na śpiącą twarz Yuu, jest taki słodki?
- Yuu?
Zapytałem niepewnie, z nadzieją, że usłyszał.
- Hm?
Zapytał sennie.
- Boisz się burzy?
Zapytałem ni z gruchy, ni z pietruchy.
- Nie, a co? Boisz się?
Wyczułem w jego głosie nutkę rozbawienia. I to ma być przyjaciel?!
- Nie śmiej się! Tak, tak boję się.
Skarciłem go najpierw, a potem przyznałem się do swojego wstydliwego troszkę lęku. Yuu na chwilę ucichł, ale szybko podniósł się i zaczął ciągnąć swoje łóżko, a potem moje. Złączył je pod samym oknem! On oszalał. Mówię Wam. Ale to co zrobił później było przyjemne. Położył mnie na miękkim materacu i zaczął całować, cholernie mi się to podobało, mimo iż byliśmy przyjaciółmi objąłem go za kark i oddawałem pocałunki, nie
pozostając mu bierny. Jego piękna rączka chwyciła za moje pół nagie udo i pieścił je szczypiąc oraz masując na zmianę. Pocałunkami zjechał na moją szyję, odgarniając blond kosmyki. Zacząłem mimowolnie pomrukiwać zadowolony. Dłońmi z karku zjechałem po jego plecach aż do pasa, a potem dłonią wpełznąłem pod jego bluzkę, macając sobie jego skórę na nich, która była swoją drogą zadbana. Natomiast Yuu zaczął ściągać moją bokserkę, atmosfera robiła się z każdą chwilą bardziej gorąca. Po niedługim czasie byliśmy przed sobą tak jak nas natura stworzyła. Zarumieniłem się mimowolnie, nigdy jeszcze nie robiłem tego na taką skale.
- Spokojnie Kou, będzie ci dobrze jak w niebie.
Obiecał. Zniżył się do okolicy mojego krocza i polizał główkę mojego penisa. Zajęczałem mimowolnie przez zęby by nikt tego nie słyszał, a moje ciało się naprężyło. Wspaniałe.
- Jeszcze.
Nakazałem mojemu kochankowi? Tak, chyba tak mogę go nazwać w tej chwili.
Chwilę rozmyślając nad tym, Yuu wykorzystał moją nieuwagę i ujął moją dumnie stojącą erekcję swoimi cieplutkimi oraz wilgotnymi wargami. Mimowolnie z mojego gardła wydarł się jęk rozkoszy, który stłumiłem poduszką jaką wykorzystałem w roli tłumika od jęków. To był nawet dobry pomysł, ponieważ jak tylko zaczął poruszać głową przy czym intensywnie i umiejętnie drażniąc moją erekcję przy pomocy języczka, zębów oraz warg moje jęki byłyby bez poduszki tak głośne, że zaraz pewnie by przylecieli nauczyciele, a o tym nikt nie może się dowiedzieć! Słodka ekstaza jednak nie trwała długo i moim ciałem wstrząsnął orgazm. Yuu do nawilżenia palców użył mojego nasienia i wsunął jeden palec w mój odbyt, na co się spiąłem, ponieważ to wprowadziło mnie w lekki dyskomfort. Ale jednak ten dyskomfort nie mógł się równać z tym, który narastał z każdym wsuniętym palcem. Trochę zajęło mu przygotowanie mnie, ale w końcu naparł na mnie czubkiem swojego penisa trzymając mnie za rękę, to było takie słodkie, a zarazem podniecające. W końcu „bariera' mojego wejścia pozwoliła na to by Yuu wsunął się we mnie, a z moich oczu pociekły pojedyncze łezki, które od razu scałował. Obejmowałem poduszkę będąc z rozłożonymi nogami pod nim. Zaczął się od razu poruszać. Z początku trochę bolało na co moje jęki przypominały odgłosy rozpaczy, ale z czasem przemieniły się one w odgłos przyjemności i słodkiej ekstazy, która zawładnęła moim ciałem. Poprzez jęk stłumiony poduszką prosiłem, a wręcz błagałem o więcej. Jego męskość coraz to z każdym pchnięciem wchodziła głębiej, szybciej i przede wszystkim mocniej. Wchodził pod najróżniejszymi kątami o których nie śnił żaden matematyk!(Wiecie, kąty, matma itp. xD Dop.aut). Zawzięcie szukał czegoś, co po chwili sprawiło, że nawet poduszka ledwo stłumiła jęk, a bardziej krzyk rozkoszy. Spojrzałem na jego spoconą i troszkę zarumienioną twarz, którą przykrywały niewielkie ilości kosmyków czarnych włosów. Mój mózg przestał kontaktować, a serce zwariowało. Liczyło się w tym momencie tylko to wspaniałe uczucie. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa i przeszedł mnie miły dreszcz, który spowodował orgazm. Yuu opadł na mnie zdyszany, również rozlewając się oraz napełniając moje wejście ciepłą cieczą, która powoli wyciekała ze mnie po tym jak wyszedł ze mnie, a mnie ogarnęła dziwna pustka.
- Kocham Cię, Yuu.
Szepnąłem bardziej zawstydzony oraz zaspany.
- A ja ciebie, Kou. I widzisz gdyby nie to, że bałeś się burzy nadal byśmy nie powiedzieli tego sobie.
Zaśmiał się i pocałował mnie we wargi. Faktycznie za oknem już było spokojnie, a co lepsze był prawie ranek! Jednak burza czasem się przydaje.

środa, 5 marca 2014

One Shot "Pokój 313" xReitukix

Kolejna trasa koncertowa, a co się z tym wiążę? Próby! Mam powoli dość tych wszystkich prób, no kurde zajeżdżamy do nowego miejsca, co prawda zwiedzamy, ale wszystko się toczy wokół koncertu, jakby Kai nie mógł przystopować. Rozumiem, chce jak najlepiej, dla nas, fanów i by menadżer nie miał swojej jak u hieny mordy do czegoś przyczepić.
Zjechaliśmy właśnie do hotelu, a bardziej takiego dworu, który nosił nazwę „Straszny Dwór”. Nie wiem czy taki straszny! Pewnie znów Akira będzie chciał mnie przestraszyć, ale nie dam się tak łatwo i on wpadnie w moje sidła! Bynajmniej taki mam plan. Dworek ogólnie był dość wystawny, a ogród, który znajdował się na całej parceli był piękny, dużo zieleni, kwiatów, drzew i na środku piękny staw z liliami wodnymi o zabarwieniu łososiowym. Sam budynek był zbliżony do czasów wiktoriańskich, jak to w Anglii kiedyś było. Zapowiada się dość ciekawy odpoczynek, ponieważ przekonaliśmy naszego lidera-sama by w dał nam trzy dni spokoju, sam się zgodził, ale widząc skwaszoną minę to gorzej jak by cytrynę połknął. Autokar wysadził nas zaraz przy wielkiej, żelaznej bramie, która miała wielką czachę jak by się przyjrzeć z innej perspektyw. Szliśmy żwirową dróżką do ogromnych, dębowych drzwi wejściowych z kołatką. Hol był bardzo zbliżony do okresu wcześniej wspomnianego, na środku witał nas wielki dywan z niedźwiedziego futra. Lampy naścienne przypominały swoim wyglądem pochodnie, a z sufitu zwisał wielki żyrandol, ale na nim pajęczyn, kurde czy oni nie mają na pokojówkę czy coś? Stanąłem z boku i popatrzyłem się na obraz, który przedstawiał założyciela dworu, zajazdu, hotelu czy jak to inaczej nazwać. Dopisek pod nim przyznam szczerze trochę mnie zdziwił, ponieważ brzmiał tak „Żywimy się tymi, którzy Nas gnębią”, chyba to było kredo tej założycielki, czy co. Popatrzyłem w bok i prawie odskoczyłem widząc łeb jakiegoś sępa. On był wypchany! O fu! Na metalowej plakietce pisało jego imię „Meurto 1838-1890”, a przy portrecie była data „1837-1890”, może to ma jakieś powiązanie? To jednak bardzo interesujący temat. Jednak z moich przemyśleń i oględzin wyrwał mnie mój kolega z zespołu, Akira, który trzymał klucz do pokoju z numerem trzysta dwanaście, mówiąc iż mam z nim pokój. Bez słowa poszedłem za nim, biorąc ówcześnie swoje toboły i kierując się z nim do wielkich schodów.
- Co?! Ja nie wejdę na dziewiąte piętro z bagażami! Żądam boja!
Tupnąłem nogą i nagle na rozwidleniu pomiędzy dwoma ścieżkami na pół piętrze pojawił się jakaś zjawa, a może duch. Zaraz, ja w takie zabobony nie wierzę!
- Dobra, łachy bez poradzę sobie sam.
Powiedziałem, jednak trochę czując strach. To było dziwne. Wziąłem jakoś wszystkie bagaże i wchodziłem po schodach, które swoją drogą strasznie hałasowały. Trochę bardzo. Na ścianach jak oglądałem wchodząc po tych schodach, oglądałem co wisi na ścianie. Była całą rodzina Boregardów, czyli to są dalsi właściciele tego dworu. Nie no słodko, ale czemu oni łypią na mnie okiem! Później wisiały różne dziwne obrazy, jeden mnie bardzo zaintrygował, ponieważ przedstawiał „Czarną Śmierć”, a nawiasem mówiąc dżumę. Obraz przedstawiał plagę mysz, chorych ludzi i wiele, wiele trupów. Nie no sweet. Zanim się nie obejrzałem znaleźliśmy się w pokoju. Nie był taki straszny, chyba, ze zaraz pojawi się jakaś kościlda w stroju pokojówki to się wystraszę. Od razu zająłem największą szafę dębową.
- O ja pierdolę.
Westchnąłem widząc jaki tam jest po prostu syf. Stare ubrania, mole, pająki, więcej pająków no i eee czaszka? Kurwa co robi tutaj czaszka! Z hukiem zamknąłem tą szafę i ułożyłem torbę pod ścianą.
- Nie no jeszcze małżeńskie łóżko, no kurde.
- Nie wydziwiaj, nie zgwałcę cię, przysięgam.
Uśmiechnął się tym perwersyjnym wyrazem twarzy, a potem uszczypnął w pośladek, kurwa.
- Ludzie pomocy. Jestem sam na sam z gwałcicielem!
Zaśmiałem się i pacnąłem go w głowę za to uszczypnięcie.
- Musimy iść na obiad, głodny jestem.
Oznajmiłem i stawiliśmy się na parterze, a w komplecie skierowaliśmy się do jadalni. Stało tu tylko kilka stołów i tylko jakaś para jadła coś w kącie, czyli ten dwór nie jest jakoś bardzo znany. To smutne, ponieważ jak by pokoje i ogólnie było by bardziej zadbane to pewnie by pękał w szwach. Ale nie narzekam, póki nic mnie na razie tu nie zjadło. Zasiedliśmy do stołu i rozdano nam menu. Nie było jakoś bardzo różnorodne i to mi się podoba. No bo jak jest napierdolone różnych potrwa to człowiek ma tak duży wybór, że zapomni po co on w ogóle przyszedł. Wybrałem jakiś tam stek Boregardów, a do tego jakąś surówkę. No nie mogę się objadać, już mi opona rośnie, no kurde!
- Hej, a słyszeliście o tej plotce?
- Jaka plotka?
Zainteresowało mnie to co powiedział basista. No co jestem chodzącym plotkarzem, kocham plotki i ploteczki!
- Tą o pokoju trzysta trzynaście, właśnie o tym pokoju trzysta trzynaście co znajduję się w tym dworze.
- No mów, o ile to nic zboczonego.
Mruknąłem.
- No więc. Pewnej wieczornej straszliwej burzy, założycielka tego zajazdu Kate Boregard popełniła samobójstwo, ponieważ jej mąż w końcu jej uświadomił, że jest chora psychicznie oraz to iż ją zostawia dla młodszej. Ta chwyciła za srebrną szczotkę i rzuciła w wielkie lustro. Kate, znienawidziła wszystko co związane z Włochami, ponieważ on ją zostawił dla młodszej Włoszki. Po dzień dzisiejszy słychać podczas nocnych burz jak krzyczy z bólu w tym pokoju, a jej duch pozostaje nie zaspokojony i nawiedza ten pokój.
Szczerze trochę mnie strach przeleciał, ale nie dam się tak łatwo! C-chyba.
- Ej, a tak zmieniając temat, dziś ma być burza sprawdzimy czy ten duch serio jest?
Zapytał nas, a ja pobladłem.
- Pewnie!
- No ba!
- Nie no spoko.
Mówił Uruha, Aoi oraz Kai. No oni kurwa są przeciwko mnie! Ja wiem mówię! Oni chcą bym skończył w psychiatryku, no kurwa!
- Co Taka-chan? Cykasz się? Ko, ko kooo~~~
Zaczął gdakać, a ja rzuciłem w niego kawałkiem mięsa, który wylądował mu wprost na twarzy. Sala zaniosła się śmiechem. Sam prawie zleciałem z krzesła, z poważnym bólem brzucha od śmiechu widząc jego minkę, która była bardzo zdezorientowana po zaistniałym zdarzeniu.
- Jak mam widzieć taką twoją minę po tym jak udowodnię ci, że duchy nie istnieją to z przyjemnością!
Oznajmiłem pewny siebie i z uśmiechem na twarzy, dokończyłem to co mi się ostało na talerzu, ponieważ mięso lepiej komponowało się z jego twarzą niż z tym kremowym, porcelanowym talerzem.
Tak jak Akira mówił, że w nocy ma być burza, tak była. Waliły pioruny i lało jak z cebra. Byłem ubrany jakoś luźniej, no i w ręku miałem swoją poduszkę i koc, co się będę. Spotkaliśmy się wszyscy w piątkę pod tym pokojem. Ledwo co Kai czynił honory dworu i chciał otworzyć to drzwi same ustąpiły! Dobra to dziwne. Weszliśmy tam powoli, ale co lepsze jak tylko wszyscy przekroczyli próg „nawiedzonego” pokoju trzysta trzynaście, drzwi same się zamknęły.
- E, to pewnie wiatr, balkon jest otwarty.
Zacząłem wyjaśniać to zjawisko w jakiś logiczny sposób. Jeżeli w taki się dało. W pokoju ogólnie nie było prądu, a na ścianie był portret tej Kate. Ładna kobieta swoją drogą jak na tamte czasy. Usiadłem powoli na wielkiej kanapie, a koło mnie Uru zresztą, tylko Reite, gdzieś wcięło.
- Ej, a co jeśli Reita tylko sobie żarty stroi?
- Pewnie tak, ale mam mały plan.
Objaśniłem im powoli co i jak dopóki nie pojawił się „wystraszony” basista.
- Ej ludzie, widziałem ducha! Poważnie paczcie!
Wskazała na garderobę. Aoi jako pierwszy podszedł i drżącą ręką chwycił za to świecące coś. Po chwili okazało się iż to jest lampa. Nie no spoko. Ten zaczął się brechtać, widząc nasze miny, no bo jak mu jebnę! Czas wprowadzić plan w życie!
Wszystko się zaczęło, jak basiście zachciało się seansu, czyli nawiasem mówiąc wywoływania duchów. Otworzyłem jedno oko i puściłem oczko do Aoi,a, że może zacząć.
- O biedna duszo, Kate! Ujawnij się! Jeżeli jesteś tutaj, zapukaj trzy razy!
Mówił Aoi, a Uru puścił moją rękę i zapukał o stół trzy razy, szybko chwytając. Udaliśmy zdziwienie, no Rei niezłą miał podjarke.
- Kate, zapókaj ponownie trzy razy.
No i niby Uru miał pukać, jednak coś go wyprzedziło co zrobiło się dziwne, ponieważ w pokoju otworzyło się jakoś samo okno. Nagle coś zawyło, a ja z moimi zdolnościami zmieniłem głos.
- Witajcie drodzy. Jestem Kate Bordegard. Dlaczego zakłócacie mój spokój, nędzne mrówki?
Ej, to było dziwne, ponieważ nawet jak bym zmienił głos to by tak nie brzmiał. O kurde. Czy my serio wywołaliśmy ducha? Spokojnie, Takanori to tylko twoja wyobraźnia. Nagle coś pacnęło Reia, a my zaczęliśmy się śmiać, jak ten spierdolił pod stół.
- Akira, to tylko my, nie istnieją duchy!
Zaczęliśmy się śmiać, a ten miał minę skarconego dziecka i równocześnie „Are you fucking kidding me?”. Sam wlazałem pod stół i go przytuliłem, serio się chyba wystraszył, ale go pocieszyłem, dałem mu buziaka, od dawna jesteśmy parą, ale jednak nie ujawniamy tego nawet chłopakom, nie ma takie potrzeby.
- Ej ludzie, ja nie ćpam, a z obrazu coś wyłazi!
Pisnął Uru, a my widząc to wystraszyliśmy się spierdalając jak najdalej.

wtorek, 4 marca 2014

One Shot "Odzyskana Miłość" xReitukix

Szedłem spokojnie późną nocą z dyskoteki z moim kolegą, z roku, na uniwersytecie muzycznym i plastycznym zarazem. No cóż, trzeba się odchamić i to ostro! A szczególnie po ostrym zapieprzu przed sesją. Na pustych i opustoszałych ulicach Tokio szliśmy we dwoje, no szczerze teraz to tylko ja, ponieważ Kouyou poszedł już do domu. Szedłem spokojnie w krótkich, obcisłych szortach, a paseczkami do nich miałem na kokardce zakolanówki. Szedłem w szpilkach, a górna garderoba to był gorset i bolerko. Byłem ostro umalowany i słyszałem jakieś dudnienie silników motorów, nie wiem ile było, znów są pewnie te głupie wyścigi. Wielu się zatrzymywało przy mnie i pytało ile biorę za noc, za loda, za chuj wie co. Ignorując to, poprzez zarzucanie grzywką, wszedłem na przejście dla pierwszych i nagle jeden praktycznie mi przed oczami przejechał, myślałem, że zawału dostanę, czy coś! Ruszyłem dalej, trzęsąc się, ten gościu zawrócił i coś do mnie mówił, a chuj z nim. Zdjął kask i chciał nawet za mną biec, ale nie zwracałem na to uwagi. Poszedłem do swojego mieszkanka, gdzie od razu wziąłem gorącą kąpiel i do łóżka. Była 5:45, czyli mam jeszcze dwie godziny snu i trzeba wstać na wykład! No kurwa! Eh, już nigdy po sesji na dyskę. Usnąłem, ale może dla mnie to była chwila, ale zadzwonił budzik tym upierdliwym głosem „Kochanie, meow, czas wstawać. Tygrysie!”, nienawidzę mojego przyjaciela, Kouyou! Jak ja się mogę z takim idiotą zadawać! On to na złość ustawił. Wyłączyłem to gówno i podniosłem się. Ubrałem rurki oraz najzwyklejszą koszulkę z napisem „Tokio”. Ubrałem glany, umalowany i uczesany wyszedłem z torbą na ramieniu, gdzie był zeszyt A4 i rozmaite ołówki wraz z długopisem. Poszedłem do mojego garażu na dole i pojechałem na rowerze tam z powodu pięknej pogody, a nie mam blisko na uniwerek. Kij, ze śniadaniem. Skręcałem powoli na następną uliczkę i ktoś prosto jebnął we mnie, spojrzałem już po fakcie, był to ten sam gościu co wczoraj na motorze, ale dziś był w aucie marki Nissan. Super, mój nowy rower, za 5 moich wypłat, z bycia kelnerem, poszedł się jebać! Szprychy poszły, koło wygięte, siodełko chuj wie gdzie, kierownica też nieciekawa, a ja byłem brudny, posiniaczony i jeszcze mam złamanie otwarte, przez co darłem się w niebo głosy, no boli, kurwa!

W końcu nadjechała karetka wezwana przez jakiegoś przechodnia. Wzięli mnie szybko do karetki i zawieźli do pobliskiego szpitala. Myślałem, ze oszaleje, gdy usłyszałem, że cholernie boli nastawianie, a bez znieczulenia, pewnie zejdę na miejscu! Choć czy może być coś gorszego od złamania otwartego? Tak, jest! Nastawianie kości ze złamania otwartego! No kurwa, zaraz się pochlastam. Jak zobaczyłem igłę, która miała podać znieczulenie to zrobiłem się blady jak ten kitel lekarza, chirurga, czy nie wiem kto to jest, nie znam się. Podali to znieczulenie i po chwili nie czułem bólu, ale dziwne mrowienie w całej ręce, a potem jakby była głazem, nie mogłem nią ruszać. Jak lekarz przystąpił do działa, zwanego teraz nastawianiem tej jebanej, wystającej kości z mojej ręki to padłem w długą, widząc to co on robi z nią.

Obudziło mnie pikanie maszyn. Nie wiem dokładnie ile leżałem bądź spałem, albo kij wie co robiłem, ale ręki nadal nie czułem! Pamiętam tylko urywki z końcowej scenki przed omdleniem. Rozejrzałem się i okazało się to iż znajduję się w sali szpitalnej. Ściany były lekko błękitne, koloru piany morskiej bardziej, a w sali znajdowało się jedno, wielkie, a raczej olbrzymie okno. A przez nie wpadały w wielkich ilościach promienie światła. Ja leżałem natomiast na lewo od tego okna, a koło mojego łóżka, w którym leżałem stała mała półeczka nocna o białym kolorze. Na nim był wazonik z kwiatami tulipana, a one miały bardzo urozmaicone kolory. Fiolet, żółty, niebieski, czerwony oraz wiele innych. Obok przeźroczystego wazoniku z kwiatami leżała mała karteczka, zgięta w pół. Wziąłem ją do ręki zdrową ręką i zacząłem czytać to co tam było napisane „Drogi Chłopcze. Chciałbym Ciebie przeprosić bardzo za szkody, które spowodowałem tym wypadkiem, kwiaty są dla Ciebie. Postaram się zrekompensować wyrządzone szkody. Yuu Shiroyama.”. Odczytałem z karteczki i odłożyłem z głębokim westchnięciem. Na półeczce znajdowały się również różne smakołyki. Batoniki, pomarańcze, banany oooo czekolada! Kocham czekoladę! Dobra gościu znalazłeś mój słaby punkt! Od razu złapałem za tabliczkę mlecznej czekolady, nawet trafił z firmą. Otworzyłem opakowanie, choć za pomocą jednej ręki i zębów było to dość trudne, ale dałem radę. Zacząłem się od razu zajadać połamaną czekoladą, ale czasami udając taką „szlachtę”.
- No milordzie, co sądzisz o tym wyśmienitym dla podmienia smakołyku?
- Ależ on jest wręcz wyborny, mój Drogi! Sama słodycz.
Gadałem sam ze sobą, Tsa. Jestem dziwny, bardzo dziwny, czasem..

Ze szpitala wyszedłem dość szybko, ponieważ poco mają trzymać praktycznie zdrowego człowieka na oddziale, tylko po nastawianiu ręki, kości, kij wie co. Szybko wróciłem do swojego domu, mieszkania, bloku czy tam budynku. Za pomocą klucza wszedłem na klatkę schodową i wyciągnąłem kartę magnetyczną by przejść na dalszą część korytarza. Zawołałem windę i wsiadłem do niej po chwili wciskając guzik z numerem dziewięć. Po chwili z BMX'em wleciał mój sąsiad, i tutaj pojawia się ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to on cię potrącił autem! No ma czarnego nissana, ma Yashimurę, taki motor. No to pięknie. Ignorując dość wysokiego osobnika ubranego w czarne, podarte rurki, za dużą koszulkę z napisem „YOLO”, ciemnozieloną tak samo za dużą bluzą oraz z czapką z daszkiem, z „NY”, która ulizała jego czarne rozczochrane włosy. Boże czy on widzi te końcówki! Takie rozdwojone, a fe! Nie chcąc na niego patrzeć po chwili znalazłem się na swoim piętrze i wszedłem na korytarz.

Chciałem jak najszybciej się uspokoić po tym wszystkim i jakoś się umyć, zaraz jak mam się z tą ręką myć! Bardzo rozmyślając nalałem do dużej miski wodę, bardzo ciepłą wodę i chociaż wymoczyłem sobie stopy, jak na razie, potem przeszliśmy do trudniejszej części misji. Szarpałem się jak głupek, gdy zdejmowałem bluzkę. Wtedy robiłem najróżniejsze akrobacje i gimnastykę. Nawet sąsiedzi zaczęli walić miotłą o sufit, że mam tak głośno odbywać stosunku płciowego z kimś, ja pierdolę! Nigdy nikogo nie miałem, nigdy mnie oni z nikim nie widzieli to z kim miałem bym się ruchać?! Nie wierzę już w nich. Boże, pomódlmy się za idiotów, debili i imbecylów.

Moja kąpiel się skończyła po godzinie, dwóch, nie wiem, ale wiem, że moje mieszkanie zalałem doszczętnie. Jedną ręką jakoś udało mi się to wszystko wysuszyć, właśnie jakoś. Moje panele! Moje bardzo biedne panele. Eh. Po tym wszystkim naciągnąłem bokserki na tyłek i jakąś koszulkę delikatnie nałożyłem na siebie. Bardzo delikatnie. Gasząc telewizor i zamykając okno balkonowe udałem się do oliwkowego pomieszczenia, gdzie znajdowała się trzydrzwiowa szafa, łóżko na środku, a w kącie stało biurko z laptopem, gitara i regał na książki. Z niego wyciągnąłem jedną ciekawą książkę detektywistyczną i położyłem się na moim łóżku obok mojego kochanego psa, Korona. Nawet nie wiem kiedy moja głowa opada bezwładnie na miękką poduszkę w czarną w białe kropki podszewce.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Przetarłem senne oczy i starłem z kącika ust trochę śliny, nie ma to jak się ślinić! Pukanie nie ustawało więc podniosłem się i wręcz zaczynałem przeklinać tą usztywnioną rękę i ubrałem puchate kapciuchy. Udałem się po chwili do moich drzwi wejściowych, gdzie za nimi znajdował się ktoś, kto chciał się do mnie skutecznie dobić. W myślach miałem różne propozycje kto to może być. Może policją, która została nasłana przez moich kochanych sąsiadów, że niby za głośno odbywam stosunek seksualny, którego nie odbywam, ponieważ nie mam z kim, a pies się nie liczy! Nie jestem zoofilem. Choć i o to mnie podejrzewali. Tak, Takanori Matsumoto jest zoofilem, nie wiem kurwa gdzie! To, że jestem dla mojego Koronak jak mamusia to nic nie oznacza! Wcale. Choć jeszcze mogła być to przemiła staruszka z drugiej klatki co przynosi mi zawszę zapas ramenu, pączki i ciasteczka czekoladowe. Przemiła kobieta. Jednakże nie sądziłem, że tam ujrzę mojego znienawidzonego sąsiada, Yuu.
- Hej, Takanori.
Powiedział, co dziwne był tak szarmancko ubrany, pfff.
- Cześć, coś chcesz? Już wystarczająco dużo zrobiłeś.
Odparłem atakując go.
- Nie, chciałem przeprosić za to, że na ciebie wjechałem, ano, odkupiłem ci rower!
Powiedział ucieszony dając mi wspomnianą rzecz.
- Dziękuje, nic się nie stało, idź już.
Potraktowałem go praktycznie z góry i zamknąłem drzwi jak odszedł.
Po tym wszystkim chciałem odpocząć i w końcu to wszystko ogarnąć. Usiadłem na kanapie wieczorem, było dość cicho, co mnie cieszyło. Zapaliłem małą lampeczkę w rogu pokoju i wziąłem do ręki zdjęcie z ławy. Na tym zdjęciu byłem ja z moim kochanym Akim, ale niestety jakiś delikatnie mówiąc chuj, wjechał w niego na motorze, jak ten wracał z pracy. Zresztą także na motorze. Miał piękną Yashimure, czarną. Kupiłem mu ją na dwudzieste siódme urodziny. Z zeznań tego gościa co go zepchnął to na zakręcie zajechał mu drogę, a on nie mogąc wyhamować wypadł za barierkę i zaczął spadać na skalistym urwisku. Motor wybuchnął w trakcie co sprawiło, że jego ciało zostało odrzucone i zwęglone. Pamiętam jak się ze mną żegnał. Pracował w Hokkaido by dorobić na nasze wakacje. Odłożyłem zdjęcie i gapiłem się w nie, nawet nie wiedząc kiedy usnąłem.

Był jak zwykle piękny piątkowy poranek, ale jednak wiedziałem, że to będzie nasz ostatni wspólny poranek na dłuższy czas. Aki miał wyjechać do Hokkaido, do pracy. Podniosłem się wcześnie rano, była szósta, a on o dwunastej wyjeżdża na swojej Yoshimurze, którą mu kupiłem za zarobione pieniądze w restauracji mojego wujaszka Naokiego. Zamyślony zszedłem po schodkach na parter, w końcu mieszkaliśmy u niego, w domku jednorodzinnym. Był bardzo piękny i urządzony w starojapońskim stylu. To mi się najbardziej podobało w tym. Poszedłem do kuchni w celu zrobienia śniadania dla niego. Przyrządziłem jego ulubione jajka sadzone na tostach ze szczypiorkiem. Tosty nie mogły być ani za brązowe, ani za żółte od masła. Tak, on był bardzo, ale to bardzo wybredny. Jak tylko wszystko ładnie urządziłem na srebrnej tacy to zaparzyłem jego kawkę, musi być rozpuszczalna z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru brązowego. Co lepsze mleko musiało być świeże, pół tłuste i w szklanej butelce. Wszystko jeszcze udekorowałem sałatą na talerzu, cytrynką i rzodkiewką. Zaniosłem mu to powoli. Jednak bycie kelnerem się przydaje! Nic nie rozlałem z kawy. Odłożyłem tacę na biurko obok i usiadłem na łóżku.
- Aki, Aki kochanie. Wstajemy, śniadanko przyszło.
No była godzina dziewiąta. Mój śpioszek.
- Akiś, kociaku bo cię zgwałcę.
Zagroziłem mu, a ten się uśmiechnął perwersyjnie.
- Uh ty! Wstawaj no.
Mruknąłem i w końcu położyłem mu to śniadanie na kolanach, a ten widząc jej zawartość aż się uśmiechnął.
Zajadał się z szerokim uśmiechem.
Po tym jak zjadł postanowiliśmy się razem umyć, toteż poszliśmy do pomieszczenia zwanego łazienką. Napuścił dużo ciepłej wody do wanny i rozebrał mnie, a następnie siebie. Uwielbiałem patrzeć na jego nagie ciało. Nagi tors, nagie ramiona. Był taki idealny. Weszliśmy do parującej wody, która natychmiastowo ogrzała nasze organizmy. Wziąłem gąbeczkę w kształcie serca do ręki i namydliłem ją. Położyłem się na brzuchu przednim, a każdy ruch jaki wykonałem graniczył z podrażnieniem jego prącia przy pomocy mojego torsu. Lubiłem słuchać jak mruczy. Delikatnie obmywałem jego doskonale wykreowany tors gąbeczką, a wargami muskałem jego różowiutkie sutki. Pod dotykiem moich warg oraz dłoni, ponieważ mycie mi się znudziło to nie mogłem dopuścić by drugi sutek czuł się samotny! Słuchałem jego cichych westchnień i sapanie mojego imienia. Czułem jak mój ukochany cały się napina i rozluźnia, w zależności od nasilania pieszczot. Usta zastąpiłem drugą dłonią i wspiąłem się do jego malinowych ust. Oparłem go o bok wanny i delektowałem się jego ustami. Nasze ciała ocierały się o siebie. Po chwili oderwałem się od jego ust, tym samym pomiędzy naszymi językami pozostała cienka nitka śliny. Uśmiechnąłem się na to i zszedłem w dół. Przed moją twarzą ujawniła mi się jego dumnie stojąca erekcja. Mój uśmiech się momentalnie poszerzył, ustami zacząłem ją delikatnie muskać oraz szczypać ząbkami. Całowałem dokładnie cały trzon z główką, aby po chwili wziąć go głęboko w usta. Na tą pieszczotę jęknął głośniej, muzyka dla moich uszu.
Co lepsze po niedługim czasie zalał moje usta ciepłą, białą w dużych ilościach cieczą. Wyjąłem go z ust i wziąłem go w rękę poruszając ją w górę i w dół co spowodowało dopełnienie poprzedniego orgazmu, przez co wytrysnął mi na twarz. Sapał, bardzo sapał, ale co zrobi, że ma niewyżyte uke. Uśmiechnąłem się zadziornie i wziąłem na palec spermę z policzka, a po chwili zatopiłem ten sam palec w swoich ustach i poruszałem nim do przodu i do tyłu. Sam nie wiem jak ja jeszcze sam nie doszedłem. Przymknąłem oczy i dokładnie wylizałem jego prącie. Otworzyłem ponownie oczy i spojrzałem na jego twarz. Piękna i zarumieniona. Słodziak! Podniosłem się z jego pomocą, czyli mu mało jest! Wiedziałem. Podniósł moje biodra, a po chwili wbił się we mnie brutalnie na co jęknąłem zadowolony. Kocham tą jego nutkę pikanterii. Siedziałem chwilę na jego biodrach, chcąc się przyzwyczaić, jednak mój ukochany stwierdził inaczej. Oparłem się o jego ramiona, prawie kładąc się na nim, a on podniósł mnie za biodra i zaczął szybko oraz rytmicznie wchodzić. Jęczałem mu wprost do uszka. Obaj byliśmy spoceni, a nasze ciała gorące. Woda robiła się chłodna, przez co ochładzała nasze zgrzane ciała.
- Ach, Akira! Tutaj!
Krzyknąłem zadowolony, gdy wchodził pod różnymi kątami, aż w końcu trafił w ten jedyny, właściwy. Zaczął główką penisa napierać na moją prostatę z coraz to większą siłą, która narastała jak wchodził we mnie. W końcu jego nabrzmiała męskość zadrżała i doprowadziła go do kolejnego orgazmu. Rozlał się we mnie, a ja pobrudziłem nasze brzuchy. Jego biodra opadły na dno wanny, a mój tyłek wraz z nimi. Sapaliśmy cicho
ze zmęczenia.
- Byłeś wspaniały, Akiś. Jak zawszę.
Powiedziałem pomiędzy przerwami na nabranie powietrza do płuc, czyli sapania i musnąłem jego usta.
- Ty też, Kociaku.
Odpowiedział, równie zmęczony i odwzajemnił pocałunek. Głaskał moje plecy. Chwilę tak leżeliśmy, ale z powodu, że woda zrobiła się lodowa oraz nieprzyjemna to wyszliśmy. Ubrałem się jakoś w miarę normalnie, a Aki powoli się szykował, była już jedenasta. Czułem w sercu, że coś się stanie.
- Musisz jechać? Proszę zostań, nie jedź. Wyjazd nie jest najważniejszy! Przecież wiesz, że będę się martwić. Mam dziwne przeczucia.
Próbowałem go jakoś przekonać.
- Kochanie wiesz, że już nie ma odwrotu, muszę jechać. Nic się nie stanie, obiecuję, będę uważał. Jak dojadę to zadzwonię do Ciebie, Skarbie. Będę dzwonić codziennie, obiecuję.
Pocieszył mnie i objął czule, ubierając powoli swoją skórzaną kurtkę. Pocałował mnie we włosy, w nos, policzku, brodę, a na końcu w usta. W usta najdłużej całował, delektując się nimi.
- Obiecaj, że wrócisz szybciej niż zdążę powiedzieć „stół z powyłamywanymi nogami”.
Szepnąłem mając w oczach łzy. Nie chce by jechał, mam głupie przeczucia.
- Obiecuję, zanim się nie obejrzysz to wrócę. Kocham Cię, Takanori.
Odpowiedział, delikatnym i czułym głosem. Pocałował mnie ostatni raz i przytulił ocierając moje łzy. Założył czarny kask i wsiadł na motor. Odpalił go, a ja jeszcze podbiegłem i uchyliłem szybkę od kasku.
- Ja ciebie też kocham, Aki. Wracaj szybko. Jedź z Bogiem.
Wydusiłem z siebie. Nie byłem zbyt religijny, ale czasem trzeba. Zasłoniłem mu znów tą szybką i przytuliłem ostatni raz. Odjechał. Patrzyłem tak za nim, a on jeszcze mi pomachał. Stałem tak, patrząc dopóki nie zniknął mi z horyzontu, a warkot silnika nie przestał docierać do moich uszu. Wróciłem do domu, by móc się spokojnie wypłakać.
Po trzech tygodniach czekając w końcu na jego powrót mojego ukochanego wszystko przygotowywałem. Rozmawiałem z nim rano i mówił, że będzie tak pod wieczór, więc przygotowałem wystawną kolację i coś na pikantną oraz pełną przeżyć noc. Jednak te przygotowania przerwały
mi dźwięki dzwoniącego telefonu. Poszedłem cały w skowronkach do salonu, nucąc skoczną piosenkę z uśmiechem na ustach.
- Hallo? Tutaj Takanori, z kim rozmawiam?
Zapytałem z uśmiechem do słuchawki.
- Tutaj doktor Toshiya Dashi, dzwonię w jednej bardzo ważnej sprawie. W pobliżu Tokio był poważny wypadek i podejrzewamy, że poszkodowany w tym wypadku może być Akira Suzuki, czy może pan przyjechać w sprawie rozpoznania zwłok?
Zapytał doktor, a moje serce momentalnie pękło. Spokojnie Takanori, to na pewno pomyłka. Tak, tak to na pewno pomyłka, pojedziesz i wrócisz, przecież Aki zaraz wróci, prawda?
- Dobrze, zaraz będę.
Lekarz w międzyczasie podał mi adres i pojechałem tam. Wszedłem do kostnicy w zielonkawym fartuchu. Odsłonili ciało, a ja wręcz zacząłem wyć. Ciało było bardzo zwęglone, ale coś błyszczało, był to medalik, medalik Akiry! Dostał go ode mnie.
- T-tak to Akira Suzuki.
Skwitowałem w łzach. Płakałem, wyłem, krzyczałem.
Nie, to nie może być prawda! Nie! Nie zgadzam się!
Otworzyłem oczy z wielkim krzykiem podnosząc się gwałtownie. Znów to wróciło, znów! Ja nie chce, ja już mam dość tego wszystkiego. Psycholog, psychiatra no w końcu mnie do psychiatryka wyślą. Zacząłem nad zwyczajniej płakać w poduszkę. Mam dość, mam po prostu dość. To wszystko mnie wykańcza. Po raz kolejny się musiałem wziąć tuzin moich leków uspakajających. Podniosłem się i ubrałem zwykłe spodnie dresowe, bluzkę i na to kurtkę. Upiąłem Korona wychodząc na dwór z nim. Była ulewa, ale chuj z nią. Musiałem się przejść by w domu nic nie rozjebać na kawałki. Płakałem, płakałem z bólu psychicznego. Koron wiernie szedł koło mojej nogi, on mi został. No może też Kou, ale to tak przelotnie. Dotarłem nawet nie wiem gdzie, ale wszedłem do pierwszego lepszego baru z Koronem. Zapłaciłem za to by pies mógł przebywać w lokalu i usiadłem przy barze. Zamawiałem drink za drinkiem, piwo za piwem, kolejkę za kolejką. Piłem wręcz do zamknięcia baru, potem nogi mi się plątały. Przed oczami nadal miałem widok zwęglonego ciała Akiry, a bynajmniej miałem takie wrażenie, że jego. Ulice były puste, ale to było złudne, gdy ciężarówka oblała mnie wodą z kałuży, a ja wpadłem na jakąś parę. Miło. Opierdolili mnie, a ja nic sobie z tego nie robiąc poszedłem dalej. Było ciemno, a wcześniejsze zdarzenie sprawiło, że troszkę wytrzeźwiałem, minimalnie. Koron szedł już zmęczony, a mi plątały się nogi. Spojrzałem w górę ze łzami.
- Dlaczego Aki? Obiecałeś, obiecałeś, że wrócisz. Obiecałeś.
Szeptałem cicho łkając. Patrzyłem w wielki, błyszczący księżyc
oraz gwiazdy, które migotały na czarnej kurtynie nieba. Zobaczyłem spadającą gwiazdę. Przymknąłem oczy, z których wypływały małe diamenciki, zwane łzami.
- Proszę, chce by Aki żył, wrócił. Po prostu by był.
Wyszeptałem i dotarłem do domu. Jak tylko dotarłem do mieszkania położyłem się na kanapie usypiając. W uszach rozbrzmiało mi nasza ulubiona piosenka „Hallelujah”. Kocham ją. Obudziłem się z nią w uszach, ale było ciemno, a w drzwiach chrobotał zamek. Wystraszyłem się i ponownie szybko położyłem, włamywać? Nie no, ale? Nie, nie możliwe. A może jednak? Ech! Po chwili drzwi ustąpiły, a w nich była wysoka osoba. Była zmoknięta, bo słyszałem jak szeleszczą tej osobie buty jak i kurtka, pewnie skórzana.
Zapalił światło duże, a ja przymknąłem szybko oczy. Podszedł do mnie i pogłaskał mnie całując w czoło, zaraz.... czy on mnie pocałował w czoło? Otworzyłem oczy i tutaj szok! To był Akira!
- Kochanie, wytłumaczę Ci to.
Co on chce mi tłumaczyć, przecież nie zmartwychwstał!
- Aki..
Szepnąłem przez łzy, strzeliłem mu tak w twarz, że sobie popamięta, a potem go pocałowałem namiętnie i czule. Objął mnie i oddał pocałunek.
- Takuś, musiałem po prostu wszystko przemyśleć, ten kto zginął był moim dublerem. I tak to był jakiś gościu co zrobił to dobrowolnie. Przepraszam, ale już jestem. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. Nie zostawiaj mnie już samego na tak długo.
- Dobrze. Przepraszam Cię.
- Nie masz za co, Kotku.
THE END

sobota, 1 marca 2014

Liebster Award

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam czasu by zaglądnąć do bloga:

1.[P] Kiedy powstał Twój blog?
[O] No jakoś przed świętami Bożego Narodzenia. Nie pamiętam dokładnie daty.

2. [P] Co robisz w wolnym czasie?
[O] Przeważnie siedzę przed laptopem i słucham muzyki.

3.[P] Czego słuchasz?
[O] Praktycznie wszystko co mi się spodoba, ale na pewno jrock oraz rap.

4.[P] Co lubisz czytać?
[O] Pewnie, że Yaoi xD Szczególnie coś puchatego lub do bólu zboczonego, ale niestety tylko paringi The Gazette ; _ ;

5.[P] Do której klasy chodzisz?
[O] Pierwsza gimnazjum. 

6.[P] Co lubisz jeść?
[O] Wszystko co mama mi zrobi XD
 
7. [P] Jak lubisz się ubierać?
[O] Przede wszystkim wygodnie. Jeanse, tunika i bluza.

8.[P] Co daje Ci natchnienie do pisania?
[O] Przeważnie piosenki, różne filmy lub sama z nudów wymyślam.

9.[P] Kto jest twoim aktualnym idolem?
[O] The Gazette oraz KaeN.

10. [P] Masz jakiś fetysz/zboczenie? Opisz.
[O] Nie wiem nawet ; - ; Bardzo lubię jak chłopak nosi rurki. Nie wiem czy można to nazwać fetyszem DX A zboczenie? Bitch pleas, ja jestem cała zboczona, ale tego nie okazuje xD

11.[P] Jakie ff lubisz czytać?
[O] Wybacz, nie rozumiem pytania ; - ;

OneShot "Hallelujah" xReitukix

Witam! Przepraszam za długi czas mojej nie obecności, ale moja wena szybko ucieka ; - ; Jednak dziś tchnęło mnie na "smuta", choć nie wiem czy to można nazwać smutem. No nic, przepraszam za błędy i, że takie krótkie!
 

[Reita]

Był piękny sobotni poranek. Siedziałem spokojnie przed komputerem, jak zwykle od jakiegoś czasu. Zostałem takim typowym „no live”. Jest to od jakiegoś czasu, a mianowicie gdy zakochałem się w pewnej małej, pięknej osóbce, która zwana jest Takanorim bądź Rukim. Nie wiem kiedy to się stało, że zakochałem się w mężczyźnie, zawszę „niby” wolałem kobiety, a może jednak one były tylko zapchaj dziurą, ponieważ serce szukało kogoś wyjątkowego, który wypełni tą niezmierzoną jak kosmos dziurę? Możliwe. Wstałem w końcu od komputera i zacząłem się sam siebie okłamywać. Wziąłem telefon oraz portfel. W progu nikt mnie nie żegna, choć jeszcze sprzed miesiąca, stała tam moja matula. Wychodzę na dwór ubrany, pocieram skroń i słyszę ciche nucenie „Hallelujah”. Wsiadam do auta i odpalam je, odjeżdżając. Jadę powoli, przepisowo. To nie jest do mnie podobne. Nigdy, ja Akira Suzuki, gościu co wszyscy z drogówki Tokijskiej znają i jest kolekcjonerem punktów karnych i mandatów. Nie raz się śmialiśmy, że moje wypłaty z wytwórni na mandaty i naprawę auta. Z rozmyśleń nad tymi pięknymi latami wyrywa mnie klakson innego auta, ruszam i skręcam kilka przecznic dalej, zatrzymuję auto, wyciągam czekoladki i kwiaty z bagażnika. Mieszka na parterze i ma dość duże okna. Byłem zdziwiony, że ma żaluzje odsłonięte. Spoglądam z uśmiechem, widząc jego piękną, blond czuprynkę. Jednak ten uśmiech znika, gdy podchodzę bliżej. Nie był sam, obejmował go Yuu, mój „rywal”. Moje serce pękło na miliard kawałków. Odchodzę zdołowany tym i wywalam kwiaty oraz czekoladki do pobliskiego, mieszczańskiego śmietnika. Zdołowany tą sytuacją, zostawiam zamknięte auto przy jego bloku i szedłem przed siebie na długi spacer. Nie wiem ile tak spacerowałem. Słońce, które zachodziło i opatulało największe wieżowce, biurowce i drapacze chmur. Stoję na największym, łzy spływają powoli po mich policzkach spadając szybko w dół. Chcę jakiś znak od niego. Jednak on nie nadchodzi. Moje kroki prowadzone są ku krawędzi, w końcu przestaje mieć grunt pod nogami. Zaczynam spadać, a oschła śmierć rozkłada do mnie ramiona. Sam jak na zawołanie rozkładam je również, jakby chcąc się do niej przytulić, tak jak do kochającej matki. Siła ciężkości robi swoje i nabieram prędkości, skórzana kurtka przypomina teraz jakby pelerynę, a włosy robią co chcą. Otwieram tylko na chwilę oczy, po chwili moje ciało niespodziewanie styka się z podłożem. Oczy nadal mam otwarte. Widzę go, który czule obejmuję Yuu, a potem żegnając się z nim podchodzi do mnie, wyciąga do mnie rękę i szepcze do ucha ciche „Hallelujah”. Pulsu brak, a moja dusza staje obok i płacze bezdźwięcznym krzykiem rozpaczy. Wcześniej mu wysłałem SMS o treści: „Drogi Takanori, pewnie i tak nic sobie nie zrobisz w sprawię mojego samobójstwa, ale chcę tylko Ci przekazać, że kocham Cię. Nie ważne co nas dzieli czy kilometry czy śmierć, jak w moim przypadku. Kocham Cię i będę czuwać nad Tobą i Yuu. Przeproś chłopaków ode mnie i fanów. Na zawszę Twój Ue-chan”. Pisząc go płakałem jak głupi, ale cóż. Widziałem swój pogrzeb. Przyjaciół z dawnych szkół, nauczycieli, całą naszą wytwórnię i rzeszę fanów. Takanori płakał jak inni z naszego zespołu, ale wiem, że znajdą nowego, lepszego basistę. Urocze było jak przytulał się do Yuu. Chociaż tak będę się cieszyć z jego szczęścia. Moje ciało w trumnie nie wyglądało zbyt dobrze, było zmasakrowane. No nic. Przy zdjęciu pisało”Najlepszy syn, nie spełniony romantyk, niezwykły basista.”
THE END.