Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenie: Wulgaryzmy(standard)
Uruha] |
~~
Za oknem panował wieczór. Siedziałem przed telewizorem, skacząc po kanałach, szukając odpowiedniego filmu, serialu czy też ciekawego talk show. Czyli co robi Kouyou po przeszło 9-cio godzinnej próbie. Usłyszałem po chwili dzwonek telefonu stacjonarnego - no kurwa! - Który przerwał bezczelnie moje oglądanie serialu, jaki akurat mi się spodobał. Podniosłem się po dłuższej chwili, gdy melodia nie dawała mi spokoju. Wziąłem urządzenie komunikacyjne, spoglądając na ekranik. Numer, który wyświetlał się, nie był mi znany. Westchnąłem cicho, będąc przekonany, że to kolejne telemarkety i inne pierdoły, więc naciskając zieloną słuchawkę czekałem na telemarketerkę.
- Halo?- Mruknąłem do słuchawki, czekając na odpowiedź ze strony mojego nieznanego rozmówcy. Co dziwniejsze, okazało się, że to jednak nie są żadne głupie, telesklepy. Wow. Niestety słowa, które zdołałem usłyszeć, zinterpretowałem, jako płacz kobiety. Pojedyncze wyrazy wypowiadane w szybkim oraz cichym tonie głosu były strasznie zagmatwane i bez sensu.
- K-Kouyou?- W końcu kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki się uspokoił.
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać oraz skąd ma Pani ma mój numer?- Zapytałem beznamiętnie.
- Kou, to ja, Tomochika, przyjaciółka Emiko. - Dziewczyna zaczęła się miarowo opanowywać. Zaraz! Emiko to moja siostra. Serce zaczęło mi łomotać. W głowie zaczęły pojawiać mi się setki retorycznych pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Co się stało? Co z nią? Czy żyje? Emi wyjechała kilka dni temu na biwak z przyjaciółmi, zostawiając swoją 3-letnią córkę u mnie.
- Możemy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.- Oznajmiła mi.- Czekam w kawiarni „Sowa”- dodała, a po chwili połączenie zostało przerwane.
Chwilę ogarniałem całą zaistniałą sytuację. A może po prostu jakiś głupi żart? Tak, na pewno. Cały w nerwach chwyciłem za komórkę, zaczynając z listy szybkich połączeń wybierać pierwszy, lepszy numer. Padło na mojego przyjaciela, Yuu. Sygnał, który trwał praktycznie parę sekund był dla mnie wiecznością. W końcu czarnowłosy odebrał, słychać było, że był zaspany.
- Hej Yuu, mam prośbę, przyjedź. Muszę wyjść pilnie. Przepraszam, że obudziłem.- Mówiłem szybko, ale dość zrozumiale(Mam nadzieję, bo jestem kłębkiem nerwów.)
- Ehm? Yhy, dobrze. Będę za chwilę.- Wymamrotał przysypiając przez chwilę.
- Dziękuje, wynagrodzę Ci to.- Odparłem, rozłączając się.
Faktycznie, gitarzysta był po niespełna kilkunastu minutach. Gdy tylko się pojawił ubrałem swoje tenisówki, czarną bluzę i zakładając kaptur na głowę, wybiegłem. Gnając w stronę miejsca spotkań, przedzierałem się przez kolejne grupy ludzi. Wpadłem do lokalu niemal natychmiastowo. Zauważając rudowłosą przyjaciółkę mojej siostry, ruszyłem w stronę stolika.
- Co się stało? Gdzie Emi? Nic jej nie jest?- Zaatakowałem kobietę siedzącą naprzeciwko mnie. Nic nie odpowiedział, chwyciła tylko delikatnie moje dłonie. Spojrzałem zdezorientowany w jej szklące się czekoladowe oczy. Po niemej mowie malinowych ust dziewczyny zrozumiałem tylko jedno, Emi nie żyje.
- A-Ale jak to się stało?!- Krzyknąłem od razu zanosząc się płaczem. Łzy spływając po moich policzkach migotały przez światło latarni ulicznych, znajdujących się na zewnątrz.
- Był wypadek. -Zaczęła tak jakby sama nie wiedziała, od czego ma rozpocząć swój monolog.- Wracaliśmy z biwaku na skróty. Jechaliśmy tą stromą, krętą jezdnią.-Kontynuowała dalej, patrząc się w nasze dłonie chwilę, a potem w okno ze łzami.- Emiko prowadziła. Chciała pokazać, co umie po tym jak kilka dni wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy wzorowo. Co chwilę dodawała gazu. Coraz szybciej i szybciej. Licznik już pokazywał 150km/h. Każdemu z nas się podobało. Nikt jej nie powstrzymywał. Nagle....Nagle zauważyłam ostry zakręt. Krzyknęłam by zwolniła. Uderzyliśmy w barierki. Samochód zaczął na tych polach dachować. Ja wypadałam przez przednią szybę. Reszcie nic nie było wielkiego. Nigdzie nie było tylko Emiko. Wszyscy pobiegliśmy w stronę nadal dachującego auta. Zatrzymaliśmy się. Emi miała całą twarz we krwi, nie ruszała się.- Tomochika rozpłakała się już na dobre.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Wstałem i zacząłem biec do wyjścia płacząc.
- To był wypadek! Kou, wybacz! - Krzyczała, ale już jej nie słuchałem. Nie chciałem już.
~~~
Już od roku to robię. Niby sława, kasy wiele, ale po ostatnich cięciach w budżecie przestało mi starczać pieniędzy na utrzymanie siebie i małej siostrzenicy. Co prawda na początku szukałem normalnej pracy jak każdy z zespołu. Po wielu nieudanych próbach chwyciłem się za najgorszy zawód, jaki mógł być. Nie wiem czy w ogóle można nazwać zawodem. To tylko mnie pogrążyło. Czemu boje się zwrócić o pomoc do innych? Tylko chwyciłem się tak obrzydzającej mnie rzeczy? Bo co? Bo boję się, że znów stracę normalną pracę? Bo łatwa kasa z tego jest? Tak wiele pytań, a na żadne nie umiem sobie odpowiedzieć. Po raz któryś zbieram po cudzej sypialni swoje podarte od „zabaw” pończochy. Pamiątką po libacji u klienta mogę chyba zaliczyć ciemny siniak pod lewym okiem. Ze stołu zgarnąłem swoje stringi, które po chwili założyłem, zaś z lampy zdjąłem naddarte spodenki. Założyłem jeszcze topik i mogłem ruszać. Ubrałem tylko wysokie szpiki, a z kieszeni zachlanego gospodarza domu oraz imprezy wyciągnąłem nie wielki plik pieniężny. Ruszyłem na chwiejnych nogach w stronę drzwi rezydencji biznesmena. Na zewnątrz panowała wszechobecna ciemność. Na obrzeżach Tokio, gdzie się znajdowałem nie było ani jednej żywej duszy(Te w środku raczej nie wykazywały oznak życiowych), a jedynym oświetleniem to było blade światło latarni ulicznej, znajdującej się obok przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście było ono sporo oddalone ode mnie. Ostatkami sił ruszyłem w stronę przystanku. Byłem strasznie obolały(Jak po wielokrotnym stosunku. Hehe. Taki żarcik.), A krwawiące udo dało się we znaki. Z oczu uciekło mi parę czarnych łez, w ustach nadal miałem posmak słonego nasienia zmieszanego z metalicznym posmakiem krwi i pozostałości alkoholu. Przymknąłem tylko na chwile oczy, a wylądowałem parę kroków dalej na glebie i to twarzą na betonie.
-Au.- Szepnąłem cicho i podniosłem się ledwo, ledwo. Po chwili dotarłem do tego cholernego postoju. Wyglądało ono obskurnie, pełno butelek po piwie, kondomów, nawet gacie są. Usiadłem na plastikowym krzesełku, które było jedyne wolne, ponieważ pozostałe trzy zajął pewien niezbyt ładnie pachnący koleżka, któremu się przysnęło. O fuj.
* Later*
Gdy już może trzecią, ewentualnie czwartą godzinę siedziałem na tej stacji autobusowej w końcu ta kupa metalu, śrubek oraz rdzy nadjechała. Na miękkich nogach podniosłem się. Wspierając się o boczną, obklejoną plakatami plastikową ścianę wszedłem do pojazdu. Był jakby opustoszały. Parę meneli, kierowca i jakiś dziadek. Westchnąłem i usiadłem przy końcu na wolnym miejscu. Oparłem gorące czoło o przyjemnie zimną szybę, przymykając oczy tym dając sobie chwilę wytchnienia. Pojazd komunikacji miejskiej po kilkunastu metrach zatrzymał się na kolejnym przystanku, co się dziwić to w końcu normalne, ale nie jest normalne to, że grupka chłopaków w stanie nie trzeźwym wtoczyła się wręcz do środka z głośnymi okrzykami. Rzuciłem na nich okiem od tak, po chwili moje oczy otworzyły się tak szeroko jak rozpoznałem jednego z tych chłopaków, którym był Yuu, że zaczesałem od razu mocno grzywkę na twarz. Chłopak był tak nawalony jakby, co najmniej przez miesiąc non stop balował. Palcami poprawiłem szybko grzywkę i modliłem się, żeby tylko nie usiadł przy mnie. Cały byłem w nerwach, siedziałem jak na szpilkach i zalewały mnie zimne poty. Jeden z trzech chłopaków zaczął coś niezrozumiale do mnie bełkotać.
- Ej! Kurewko chodź, chodź na kolana dam, dam Ci banana!- Zaśmiał się pijacko. Ignorowałem go, pocieszyło mnie w tej chwili tylko to, że na następnym przystanku wysiadam. Poniosłem się i zacząłem iść już w stronę drzwi. Byłem już blisko. Poczułem jak ktoś mocno chwycił moje nadgarstki. Wystraszyłem się. Przede mną stanął Yuu z pijackim uśmieszkiem. Chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym popatrzył na niego. Dłonią odgarnął moją grzywkę, zdziwił się, że zamiast taniej dziwki, (Którą jestem) zobaczył mnie. Wyrwałem się szybko, akurat autobus zatrzymał się. Znów popłakując wybiegłem stamtąd, zostawiając skołowanego chłopaka tam. Biegnąc w deszczu, który zaczął padać i gubiąc kolejne łzy, zacząłem się przedzierać w narastające tłumy ludzi. Dotarłem po chwili do swojego mieszkania.
- Dziękuje.- Szepnąłem do sąsiadki, która pilnowała małą Kimiko. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, kim jestem, albo raczej, czym. Nawet, jeśli nikt by jej tego nie powiedział z pewnością by się domyśliła. Przecież, kim mógłbym być jak tak się ubieram i wychodzą na całe noce.
- Idź się umyj i przebierz. Mała śpi u siebie. - Powiedziała troskliwie i wyszła.
Skierowałem się do małej łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. A co tam zobaczyłem? Zmęczoną twarz z wielkimi cieniami po oczyma od niewyspania i ciemno fioletowego siniaka pod lewym okiem. Niby jestem sławnym gitarzystą, ale także tanią dziwką. Pensje w wytwórni nie są jakieś super wysokie teraz. Inni umieją sobie poradzić, mają dorywczą pracę, a ja? Taka to dorywcza praca jak ze mnie mańkut. Reita jest mechanikiem, Ruki fryzjerem, Kai w restauracji dorabia, a Aoi pracuje w sklepie muzycznym. Eh.
- Jeszcze rok, góra półtorej i koniec z tym.- Mruknąłem cicho i umyłem się, przy tym wyrzucając kolejną parę podartych, czarnych pończoch. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojej komórki. Westchnąłem głęboko spod prysznica, zakładając czarny szlafrok, a białym ręcznikiem wycierając wilgotne włosy trafiłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i w kopertówce poszukałem swój telefon. Gdy tylko przedmiot znalazł się w moich rękach odebrałem połączenie.
-Tak? - Zapytałem, wycierając w dalszym ciągu włosy ręcznikiem.
- Um., hej Uru możemy się spotkać?- Zapytał mnie znajomy głos. Po chwili ciszy skumałem, że to Aoi! Nagle pobladłem. Co on chce?
- Po co? Przecież jest czwarta nad ranem.- Mruknąłem, spoglądając na elektroniczny zegarek na szafce obok łóżka. Tym samym odkładając ręcznik bok na czarną pościel.
- Sam mówiłeś, że dla mnie zawsze masz czas.- Odparł pewny siebie do mojej osoby.
- A-a możesz przyjść do mnie?- Zaproponowałem.- Wiesz, małą śpi, nie mam, z kim ją zostawić. Nie chce truć głowy sąsiadce, jednak to starsza kobieta.- Szepnąłem do słuchawki, podając raczej bezdyskusyjne argumenty propozycji.
- Dobrze, zaraz będę.- Po chwili w słuchawce zapadła cisza. Odłożyłem telefon i zacząłem się ubierać, przecież nie przywitam go w szlafroku. Ubrałem jeszcze tylko za dużą zieloną koszulkę-tylko przypadkiem ona należy do Aoia- i ruszyłem w stronę łazienki po bandaż. Usiadłem na rogu wanny i zawiązałem na prawe, poranione udo opatrunek. Na dość pokaźną śliwę nakleiłem plastrem, który zawierał w gaziku substancje do regeneracji takich zmian skórnych. Stojąc przed lustrem i oglądając czy wszystko już jest doprowadzone do ładu, czułem jak kołata mi serce, boje się, że się skapnie, kim jestem i czym się zajmuję.
[Aoi]
Pozbierałem się szybko z kanapy jak tylko usłyszałem pozwolenie na swoje przybycie do lokum gitarzysty. Ubrałem trampki, kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jako tako wytrzeźwiałem, więc jest okay. Do mieszkania Shimy miałem pi razy drzwi takie dziesięć minut spacerem, a w takim wypadku nie opłacało mi się wyprowadzać auta z garażu- i tak bym prowadzić nie mógł-. Idąc spokojnie powoli zapełniającą się ulicą-nie ma to jak wracanie z pracy po nocy- oglądałem kolejno przejeżdżające auta, przechodzących przechodniów oraz siedzących meneli na ławkach. Jak na moje szczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmując się tym brnąłem dalej w powiększający się tłum ludzi na chodniku. Po chwili znalazłem się pod blokiem, w którym mieszkał blondyn. Blok może i nie był luksusowy, ale na pierwszy rzut oka dość przytulny. Wszedłem na klatkę schodową bezproblemowo, znałem przecież kod dostępu. Korytarz nie był za piękny, wszędzie na ścianach widniały obraźliwe graffiti okolicznych dresiarzy-dokąd zmierza ten świat!-. Wszedłem powoli na schody-jak zwykle winda zepsuta- kierując się na 3 piętro. Przyspieszyłem kroku i w nie długim czasie mijając kolejne piętra znalazłem się na miejscu przed brązowymi drzwiami, gdzie była tabliczka z nazwiskiem Kouyou. Co dziwniejsze na jego drzwiach wisiała karteczka z napisem „TANICH KURW TU NIE CHCEMY!”. Strzeliłem nie małego maindfuck'a po przeczytaniu napisu na kartce. Zerwałem ją i schowałem szybko do kieszeni. Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten dziwny incydent w autobusie. Aoi za dużo myślisz czasem! Jako, że mam brzydki nawyk-a on nigdy nie zamyka drzwi, sklerotyk jeden- otworzyłem je powoli i zauważyłem jak rozmawia z kimś przez telefon. Zamknąłem szybko drzwi, wchodząc uprzednio do mieszkania. Zdjąłem obuwie i kurtkę, wchodząc głębiej, ale się zatrzymałem chcąc podsłuchać temat rozmowy. Uru widocznie nie wiedział, że już znajduję się w mieszkaniu. Po tonie głosu chłopaka mogłem stwierdzić, że, z kim się ewidentnie kłócił i to bardzo ostro.
- Kurwa, że co?! Przecież nie będę się pierdolił z pięcioma naraz! Powaliło was czy co?!- Zaraz, zaraz jak to pierdolił?! Że niby on jest...Nie! Za dobrze znam Shime, nie może być on....Tym! Yuu, spokojnie to na pewno może mieć racjonalne wyjaśnianie, ale niby, jakie?!
- Ehh, no dobrze. To jutro o 19 tak?- Nasłuchiwałem dalej. Po głowie krążyły mi różne dziwne rzeczy, ale, z kim on mógł się umówić? Westchnąłem głośno, trochę za głośno.
[Uru]
Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon na stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
CDN.....
~~
Za oknem panował wieczór. Siedziałem przed telewizorem, skacząc po kanałach, szukając odpowiedniego filmu, serialu czy też ciekawego talk show. Czyli co robi Kouyou po przeszło 9-cio godzinnej próbie. Usłyszałem po chwili dzwonek telefonu stacjonarnego - no kurwa! - Który przerwał bezczelnie moje oglądanie serialu, jaki akurat mi się spodobał. Podniosłem się po dłuższej chwili, gdy melodia nie dawała mi spokoju. Wziąłem urządzenie komunikacyjne, spoglądając na ekranik. Numer, który wyświetlał się, nie był mi znany. Westchnąłem cicho, będąc przekonany, że to kolejne telemarkety i inne pierdoły, więc naciskając zieloną słuchawkę czekałem na telemarketerkę.
- Halo?- Mruknąłem do słuchawki, czekając na odpowiedź ze strony mojego nieznanego rozmówcy. Co dziwniejsze, okazało się, że to jednak nie są żadne głupie, telesklepy. Wow. Niestety słowa, które zdołałem usłyszeć, zinterpretowałem, jako płacz kobiety. Pojedyncze wyrazy wypowiadane w szybkim oraz cichym tonie głosu były strasznie zagmatwane i bez sensu.
- K-Kouyou?- W końcu kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki się uspokoił.
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać oraz skąd ma Pani ma mój numer?- Zapytałem beznamiętnie.
- Kou, to ja, Tomochika, przyjaciółka Emiko. - Dziewczyna zaczęła się miarowo opanowywać. Zaraz! Emiko to moja siostra. Serce zaczęło mi łomotać. W głowie zaczęły pojawiać mi się setki retorycznych pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Co się stało? Co z nią? Czy żyje? Emi wyjechała kilka dni temu na biwak z przyjaciółmi, zostawiając swoją 3-letnią córkę u mnie.
- Możemy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.- Oznajmiła mi.- Czekam w kawiarni „Sowa”- dodała, a po chwili połączenie zostało przerwane.
Chwilę ogarniałem całą zaistniałą sytuację. A może po prostu jakiś głupi żart? Tak, na pewno. Cały w nerwach chwyciłem za komórkę, zaczynając z listy szybkich połączeń wybierać pierwszy, lepszy numer. Padło na mojego przyjaciela, Yuu. Sygnał, który trwał praktycznie parę sekund był dla mnie wiecznością. W końcu czarnowłosy odebrał, słychać było, że był zaspany.
- Hej Yuu, mam prośbę, przyjedź. Muszę wyjść pilnie. Przepraszam, że obudziłem.- Mówiłem szybko, ale dość zrozumiale(Mam nadzieję, bo jestem kłębkiem nerwów.)
- Ehm? Yhy, dobrze. Będę za chwilę.- Wymamrotał przysypiając przez chwilę.
- Dziękuje, wynagrodzę Ci to.- Odparłem, rozłączając się.
Faktycznie, gitarzysta był po niespełna kilkunastu minutach. Gdy tylko się pojawił ubrałem swoje tenisówki, czarną bluzę i zakładając kaptur na głowę, wybiegłem. Gnając w stronę miejsca spotkań, przedzierałem się przez kolejne grupy ludzi. Wpadłem do lokalu niemal natychmiastowo. Zauważając rudowłosą przyjaciółkę mojej siostry, ruszyłem w stronę stolika.
- Co się stało? Gdzie Emi? Nic jej nie jest?- Zaatakowałem kobietę siedzącą naprzeciwko mnie. Nic nie odpowiedział, chwyciła tylko delikatnie moje dłonie. Spojrzałem zdezorientowany w jej szklące się czekoladowe oczy. Po niemej mowie malinowych ust dziewczyny zrozumiałem tylko jedno, Emi nie żyje.
- A-Ale jak to się stało?!- Krzyknąłem od razu zanosząc się płaczem. Łzy spływając po moich policzkach migotały przez światło latarni ulicznych, znajdujących się na zewnątrz.
- Był wypadek. -Zaczęła tak jakby sama nie wiedziała, od czego ma rozpocząć swój monolog.- Wracaliśmy z biwaku na skróty. Jechaliśmy tą stromą, krętą jezdnią.-Kontynuowała dalej, patrząc się w nasze dłonie chwilę, a potem w okno ze łzami.- Emiko prowadziła. Chciała pokazać, co umie po tym jak kilka dni wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy wzorowo. Co chwilę dodawała gazu. Coraz szybciej i szybciej. Licznik już pokazywał 150km/h. Każdemu z nas się podobało. Nikt jej nie powstrzymywał. Nagle....Nagle zauważyłam ostry zakręt. Krzyknęłam by zwolniła. Uderzyliśmy w barierki. Samochód zaczął na tych polach dachować. Ja wypadałam przez przednią szybę. Reszcie nic nie było wielkiego. Nigdzie nie było tylko Emiko. Wszyscy pobiegliśmy w stronę nadal dachującego auta. Zatrzymaliśmy się. Emi miała całą twarz we krwi, nie ruszała się.- Tomochika rozpłakała się już na dobre.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Wstałem i zacząłem biec do wyjścia płacząc.
- To był wypadek! Kou, wybacz! - Krzyczała, ale już jej nie słuchałem. Nie chciałem już.
~~~
Już od roku to robię. Niby sława, kasy wiele, ale po ostatnich cięciach w budżecie przestało mi starczać pieniędzy na utrzymanie siebie i małej siostrzenicy. Co prawda na początku szukałem normalnej pracy jak każdy z zespołu. Po wielu nieudanych próbach chwyciłem się za najgorszy zawód, jaki mógł być. Nie wiem czy w ogóle można nazwać zawodem. To tylko mnie pogrążyło. Czemu boje się zwrócić o pomoc do innych? Tylko chwyciłem się tak obrzydzającej mnie rzeczy? Bo co? Bo boję się, że znów stracę normalną pracę? Bo łatwa kasa z tego jest? Tak wiele pytań, a na żadne nie umiem sobie odpowiedzieć. Po raz któryś zbieram po cudzej sypialni swoje podarte od „zabaw” pończochy. Pamiątką po libacji u klienta mogę chyba zaliczyć ciemny siniak pod lewym okiem. Ze stołu zgarnąłem swoje stringi, które po chwili założyłem, zaś z lampy zdjąłem naddarte spodenki. Założyłem jeszcze topik i mogłem ruszać. Ubrałem tylko wysokie szpiki, a z kieszeni zachlanego gospodarza domu oraz imprezy wyciągnąłem nie wielki plik pieniężny. Ruszyłem na chwiejnych nogach w stronę drzwi rezydencji biznesmena. Na zewnątrz panowała wszechobecna ciemność. Na obrzeżach Tokio, gdzie się znajdowałem nie było ani jednej żywej duszy(Te w środku raczej nie wykazywały oznak życiowych), a jedynym oświetleniem to było blade światło latarni ulicznej, znajdującej się obok przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście było ono sporo oddalone ode mnie. Ostatkami sił ruszyłem w stronę przystanku. Byłem strasznie obolały(Jak po wielokrotnym stosunku. Hehe. Taki żarcik.), A krwawiące udo dało się we znaki. Z oczu uciekło mi parę czarnych łez, w ustach nadal miałem posmak słonego nasienia zmieszanego z metalicznym posmakiem krwi i pozostałości alkoholu. Przymknąłem tylko na chwile oczy, a wylądowałem parę kroków dalej na glebie i to twarzą na betonie.
-Au.- Szepnąłem cicho i podniosłem się ledwo, ledwo. Po chwili dotarłem do tego cholernego postoju. Wyglądało ono obskurnie, pełno butelek po piwie, kondomów, nawet gacie są. Usiadłem na plastikowym krzesełku, które było jedyne wolne, ponieważ pozostałe trzy zajął pewien niezbyt ładnie pachnący koleżka, któremu się przysnęło. O fuj.
* Later*
Gdy już może trzecią, ewentualnie czwartą godzinę siedziałem na tej stacji autobusowej w końcu ta kupa metalu, śrubek oraz rdzy nadjechała. Na miękkich nogach podniosłem się. Wspierając się o boczną, obklejoną plakatami plastikową ścianę wszedłem do pojazdu. Był jakby opustoszały. Parę meneli, kierowca i jakiś dziadek. Westchnąłem i usiadłem przy końcu na wolnym miejscu. Oparłem gorące czoło o przyjemnie zimną szybę, przymykając oczy tym dając sobie chwilę wytchnienia. Pojazd komunikacji miejskiej po kilkunastu metrach zatrzymał się na kolejnym przystanku, co się dziwić to w końcu normalne, ale nie jest normalne to, że grupka chłopaków w stanie nie trzeźwym wtoczyła się wręcz do środka z głośnymi okrzykami. Rzuciłem na nich okiem od tak, po chwili moje oczy otworzyły się tak szeroko jak rozpoznałem jednego z tych chłopaków, którym był Yuu, że zaczesałem od razu mocno grzywkę na twarz. Chłopak był tak nawalony jakby, co najmniej przez miesiąc non stop balował. Palcami poprawiłem szybko grzywkę i modliłem się, żeby tylko nie usiadł przy mnie. Cały byłem w nerwach, siedziałem jak na szpilkach i zalewały mnie zimne poty. Jeden z trzech chłopaków zaczął coś niezrozumiale do mnie bełkotać.
- Ej! Kurewko chodź, chodź na kolana dam, dam Ci banana!- Zaśmiał się pijacko. Ignorowałem go, pocieszyło mnie w tej chwili tylko to, że na następnym przystanku wysiadam. Poniosłem się i zacząłem iść już w stronę drzwi. Byłem już blisko. Poczułem jak ktoś mocno chwycił moje nadgarstki. Wystraszyłem się. Przede mną stanął Yuu z pijackim uśmieszkiem. Chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym popatrzył na niego. Dłonią odgarnął moją grzywkę, zdziwił się, że zamiast taniej dziwki, (Którą jestem) zobaczył mnie. Wyrwałem się szybko, akurat autobus zatrzymał się. Znów popłakując wybiegłem stamtąd, zostawiając skołowanego chłopaka tam. Biegnąc w deszczu, który zaczął padać i gubiąc kolejne łzy, zacząłem się przedzierać w narastające tłumy ludzi. Dotarłem po chwili do swojego mieszkania.
- Dziękuje.- Szepnąłem do sąsiadki, która pilnowała małą Kimiko. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, kim jestem, albo raczej, czym. Nawet, jeśli nikt by jej tego nie powiedział z pewnością by się domyśliła. Przecież, kim mógłbym być jak tak się ubieram i wychodzą na całe noce.
- Idź się umyj i przebierz. Mała śpi u siebie. - Powiedziała troskliwie i wyszła.
Skierowałem się do małej łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. A co tam zobaczyłem? Zmęczoną twarz z wielkimi cieniami po oczyma od niewyspania i ciemno fioletowego siniaka pod lewym okiem. Niby jestem sławnym gitarzystą, ale także tanią dziwką. Pensje w wytwórni nie są jakieś super wysokie teraz. Inni umieją sobie poradzić, mają dorywczą pracę, a ja? Taka to dorywcza praca jak ze mnie mańkut. Reita jest mechanikiem, Ruki fryzjerem, Kai w restauracji dorabia, a Aoi pracuje w sklepie muzycznym. Eh.
- Jeszcze rok, góra półtorej i koniec z tym.- Mruknąłem cicho i umyłem się, przy tym wyrzucając kolejną parę podartych, czarnych pończoch. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojej komórki. Westchnąłem głęboko spod prysznica, zakładając czarny szlafrok, a białym ręcznikiem wycierając wilgotne włosy trafiłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i w kopertówce poszukałem swój telefon. Gdy tylko przedmiot znalazł się w moich rękach odebrałem połączenie.
-Tak? - Zapytałem, wycierając w dalszym ciągu włosy ręcznikiem.
- Um., hej Uru możemy się spotkać?- Zapytał mnie znajomy głos. Po chwili ciszy skumałem, że to Aoi! Nagle pobladłem. Co on chce?
- Po co? Przecież jest czwarta nad ranem.- Mruknąłem, spoglądając na elektroniczny zegarek na szafce obok łóżka. Tym samym odkładając ręcznik bok na czarną pościel.
- Sam mówiłeś, że dla mnie zawsze masz czas.- Odparł pewny siebie do mojej osoby.
- A-a możesz przyjść do mnie?- Zaproponowałem.- Wiesz, małą śpi, nie mam, z kim ją zostawić. Nie chce truć głowy sąsiadce, jednak to starsza kobieta.- Szepnąłem do słuchawki, podając raczej bezdyskusyjne argumenty propozycji.
- Dobrze, zaraz będę.- Po chwili w słuchawce zapadła cisza. Odłożyłem telefon i zacząłem się ubierać, przecież nie przywitam go w szlafroku. Ubrałem jeszcze tylko za dużą zieloną koszulkę-tylko przypadkiem ona należy do Aoia- i ruszyłem w stronę łazienki po bandaż. Usiadłem na rogu wanny i zawiązałem na prawe, poranione udo opatrunek. Na dość pokaźną śliwę nakleiłem plastrem, który zawierał w gaziku substancje do regeneracji takich zmian skórnych. Stojąc przed lustrem i oglądając czy wszystko już jest doprowadzone do ładu, czułem jak kołata mi serce, boje się, że się skapnie, kim jestem i czym się zajmuję.
[Aoi]
Pozbierałem się szybko z kanapy jak tylko usłyszałem pozwolenie na swoje przybycie do lokum gitarzysty. Ubrałem trampki, kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jako tako wytrzeźwiałem, więc jest okay. Do mieszkania Shimy miałem pi razy drzwi takie dziesięć minut spacerem, a w takim wypadku nie opłacało mi się wyprowadzać auta z garażu- i tak bym prowadzić nie mógł-. Idąc spokojnie powoli zapełniającą się ulicą-nie ma to jak wracanie z pracy po nocy- oglądałem kolejno przejeżdżające auta, przechodzących przechodniów oraz siedzących meneli na ławkach. Jak na moje szczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmując się tym brnąłem dalej w powiększający się tłum ludzi na chodniku. Po chwili znalazłem się pod blokiem, w którym mieszkał blondyn. Blok może i nie był luksusowy, ale na pierwszy rzut oka dość przytulny. Wszedłem na klatkę schodową bezproblemowo, znałem przecież kod dostępu. Korytarz nie był za piękny, wszędzie na ścianach widniały obraźliwe graffiti okolicznych dresiarzy-dokąd zmierza ten świat!-. Wszedłem powoli na schody-jak zwykle winda zepsuta- kierując się na 3 piętro. Przyspieszyłem kroku i w nie długim czasie mijając kolejne piętra znalazłem się na miejscu przed brązowymi drzwiami, gdzie była tabliczka z nazwiskiem Kouyou. Co dziwniejsze na jego drzwiach wisiała karteczka z napisem „TANICH KURW TU NIE CHCEMY!”. Strzeliłem nie małego maindfuck'a po przeczytaniu napisu na kartce. Zerwałem ją i schowałem szybko do kieszeni. Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten dziwny incydent w autobusie. Aoi za dużo myślisz czasem! Jako, że mam brzydki nawyk-a on nigdy nie zamyka drzwi, sklerotyk jeden- otworzyłem je powoli i zauważyłem jak rozmawia z kimś przez telefon. Zamknąłem szybko drzwi, wchodząc uprzednio do mieszkania. Zdjąłem obuwie i kurtkę, wchodząc głębiej, ale się zatrzymałem chcąc podsłuchać temat rozmowy. Uru widocznie nie wiedział, że już znajduję się w mieszkaniu. Po tonie głosu chłopaka mogłem stwierdzić, że, z kim się ewidentnie kłócił i to bardzo ostro.
- Kurwa, że co?! Przecież nie będę się pierdolił z pięcioma naraz! Powaliło was czy co?!- Zaraz, zaraz jak to pierdolił?! Że niby on jest...Nie! Za dobrze znam Shime, nie może być on....Tym! Yuu, spokojnie to na pewno może mieć racjonalne wyjaśnianie, ale niby, jakie?!
- Ehh, no dobrze. To jutro o 19 tak?- Nasłuchiwałem dalej. Po głowie krążyły mi różne dziwne rzeczy, ale, z kim on mógł się umówić? Westchnąłem głośno, trochę za głośno.
[Uru]
Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon na stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
CDN.....
Ah, nawet nie wiesz jak się cieszę, że to nie jest Reituki xDD
OdpowiedzUsuńSerio, wolę Aoihę i Keitę, ale pomińmy to.
Bardzo fajnie się zapowiada i niecierpliwie czekam na kolejną część! ^^
Znowu Uruś jest dziwką... ;__; smutno mi z tego powodu, że musi to robić... Mam nadzieję, że Aoiś go wesprze!
Poszukam na twoim blogu inne opowiadania, może akurat wpadną mi do gustu. ;)
Pozdrowienia, weny i wiernych czytelników życzę <l3 ~
A dziękuje, dziękuje ^w^ Cóż poprzednie moje aoihy były lekko zrąbane, ponieważ pisałam je na samym początku, gdy zakładałam blog. Hehe. Cóż chciałam w końcu zrobić coś innego niż reituki, no lubię ten paring no XD, ale dziękuje, że się podoba. ^w^
Usuń