czwartek, 17 lipca 2014

"To wszystko dla Niej" cz.II " To ta tajemnica?!"

Witajcie! ^u^ Tak w końcu przełamałam lenistwo wakacyjne i napisałam II cz. To będzie niestety ostatnia notka przed moim wyjazdem wakacyjnym trwający od 19.07 do 30.07, w między czasie spróbuję coś Wam naskrobać. Mam nadzieję, że opowiadaniem Wam się spodoba.
(^w^)
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Masturbacja, przekleństwa i scena erotyczna.


Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon an stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
- Długo tu już stoisz?- Uśmiechnąłem się, przełykając bezdźwięcznie ślinę. Niezauważenie zacząłem dłońmi ugniatać materiał mojej bluzki, w którą byłem odziany.

[Aoi]

-Em, przed chwilą przyszedłem. Drzwi były otwarte, a co?- Spojrzałem na twarz Kou, już na pierwszy rzut oka widać było, że ulżyło mu. Musiałem skłamać, inaczej mój plan wymyślony dosłownie kilka minut temu nie powiódłby się. Wyszedłem do salonu, od razu kierując się w stronę kuchni-jak to miałem w zwyczaju oczywiście-. Docierając do niewielkiego pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem była wisząca na kablach-prawie przepalająca się- żarówka. Na palnik gazowy ustawiłem mały napełniony wodą czajnik na herbatę. Z starej, poniszczonej hebanowej szafki wyjąłem brązowy, metalowy pojemniczek z zieloną herbatą, której resztki przesypałem do dwóch o czerwonym kolorze kubków. Słysząc gwizdanie, niemal natychmiastowo wyłączyłem gaz i zalałem herbatę, ustawiając naczynia z naparem na tackę. Wyjąłem ze zlewu jeden talerzyk, nie był pierwszej czystości, ale po przejechaniu ściereczką nie było aż tak źle. Wyjąłem z szafki nad zlewem pudełko z resztkami ciastek pełnoziarnistych-ulubione zresztą chłopaka-. Położyłem również i to na tacy, a później z nią skierowałem się do salony, gdzie siedział zamyślony blondyn. Postawiłem na stoliku do kawy jeden z kubków przed chłopakiem, uśmiechając się ciepło do niego zaś drugi naprzeciwko, gdzie po chwili usiadłem. Upiłem łyk herbacianego naparu. Atmosfera była strasznie sztywna. Panowała głucha cisza, jedyne, co robiliśmy to uśmiechaliśmy się ufnie do siebie. Kouyou często uśmiechał się krótko, później uciekając gdzieś na boki wzrokiem, tak jakby bał się czegoś czy wstydził. Po pokoju, gdzie panowała wręcz niczym niezmącona cisza rozbrzmiały ciche kroki małej dziewczynki. W pokoju pojawiła się niska dziewczynka o długich, czarnych jak kruk włosach, rumianej buzi, a na której widniały dwa czarne przysypiające diamenciki. Tak na te oczy mówił Uru. Ubrana była w różową koszulę nocną. Wiele łatek na ubranku siostrzenicy Kou wskazywało, że to koszula po wielu przejściach. Dziwne, czemu Uru nie kupił jej nowej. Może lepiej nie będę się w to wtrącać? W końcu to jego problemy, ale on się dziwnie zachowuje, za dziwnie bym to tak zostawił. Kimiko podeszła do nas, mocno tuląc swojego starego misia.
- Blacisku(Tak go teraz nazywała), buza.- Szepnęła nieśmiało, nagle rzucając się na szyję „brata”. Na tą uroczą scenę uśmiech sam pojawiał się na twarzy. To jak mała wtula się w wujka, a on jak czule ją obejmuje i głaszczę. Tak jakby próbował zastąpić jej ojca, którego nie miała. Kimiko i jej zmarłą matkę zostawił jak tylko dowiedział się, że ona przyjdzie na świat. Tchórz pieprzony. Dziewczynka po chwili ułożyła się obok i z głową na udach Uru zasnęła.
- To ja już może wrócę do siebie.- Oznajmiłem rozczulony tą sytuacją.
- Miałeś chyba jakąś sprawę do mnie.- Powiedział w moja stronę chłopak, lustrując chwilę moją osobę.
- A..To nie było nic ważnego. Właściwie już sam zapomniałem, co chciałem.- Stwierdziłem zakłopotany, drapiąc się w tył głowy. - No to do zobaczenia!- Rzuciłem szybko, ulatniając się z mieszkania młodszego. Zbiegłem w szybkim tempie po drewnianych, lekko spróchniałych schodach, robiąc przy tym nie mały hałas. W ogromnej ulewie urządziłem sobie mały spacer. Przechodząc kolejne pozamykane sklepy, szukałem jakiegoś otwartego, jakiejś żabki czy coś. Po dłuższym spacerku natrafiłem na jedyny w promieniu chyba kilometra otwarty sklep. Wziąłem do ręki koszyk i najpierw zacząłem szukać działu z alkoholami. Z lodówki wyjąłem dwie zimne puszki piwa, a z innego regału wrzuciłem paczkę najzwyklejszych chipsów paprykowych. Podszedłem do lady, jednak kasjerki tam nie było. Zacząłem się rozglądać na boki, jednak owej osoby nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili spojrzałem na lekko przeźroczystą zasłonkę zaplecza. Momentalnie zarumieniłem się mocno. Na zapleczu widocznie odbywał się stosunek płciowy pomiędzy pracownicą, a szefem. Nie wyglądało mi to raczej na gwałt. Położyłem na ladę pieniądze za piwo, chipsy i paczkę papierosów, które sam sobie pozwoliłem wziąć-co im będę przeszkadzał-, natychmiastowo wychodząc. Chwilę rozglądając się przez strugi padającego deszczu, skierowałem się do domu. W drodze do mieszkania musiałem się przedzierać pomiędzy silnym deszczem i wichurą. Stanąłem pod drzewem zakładając kaptur od bluzy spod kurtki. Wyjąłem z siatki papierosy i dopaliłem jednego, ruszając dalej. Rozglądałem się i wzdychając, wypuściłem kłąb dymu. W końcu skręciłem w małą alejkę, upuściłem papierosa na chodnik i po schodkach wszedłem na zadbaną klatkę schodową. Zapaliłem blade światło korytarza, kierując się na schody prowadzące na pierwsze, drugie oraz trzecie piętro. Mieszkałem na drugim, więc szybko zacząłem iść. W mieszkaniu szybko zdjąłem buty oraz przemoczoną kurtkę i zapaliłem natychmiastowo światło. Siatka z zakupami wylądowała na drewnianym stole z hukiem. Ustawiłem na dębowym blacie stołu lampkę biurkową, zaczynając szukać potrzebnych mi przedmiotów takich jak: karki w kratkę, mapa Tokio, mazaki, ołówek, gumka i długopis. Wszystko po dłuższym czasie znajdowałem wymienione rzeczy prócz jednej, mapy! Będąc w stercie papierów, dokumentów i innych typu rzeczy przypomniało mi się, gdzie położyłem mapę, a raczej gdzie ją zostawiłem. Ubrałem się szybko i zbiegłem do podziemnego garażu, do auta. Otworzyłem na guzik szybko pojazd i wyciągnąłem ów przedmiot z niego. Wróciłem do mieszkania i usiadłem nad mapą dumając. Najpierw zaznaczyłem swoją ulicę, a później tam gdzie Uru miał się rzekomo z kimś spotkać. Ołówkiem zaznaczyłem najkrótsze drogie i w miarę podobne inne, kiedy coś poszło nie tak. Zaznaczyłem kółka, kropki, kreśliłem, pisałem. W końcu przy pomocy mapy, kartek i spinaczy powstał plan doskonały!
                                                                                       ***

Nie mogłem w nocy spać. Przewracałem się na boki, na plecy i wykonywałem najróżniejsze akrobacje na łóżku, ale myśli związane z planem nie dały mi spać- nie pomijam także prawie dwudziestu ośmiu stopni na dworze, w nocy!-. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce-leżałem w końcu na boku- i przetarłem oczy. Urządzenie wyświetlało 6:39.
- Kurwa.- Westchnąłem cicho, nie przespałem całej nocy superrr. Podniosłem się i założyłem kapcie szurając w nich do kuchni. Pierwsze, co zrobiłem to było wstawienie wody, niby nic trudnego, ale sam fakt, że mam totalny chlew po wczorajszym wieczorze planowania to nie mogłem nawet czajnika znaleźć! Smród, bród i ubóstwo. Ręką zgarnąłem do śmietnika wszelkie resztki po poszukiwaniu czegoś JADALNEGO, a nie, co już chyba miało nogi. Zaraz, czy ta kanapka się na mnie patrzy?
- Hej Kimi.- Rzuciłem w stronę leżącej ZIELONEJ kanapki- Shiroyama, ty flejo zrób sobie kawę, bo majaczysz.- Zganiłem się i znalazłem czajnik. Po chwili na stolę stał pewien napój. Usiadłem przy małym stoliku i gapiłem się w kubek. Nie wiem, czemu wzięło mnie na rozmyślenia. ( Dop. Aut. Teraz mała, łatwiutka łamigłówka ^w^ )
Co do Ciebie czuję?
Myślałem o Tobie w każdy poranek.
Za każdym razem, gdy Cię czuje moje serce przyspiesza.
Za każdym razem, kiedy dotykasz moich ust wiem, że żyję.
Dzień bez Ciebie, to dzień stracony.
Wziąłem do ust łyk napoju, który zostawił mi lekko brązowego wąsa od brązowej pianki. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w bok, w okno. Słońce powoli wychylało się zza białych kłębiastych Comulus'ów, ptaki już świergotały za oknem, a poranny wiaterek przedostawał się przez otwarte okno owijając moją zmęczoną od niewyspania twarz. To było strasznie przyjemne. Westchnąłem i dopiłem czarny napój. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Rozebrałem się do razu stając przed lustrem na chwilę tak jak bóstwo mnie stworzyło. Oglądałem lekko umięśnioną klatę, po której przejeżdżałem delikatnie dłonią zjeżdżając na brzuch.
- Słuchaj...Uru. Aj.. Bo wiesz chciałem Ci coś powiedzieć. To bardzo dla mnie ważne, ale no..Ehh- przerwałem swój monolog do fotografii chłopaka, która wisiała na lustrze.- Musisz jeszcze trochę popracować Aoi.- Powiedziałem do siebie i napuściłem szybko sobie ciepłą wodę do wanny z nutką lawendy w zapachu. Zanurzyłem swoje ciało do połowy i przymknąłem oczy. Muszę odpocząć. Przede moimi oczami pojawił mi się uśmiechnięty Uru. Zarumieniłem się. Ręką zjechałem na krocze. Z początku pocierałem palcami swojego penisa, pomrukując cicho.
- Kou.- Wyszeptałem, nasilając pieszczotę, która doprowadziła mnie do skrajnego podniecenia. Gdy tylko prącie idealnie się prezentowało, – co prawda pod wodą, ale zawszę coś!-, Ująłem go ciasno w dłoń w akompaniamencie głośniejszego jęku.
- Shima, w-weź go do ust. Błagam.- Wyjęczałem zaczynając poruszać kończyną na członku, który wręcz zaczął pulsować. Drugą dłonią zacząłem podszczypywać stwardniałe z podniecenia sutki. Od razu głośniej pojękując. Lekko zapuszczonymi paznokciami dodając sobie tylko doznań szczypałem, lekko masowałem jabłko Adama.
- Uru..- Przyspieszyłem ruchy do granic możliwości. Czułem, że to już blisko. Bardzo blisko.- Uru...Ha!- Krzyknąłem na całe mieszkanie z rozkoszy, wytryskując(Już nie podwodą, chyba przez przypadek odpiąłem korek od ujścia). Otworzyłem oczy, niestety nie było przede mną mojego jedynego. Byłem bardzo zarumieniony i cicho sapałem. Wziąłem na dwa palce odrobinę spermy i zlizałem białą maź. Przełknąłem słonawą ciesz, obmywając się szybko. Miałem zamiar wyjść już z wody, ale nagle jak poczułem nowo nalewającą się ciepłą wodę znużył mnie sen. Oparłem się, zamknąłem kurek i niespodziewanie usnąłem.
                                                                                         ***

Nie wiem, o której, ale obudziłem się wannie, z której wyskoczyłem jak oparzony, gdy zauważyłem w małym okienku prawie pod sufitem ciemność, która panowała na dworze. Na szybko, nawet nie patrząc, iż jestem mokry, założyłem bieliznę wraz z ubraniem. Uczesałem włosy i ubierając glany i biorąc kurtkę wybiegłem z mieszkania z siatkom przygotowaną wczoraj. Wiedziałem, że zapomniałem zabrać swój plan, ale dzięki Bogu i partii mam pamięć fotograficzną. Będąc prawie na miejscu schowałem się za kontenerem, szybko nakładając na siebie długi płaszcz, niczym z tych wszystkich starych filmów detektywistycznych, kapelusz na głowę i sztuczny wąs. Schowałem ubranie i ruszyłem na ulicę, zasłaniając twarz postawionym kołnierzem od płaszcza. Zauważyłem mój cel. Stał ubrany w krótką miniówkę, pończochy, ledwo zakrywający brzuch top i futrzane bolerko. Makijaż miał strasznie wyzywający, taki...Taki taniej dziwki. Stanąłem parę metrów dalej, siadając na ławce. Odpaliłem papierosa i czekałem rozglądając się wszędzie. Nawet nie zauważyłem jak osoba o długich nogach odzianych w pończoch i szpilki podeszła do mnie.
- Ma Pan papierosa jednego? - Zapytał. Wzrokiem spod kapelusza zauważyłem, że to Uruha. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem otwartą paczkę. Nawet nie zauważając papierosy zniknęły mi z dłoni w niewyjaśnionych okolicznościach, a w zamian miałem kartkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzałem na kartkę. Chwilę gapiąc się w kawałek papieru przypomniałem sobie numer Takashimy, który identycznie brzmiał jak ten. Osłupiony zacząłem się rozglądać, długo nogi szedł, stukając głośno szpilkami o bruk po chwili skręcając w nieciekawą alejkę tejże ulicy. Wyjrzałem zza ceglanej ściany budynku, aby sprawdzić, co się dzieje w zaułku alejki. Zauważyłem, że gitarzysta wchodzi do jednego z lepszych domów publicznych w okolicy. Ruszyłem niemal bez wahania. Dziwiło mnie to, przecież ON nigdy nie bywa w takich miejscach. Chwyciłem za białą klamkę i pchnąłem szklane, zakryte czarnym materiałem drzwi. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek, pomieszczenie było znacznie zaciemnione przez nieliczne lampy i ciemno fioletowe ściany. Rozejrzałem się, na recepcji stała młoda dziewczyna, a wokół stołów po lewej stronie sali, były otoczone „wiernymi fanami” tancerek go go. Mimowolnie zarumieniłem się znacznie, jednakże nie mogłem odnaleźć wzrokiem Shimy. Wszedłem w głąb, tym samym podchodząc do recepcjonistki.
- Który pokój Pan sobie życzy?- Zapytała ni z gruchy, ni z pietruchy młoda kobieta
- Szukam tutaj pewnej osoby. Przed chwilą tutaj weszła. Ehm, wysoki chłopak na czarnych szpilkach w asyście pięciu panów szerszych gabarytów.- Opisałem miarowo, o kogo mi chodzi. Dziewczyna widocznie pobladła. Bała się czegoś?
- N-Niestety to spotkanie zamknięte.- Głos kobiecie zadrżał. Dziwne, ale muszę się dowiedzieć, gdzie jest Uru!
- Ehm, jestem bratankiem....szefa....Yakuzy.- Cóż troszkę mi zajęło wymyślenie jakiejś gadki.- Ale wie pani, ja tak incognito. - Puściłem oczko do recepcjonistki, szarmancko się uśmiechając. Ta zachichotała i podała mi kartkę z numerem pokoju oraz na odwrocie swoim numerem telefonu. Super, mam dwa numery telefonu. Podziękowałem i ruszyłem pod pokój z numerem pięć. Stanąłem przed czerwonymi drzwiami z karteczką „Nie wchodzić.”. Przełknąłem ślinę słysząc wszystkie jęki, które dochodziły stamtąd. Nacisnąłem delikatnie pozłacaną klamkę, a drzwi ustąpiły z łatwością. Ściany izby były ciemno czerwone, oświetlone z góry przez żyrandol. Na czarnych sofach siedziało pięciu facetów z opuszczonymi spodniami i bokserkami. Ponownie się zarumieniłem. W końcu dostrzegłem na kolanach blondyna, który właśnie jednemu obciągał!
- K-Kouyou?!- Krzyknąłem wręcz widząc to. - Jesteś dziwką?!- Dodałem z niedowierzaniem. A chłopak oderwał się od faceta, stając na równych nogach jak oparzony.
- A-Aoi?! Co ty tu robisz?!- Za jąkał się, mając jeszcze resztki spermy na twarzy. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Po moich policzkach pociekły łzy. Wybiegłem z pokoju, gubiąc małe łzy. Zacząłem biec w stronę wyjścia, a potem swojego mieszkania. Wleciałem na przejście dla pieszych. Nie rozglądałem się, po prostu chciałem uciec jak najdalej. Wrócić w końcu do domu i nie wiem może się zapić tak, że przez tydzień nie wyleczę się z kaca. Usłyszałem pisk opon, wrzaski pobliskich przechodniów. Odwróciłem zapłakany wzrok, coś mnie oświetliło. Pojazd próbujący zahamować uderzył we mnie. Upadłem dwa metry dalej na asfalt. Słyszałem tylko stłumione krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki, zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie. Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność.
CDN...

piątek, 4 lipca 2014

"To wszystko dla Niej" cz.I

Doberek! Tak, w końcu pierwsza notka w czasie wakacyjnym! ^w^ Mam nadzieję, że opowiadanie się dobrze przyjmę. Liczę na jakieś komentarze, które mnie zmotywują do pracy. Dziękuje wam za te ponad 1500 wyświetleń! Oby tak dalej! ^w^
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenie: Wulgaryzmy(standard)

Uruha] |

~~
Za oknem panował wieczór. Siedziałem przed telewizorem, skacząc po kanałach, szukając odpowiedniego filmu, serialu czy też ciekawego talk show. Czyli co robi Kouyou po przeszło 9-cio godzinnej próbie. Usłyszałem po chwili dzwonek telefonu stacjonarnego - no kurwa! - Który przerwał bezczelnie moje oglądanie serialu, jaki akurat mi się spodobał. Podniosłem się po dłuższej chwili, gdy melodia nie dawała mi spokoju. Wziąłem urządzenie komunikacyjne, spoglądając na ekranik. Numer, który wyświetlał się, nie był mi znany. Westchnąłem cicho, będąc przekonany, że to kolejne telemarkety i inne pierdoły, więc naciskając zieloną słuchawkę czekałem na telemarketerkę.
- Halo?- Mruknąłem do słuchawki, czekając na odpowiedź ze strony mojego nieznanego rozmówcy. Co dziwniejsze, okazało się, że to jednak nie są żadne głupie, telesklepy. Wow. Niestety słowa, które zdołałem usłyszeć, zinterpretowałem, jako płacz kobiety. Pojedyncze wyrazy wypowiadane w szybkim oraz cichym tonie głosu były strasznie zagmatwane i bez sensu.
- K-Kouyou?- W końcu kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki się uspokoił.
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać oraz skąd ma Pani ma mój numer?- Zapytałem beznamiętnie.
- Kou, to ja, Tomochika, przyjaciółka Emiko. - Dziewczyna zaczęła się miarowo opanowywać. Zaraz! Emiko to moja siostra. Serce zaczęło mi łomotać. W głowie zaczęły pojawiać mi się setki retorycznych pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Co się stało? Co z nią? Czy żyje? Emi wyjechała kilka dni temu na biwak z przyjaciółmi, zostawiając swoją 3-letnią córkę u mnie.
- Możemy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.- Oznajmiła mi.- Czekam w kawiarni „Sowa”- dodała, a po chwili połączenie zostało przerwane.
Chwilę ogarniałem całą zaistniałą sytuację. A może po prostu jakiś głupi żart? Tak, na pewno. Cały w nerwach chwyciłem za komórkę, zaczynając z listy szybkich połączeń wybierać pierwszy, lepszy numer. Padło na mojego przyjaciela, Yuu. Sygnał, który trwał praktycznie parę sekund był dla mnie wiecznością. W końcu czarnowłosy odebrał, słychać było, że był zaspany.
- Hej Yuu, mam prośbę, przyjedź. Muszę wyjść pilnie. Przepraszam, że obudziłem.- Mówiłem szybko, ale dość zrozumiale(Mam nadzieję, bo jestem kłębkiem nerwów.)
- Ehm? Yhy, dobrze. Będę za chwilę.- Wymamrotał przysypiając przez chwilę.
- Dziękuje, wynagrodzę Ci to.- Odparłem, rozłączając się.
Faktycznie, gitarzysta był po niespełna kilkunastu minutach. Gdy tylko się pojawił ubrałem swoje tenisówki, czarną bluzę i zakładając kaptur na głowę, wybiegłem. Gnając w stronę miejsca spotkań, przedzierałem się przez kolejne grupy ludzi. Wpadłem do lokalu niemal natychmiastowo. Zauważając rudowłosą przyjaciółkę mojej siostry, ruszyłem w stronę stolika.
- Co się stało? Gdzie Emi? Nic jej nie jest?- Zaatakowałem kobietę siedzącą naprzeciwko mnie. Nic nie odpowiedział, chwyciła tylko delikatnie moje dłonie. Spojrzałem zdezorientowany w jej szklące się czekoladowe oczy. Po niemej mowie malinowych ust dziewczyny zrozumiałem tylko jedno, Emi nie żyje.
- A-Ale jak to się stało?!- Krzyknąłem od razu zanosząc się płaczem. Łzy spływając po moich policzkach migotały przez światło latarni ulicznych, znajdujących się na zewnątrz.
- Był wypadek. -Zaczęła tak jakby sama nie wiedziała, od czego ma rozpocząć swój monolog.- Wracaliśmy z biwaku na skróty. Jechaliśmy tą stromą, krętą jezdnią.-Kontynuowała dalej, patrząc się w nasze dłonie chwilę, a potem w okno ze łzami.- Emiko prowadziła. Chciała pokazać, co umie po tym jak kilka dni wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy wzorowo. Co chwilę dodawała gazu. Coraz szybciej i szybciej. Licznik już pokazywał 150km/h. Każdemu z nas się podobało. Nikt jej nie powstrzymywał. Nagle....Nagle zauważyłam ostry zakręt. Krzyknęłam by zwolniła. Uderzyliśmy w barierki. Samochód zaczął na tych polach dachować. Ja wypadałam przez przednią szybę. Reszcie nic nie było wielkiego. Nigdzie nie było tylko Emiko. Wszyscy pobiegliśmy w stronę nadal dachującego auta. Zatrzymaliśmy się. Emi miała całą twarz we krwi, nie ruszała się.- Tomochika rozpłakała się już na dobre.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Wstałem i zacząłem biec do wyjścia płacząc.
- To był wypadek! Kou, wybacz! - Krzyczała, ale już jej nie słuchałem. Nie chciałem już.
~~~

Już od roku to robię. Niby sława, kasy wiele, ale po ostatnich cięciach w budżecie przestało mi starczać pieniędzy na utrzymanie siebie i małej siostrzenicy. Co prawda na początku szukałem normalnej pracy jak każdy z zespołu. Po wielu nieudanych próbach chwyciłem się za najgorszy zawód, jaki mógł być. Nie wiem czy w ogóle można nazwać zawodem. To tylko mnie pogrążyło. Czemu boje się zwrócić o pomoc do innych? Tylko chwyciłem się tak obrzydzającej mnie rzeczy? Bo co? Bo boję się, że znów stracę normalną pracę? Bo łatwa kasa z tego jest? Tak wiele pytań, a na żadne nie umiem sobie odpowiedzieć. Po raz któryś zbieram po cudzej sypialni swoje podarte od „zabaw” pończochy. Pamiątką po libacji u klienta mogę chyba zaliczyć ciemny siniak pod lewym okiem. Ze stołu zgarnąłem swoje stringi, które po chwili założyłem, zaś z lampy zdjąłem naddarte spodenki. Założyłem jeszcze topik i mogłem ruszać. Ubrałem tylko wysokie szpiki, a z kieszeni zachlanego gospodarza domu oraz imprezy wyciągnąłem nie wielki plik pieniężny. Ruszyłem na chwiejnych nogach w stronę drzwi rezydencji biznesmena. Na zewnątrz panowała wszechobecna ciemność. Na obrzeżach Tokio, gdzie się znajdowałem nie było ani jednej żywej duszy(Te w środku raczej nie wykazywały oznak życiowych), a jedynym oświetleniem to było blade światło latarni ulicznej, znajdującej się obok przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście było ono sporo oddalone ode mnie. Ostatkami sił ruszyłem w stronę przystanku. Byłem strasznie obolały(Jak po wielokrotnym stosunku. Hehe. Taki żarcik.), A krwawiące udo dało się we znaki. Z oczu uciekło mi parę czarnych łez, w ustach nadal miałem posmak słonego nasienia zmieszanego z metalicznym posmakiem krwi i pozostałości alkoholu. Przymknąłem tylko na chwile oczy, a wylądowałem parę kroków dalej na glebie i to twarzą na betonie.
-Au.- Szepnąłem cicho i podniosłem się ledwo, ledwo. Po chwili dotarłem do tego cholernego postoju. Wyglądało ono obskurnie, pełno butelek po piwie, kondomów, nawet gacie są. Usiadłem na plastikowym krzesełku, które było jedyne wolne, ponieważ pozostałe trzy zajął pewien niezbyt ładnie pachnący koleżka, któremu się przysnęło. O fuj.
* Later*
Gdy już może trzecią, ewentualnie czwartą godzinę siedziałem na tej stacji autobusowej w końcu ta kupa metalu, śrubek oraz rdzy nadjechała. Na miękkich nogach podniosłem się. Wspierając się o boczną, obklejoną plakatami plastikową ścianę wszedłem do pojazdu. Był jakby opustoszały. Parę meneli, kierowca i jakiś dziadek. Westchnąłem i usiadłem przy końcu na wolnym miejscu. Oparłem gorące czoło o przyjemnie zimną szybę, przymykając oczy tym dając sobie chwilę wytchnienia. Pojazd komunikacji miejskiej po kilkunastu metrach zatrzymał się na kolejnym przystanku, co się dziwić to w końcu normalne, ale nie jest normalne to, że grupka chłopaków w stanie nie trzeźwym wtoczyła się wręcz do środka z głośnymi okrzykami. Rzuciłem na nich okiem od tak, po chwili moje oczy otworzyły się tak szeroko jak rozpoznałem jednego z tych chłopaków, którym był Yuu, że zaczesałem od razu mocno grzywkę na twarz. Chłopak był tak nawalony jakby, co najmniej przez miesiąc non stop balował. Palcami poprawiłem szybko grzywkę i modliłem się, żeby tylko nie usiadł przy mnie. Cały byłem w nerwach, siedziałem jak na szpilkach i zalewały mnie zimne poty. Jeden z trzech chłopaków zaczął coś niezrozumiale do mnie bełkotać.
- Ej! Kurewko chodź, chodź na kolana dam, dam Ci banana!- Zaśmiał się pijacko. Ignorowałem go, pocieszyło mnie w tej chwili tylko to, że na następnym przystanku wysiadam. Poniosłem się i zacząłem iść już w stronę drzwi. Byłem już blisko. Poczułem jak ktoś mocno chwycił moje nadgarstki. Wystraszyłem się. Przede mną stanął Yuu z pijackim uśmieszkiem. Chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym popatrzył na niego. Dłonią odgarnął moją grzywkę, zdziwił się, że zamiast taniej dziwki, (Którą jestem) zobaczył mnie. Wyrwałem się szybko, akurat autobus zatrzymał się. Znów popłakując wybiegłem stamtąd, zostawiając skołowanego chłopaka tam. Biegnąc w deszczu, który zaczął padać i gubiąc kolejne łzy, zacząłem się przedzierać w narastające tłumy ludzi. Dotarłem po chwili do swojego mieszkania.
- Dziękuje.- Szepnąłem do sąsiadki, która pilnowała małą Kimiko. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, kim jestem, albo raczej, czym. Nawet, jeśli nikt by jej tego nie powiedział z pewnością by się domyśliła. Przecież, kim mógłbym być jak tak się ubieram i wychodzą na całe noce.
- Idź się umyj i przebierz. Mała śpi u siebie. - Powiedziała troskliwie i wyszła.
Skierowałem się do małej łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. A co tam zobaczyłem? Zmęczoną twarz z wielkimi cieniami po oczyma od niewyspania i ciemno fioletowego siniaka pod lewym okiem. Niby jestem sławnym gitarzystą, ale także tanią dziwką. Pensje w wytwórni nie są jakieś super wysokie teraz. Inni umieją sobie poradzić, mają dorywczą pracę, a ja? Taka to dorywcza praca jak ze mnie mańkut. Reita jest mechanikiem, Ruki fryzjerem, Kai w restauracji dorabia, a Aoi pracuje w sklepie muzycznym. Eh.
- Jeszcze rok, góra półtorej i koniec z tym.- Mruknąłem cicho i umyłem się, przy tym wyrzucając kolejną parę podartych, czarnych pończoch. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojej komórki. Westchnąłem głęboko spod prysznica, zakładając czarny szlafrok, a białym ręcznikiem wycierając wilgotne włosy trafiłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i w kopertówce poszukałem swój telefon. Gdy tylko przedmiot znalazł się w moich rękach odebrałem połączenie.
-Tak? - Zapytałem, wycierając w dalszym ciągu włosy ręcznikiem.
- Um., hej Uru możemy się spotkać?- Zapytał mnie znajomy głos. Po chwili ciszy skumałem, że to Aoi! Nagle pobladłem. Co on chce?
- Po co? Przecież jest czwarta nad ranem.- Mruknąłem, spoglądając na elektroniczny zegarek na szafce obok łóżka. Tym samym odkładając ręcznik bok na czarną pościel.
- Sam mówiłeś, że dla mnie zawsze masz czas.- Odparł pewny siebie do mojej osoby.
- A-a możesz przyjść do mnie?- Zaproponowałem.- Wiesz, małą śpi, nie mam, z kim ją zostawić. Nie chce truć głowy sąsiadce, jednak to starsza kobieta.- Szepnąłem do słuchawki, podając raczej bezdyskusyjne argumenty propozycji.
- Dobrze, zaraz będę.- Po chwili w słuchawce zapadła cisza. Odłożyłem telefon i zacząłem się ubierać, przecież nie przywitam go w szlafroku. Ubrałem jeszcze tylko za dużą zieloną koszulkę-tylko przypadkiem ona należy do Aoia- i ruszyłem w stronę łazienki po bandaż. Usiadłem na rogu wanny i zawiązałem na prawe, poranione udo opatrunek. Na dość pokaźną śliwę nakleiłem plastrem, który zawierał w gaziku substancje do regeneracji takich zmian skórnych. Stojąc przed lustrem i oglądając czy wszystko już jest doprowadzone do ładu, czułem jak kołata mi serce, boje się, że się skapnie, kim jestem i czym się zajmuję.
[Aoi]

Pozbierałem się szybko z kanapy jak tylko usłyszałem pozwolenie na swoje przybycie do lokum gitarzysty. Ubrałem trampki, kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jako tako wytrzeźwiałem, więc jest okay. Do mieszkania Shimy miałem pi razy drzwi takie dziesięć minut spacerem, a w takim wypadku nie opłacało mi się wyprowadzać auta z garażu- i tak bym prowadzić nie mógł-. Idąc spokojnie powoli zapełniającą się ulicą-nie ma to jak wracanie z pracy po nocy- oglądałem kolejno przejeżdżające auta, przechodzących przechodniów oraz siedzących meneli na ławkach. Jak na moje szczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmując się tym brnąłem dalej w powiększający się tłum ludzi na chodniku. Po chwili znalazłem się pod blokiem, w którym mieszkał blondyn. Blok może i nie był luksusowy, ale na pierwszy rzut oka dość przytulny. Wszedłem na klatkę schodową bezproblemowo, znałem przecież kod dostępu. Korytarz nie był za piękny, wszędzie na ścianach widniały obraźliwe graffiti okolicznych dresiarzy-dokąd zmierza ten świat!-. Wszedłem powoli na schody-jak zwykle winda zepsuta- kierując się na 3 piętro. Przyspieszyłem kroku i w nie długim czasie mijając kolejne piętra znalazłem się na miejscu przed brązowymi drzwiami, gdzie była tabliczka z nazwiskiem Kouyou. Co dziwniejsze na jego drzwiach wisiała karteczka z napisem „TANICH KURW TU NIE CHCEMY!”. Strzeliłem nie małego maindfuck'a po przeczytaniu napisu na kartce. Zerwałem ją i schowałem szybko do kieszeni. Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten dziwny incydent w autobusie. Aoi za dużo myślisz czasem! Jako, że mam brzydki nawyk-a on nigdy nie zamyka drzwi, sklerotyk jeden- otworzyłem je powoli i zauważyłem jak rozmawia z kimś przez telefon. Zamknąłem szybko drzwi, wchodząc uprzednio do mieszkania. Zdjąłem obuwie i kurtkę, wchodząc głębiej, ale się zatrzymałem chcąc podsłuchać temat rozmowy. Uru widocznie nie wiedział, że już znajduję się w mieszkaniu. Po tonie głosu chłopaka mogłem stwierdzić, że, z kim się ewidentnie kłócił i to bardzo ostro.
- Kurwa, że co?! Przecież nie będę się pierdolił z pięcioma naraz! Powaliło was czy co?!- Zaraz, zaraz jak to pierdolił?! Że niby on jest...Nie! Za dobrze znam Shime, nie może być on....Tym! Yuu, spokojnie to na pewno może mieć racjonalne wyjaśnianie, ale niby, jakie?!
- Ehh, no dobrze. To jutro o 19 tak?- Nasłuchiwałem dalej. Po głowie krążyły mi różne dziwne rzeczy, ale, z kim on mógł się umówić? Westchnąłem głośno, trochę za głośno.
[Uru]

Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon na stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
CDN.....