czwartek, 17 lipca 2014

"To wszystko dla Niej" cz.II " To ta tajemnica?!"

Witajcie! ^u^ Tak w końcu przełamałam lenistwo wakacyjne i napisałam II cz. To będzie niestety ostatnia notka przed moim wyjazdem wakacyjnym trwający od 19.07 do 30.07, w między czasie spróbuję coś Wam naskrobać. Mam nadzieję, że opowiadaniem Wam się spodoba.
(^w^)
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Masturbacja, przekleństwa i scena erotyczna.


Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon an stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
- Długo tu już stoisz?- Uśmiechnąłem się, przełykając bezdźwięcznie ślinę. Niezauważenie zacząłem dłońmi ugniatać materiał mojej bluzki, w którą byłem odziany.

[Aoi]

-Em, przed chwilą przyszedłem. Drzwi były otwarte, a co?- Spojrzałem na twarz Kou, już na pierwszy rzut oka widać było, że ulżyło mu. Musiałem skłamać, inaczej mój plan wymyślony dosłownie kilka minut temu nie powiódłby się. Wyszedłem do salonu, od razu kierując się w stronę kuchni-jak to miałem w zwyczaju oczywiście-. Docierając do niewielkiego pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem była wisząca na kablach-prawie przepalająca się- żarówka. Na palnik gazowy ustawiłem mały napełniony wodą czajnik na herbatę. Z starej, poniszczonej hebanowej szafki wyjąłem brązowy, metalowy pojemniczek z zieloną herbatą, której resztki przesypałem do dwóch o czerwonym kolorze kubków. Słysząc gwizdanie, niemal natychmiastowo wyłączyłem gaz i zalałem herbatę, ustawiając naczynia z naparem na tackę. Wyjąłem ze zlewu jeden talerzyk, nie był pierwszej czystości, ale po przejechaniu ściereczką nie było aż tak źle. Wyjąłem z szafki nad zlewem pudełko z resztkami ciastek pełnoziarnistych-ulubione zresztą chłopaka-. Położyłem również i to na tacy, a później z nią skierowałem się do salony, gdzie siedział zamyślony blondyn. Postawiłem na stoliku do kawy jeden z kubków przed chłopakiem, uśmiechając się ciepło do niego zaś drugi naprzeciwko, gdzie po chwili usiadłem. Upiłem łyk herbacianego naparu. Atmosfera była strasznie sztywna. Panowała głucha cisza, jedyne, co robiliśmy to uśmiechaliśmy się ufnie do siebie. Kouyou często uśmiechał się krótko, później uciekając gdzieś na boki wzrokiem, tak jakby bał się czegoś czy wstydził. Po pokoju, gdzie panowała wręcz niczym niezmącona cisza rozbrzmiały ciche kroki małej dziewczynki. W pokoju pojawiła się niska dziewczynka o długich, czarnych jak kruk włosach, rumianej buzi, a na której widniały dwa czarne przysypiające diamenciki. Tak na te oczy mówił Uru. Ubrana była w różową koszulę nocną. Wiele łatek na ubranku siostrzenicy Kou wskazywało, że to koszula po wielu przejściach. Dziwne, czemu Uru nie kupił jej nowej. Może lepiej nie będę się w to wtrącać? W końcu to jego problemy, ale on się dziwnie zachowuje, za dziwnie bym to tak zostawił. Kimiko podeszła do nas, mocno tuląc swojego starego misia.
- Blacisku(Tak go teraz nazywała), buza.- Szepnęła nieśmiało, nagle rzucając się na szyję „brata”. Na tą uroczą scenę uśmiech sam pojawiał się na twarzy. To jak mała wtula się w wujka, a on jak czule ją obejmuje i głaszczę. Tak jakby próbował zastąpić jej ojca, którego nie miała. Kimiko i jej zmarłą matkę zostawił jak tylko dowiedział się, że ona przyjdzie na świat. Tchórz pieprzony. Dziewczynka po chwili ułożyła się obok i z głową na udach Uru zasnęła.
- To ja już może wrócę do siebie.- Oznajmiłem rozczulony tą sytuacją.
- Miałeś chyba jakąś sprawę do mnie.- Powiedział w moja stronę chłopak, lustrując chwilę moją osobę.
- A..To nie było nic ważnego. Właściwie już sam zapomniałem, co chciałem.- Stwierdziłem zakłopotany, drapiąc się w tył głowy. - No to do zobaczenia!- Rzuciłem szybko, ulatniając się z mieszkania młodszego. Zbiegłem w szybkim tempie po drewnianych, lekko spróchniałych schodach, robiąc przy tym nie mały hałas. W ogromnej ulewie urządziłem sobie mały spacer. Przechodząc kolejne pozamykane sklepy, szukałem jakiegoś otwartego, jakiejś żabki czy coś. Po dłuższym spacerku natrafiłem na jedyny w promieniu chyba kilometra otwarty sklep. Wziąłem do ręki koszyk i najpierw zacząłem szukać działu z alkoholami. Z lodówki wyjąłem dwie zimne puszki piwa, a z innego regału wrzuciłem paczkę najzwyklejszych chipsów paprykowych. Podszedłem do lady, jednak kasjerki tam nie było. Zacząłem się rozglądać na boki, jednak owej osoby nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili spojrzałem na lekko przeźroczystą zasłonkę zaplecza. Momentalnie zarumieniłem się mocno. Na zapleczu widocznie odbywał się stosunek płciowy pomiędzy pracownicą, a szefem. Nie wyglądało mi to raczej na gwałt. Położyłem na ladę pieniądze za piwo, chipsy i paczkę papierosów, które sam sobie pozwoliłem wziąć-co im będę przeszkadzał-, natychmiastowo wychodząc. Chwilę rozglądając się przez strugi padającego deszczu, skierowałem się do domu. W drodze do mieszkania musiałem się przedzierać pomiędzy silnym deszczem i wichurą. Stanąłem pod drzewem zakładając kaptur od bluzy spod kurtki. Wyjąłem z siatki papierosy i dopaliłem jednego, ruszając dalej. Rozglądałem się i wzdychając, wypuściłem kłąb dymu. W końcu skręciłem w małą alejkę, upuściłem papierosa na chodnik i po schodkach wszedłem na zadbaną klatkę schodową. Zapaliłem blade światło korytarza, kierując się na schody prowadzące na pierwsze, drugie oraz trzecie piętro. Mieszkałem na drugim, więc szybko zacząłem iść. W mieszkaniu szybko zdjąłem buty oraz przemoczoną kurtkę i zapaliłem natychmiastowo światło. Siatka z zakupami wylądowała na drewnianym stole z hukiem. Ustawiłem na dębowym blacie stołu lampkę biurkową, zaczynając szukać potrzebnych mi przedmiotów takich jak: karki w kratkę, mapa Tokio, mazaki, ołówek, gumka i długopis. Wszystko po dłuższym czasie znajdowałem wymienione rzeczy prócz jednej, mapy! Będąc w stercie papierów, dokumentów i innych typu rzeczy przypomniało mi się, gdzie położyłem mapę, a raczej gdzie ją zostawiłem. Ubrałem się szybko i zbiegłem do podziemnego garażu, do auta. Otworzyłem na guzik szybko pojazd i wyciągnąłem ów przedmiot z niego. Wróciłem do mieszkania i usiadłem nad mapą dumając. Najpierw zaznaczyłem swoją ulicę, a później tam gdzie Uru miał się rzekomo z kimś spotkać. Ołówkiem zaznaczyłem najkrótsze drogie i w miarę podobne inne, kiedy coś poszło nie tak. Zaznaczyłem kółka, kropki, kreśliłem, pisałem. W końcu przy pomocy mapy, kartek i spinaczy powstał plan doskonały!
                                                                                       ***

Nie mogłem w nocy spać. Przewracałem się na boki, na plecy i wykonywałem najróżniejsze akrobacje na łóżku, ale myśli związane z planem nie dały mi spać- nie pomijam także prawie dwudziestu ośmiu stopni na dworze, w nocy!-. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce-leżałem w końcu na boku- i przetarłem oczy. Urządzenie wyświetlało 6:39.
- Kurwa.- Westchnąłem cicho, nie przespałem całej nocy superrr. Podniosłem się i założyłem kapcie szurając w nich do kuchni. Pierwsze, co zrobiłem to było wstawienie wody, niby nic trudnego, ale sam fakt, że mam totalny chlew po wczorajszym wieczorze planowania to nie mogłem nawet czajnika znaleźć! Smród, bród i ubóstwo. Ręką zgarnąłem do śmietnika wszelkie resztki po poszukiwaniu czegoś JADALNEGO, a nie, co już chyba miało nogi. Zaraz, czy ta kanapka się na mnie patrzy?
- Hej Kimi.- Rzuciłem w stronę leżącej ZIELONEJ kanapki- Shiroyama, ty flejo zrób sobie kawę, bo majaczysz.- Zganiłem się i znalazłem czajnik. Po chwili na stolę stał pewien napój. Usiadłem przy małym stoliku i gapiłem się w kubek. Nie wiem, czemu wzięło mnie na rozmyślenia. ( Dop. Aut. Teraz mała, łatwiutka łamigłówka ^w^ )
Co do Ciebie czuję?
Myślałem o Tobie w każdy poranek.
Za każdym razem, gdy Cię czuje moje serce przyspiesza.
Za każdym razem, kiedy dotykasz moich ust wiem, że żyję.
Dzień bez Ciebie, to dzień stracony.
Wziąłem do ust łyk napoju, który zostawił mi lekko brązowego wąsa od brązowej pianki. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w bok, w okno. Słońce powoli wychylało się zza białych kłębiastych Comulus'ów, ptaki już świergotały za oknem, a poranny wiaterek przedostawał się przez otwarte okno owijając moją zmęczoną od niewyspania twarz. To było strasznie przyjemne. Westchnąłem i dopiłem czarny napój. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Rozebrałem się do razu stając przed lustrem na chwilę tak jak bóstwo mnie stworzyło. Oglądałem lekko umięśnioną klatę, po której przejeżdżałem delikatnie dłonią zjeżdżając na brzuch.
- Słuchaj...Uru. Aj.. Bo wiesz chciałem Ci coś powiedzieć. To bardzo dla mnie ważne, ale no..Ehh- przerwałem swój monolog do fotografii chłopaka, która wisiała na lustrze.- Musisz jeszcze trochę popracować Aoi.- Powiedziałem do siebie i napuściłem szybko sobie ciepłą wodę do wanny z nutką lawendy w zapachu. Zanurzyłem swoje ciało do połowy i przymknąłem oczy. Muszę odpocząć. Przede moimi oczami pojawił mi się uśmiechnięty Uru. Zarumieniłem się. Ręką zjechałem na krocze. Z początku pocierałem palcami swojego penisa, pomrukując cicho.
- Kou.- Wyszeptałem, nasilając pieszczotę, która doprowadziła mnie do skrajnego podniecenia. Gdy tylko prącie idealnie się prezentowało, – co prawda pod wodą, ale zawszę coś!-, Ująłem go ciasno w dłoń w akompaniamencie głośniejszego jęku.
- Shima, w-weź go do ust. Błagam.- Wyjęczałem zaczynając poruszać kończyną na członku, który wręcz zaczął pulsować. Drugą dłonią zacząłem podszczypywać stwardniałe z podniecenia sutki. Od razu głośniej pojękując. Lekko zapuszczonymi paznokciami dodając sobie tylko doznań szczypałem, lekko masowałem jabłko Adama.
- Uru..- Przyspieszyłem ruchy do granic możliwości. Czułem, że to już blisko. Bardzo blisko.- Uru...Ha!- Krzyknąłem na całe mieszkanie z rozkoszy, wytryskując(Już nie podwodą, chyba przez przypadek odpiąłem korek od ujścia). Otworzyłem oczy, niestety nie było przede mną mojego jedynego. Byłem bardzo zarumieniony i cicho sapałem. Wziąłem na dwa palce odrobinę spermy i zlizałem białą maź. Przełknąłem słonawą ciesz, obmywając się szybko. Miałem zamiar wyjść już z wody, ale nagle jak poczułem nowo nalewającą się ciepłą wodę znużył mnie sen. Oparłem się, zamknąłem kurek i niespodziewanie usnąłem.
                                                                                         ***

Nie wiem, o której, ale obudziłem się wannie, z której wyskoczyłem jak oparzony, gdy zauważyłem w małym okienku prawie pod sufitem ciemność, która panowała na dworze. Na szybko, nawet nie patrząc, iż jestem mokry, założyłem bieliznę wraz z ubraniem. Uczesałem włosy i ubierając glany i biorąc kurtkę wybiegłem z mieszkania z siatkom przygotowaną wczoraj. Wiedziałem, że zapomniałem zabrać swój plan, ale dzięki Bogu i partii mam pamięć fotograficzną. Będąc prawie na miejscu schowałem się za kontenerem, szybko nakładając na siebie długi płaszcz, niczym z tych wszystkich starych filmów detektywistycznych, kapelusz na głowę i sztuczny wąs. Schowałem ubranie i ruszyłem na ulicę, zasłaniając twarz postawionym kołnierzem od płaszcza. Zauważyłem mój cel. Stał ubrany w krótką miniówkę, pończochy, ledwo zakrywający brzuch top i futrzane bolerko. Makijaż miał strasznie wyzywający, taki...Taki taniej dziwki. Stanąłem parę metrów dalej, siadając na ławce. Odpaliłem papierosa i czekałem rozglądając się wszędzie. Nawet nie zauważyłem jak osoba o długich nogach odzianych w pończoch i szpilki podeszła do mnie.
- Ma Pan papierosa jednego? - Zapytał. Wzrokiem spod kapelusza zauważyłem, że to Uruha. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem otwartą paczkę. Nawet nie zauważając papierosy zniknęły mi z dłoni w niewyjaśnionych okolicznościach, a w zamian miałem kartkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzałem na kartkę. Chwilę gapiąc się w kawałek papieru przypomniałem sobie numer Takashimy, który identycznie brzmiał jak ten. Osłupiony zacząłem się rozglądać, długo nogi szedł, stukając głośno szpilkami o bruk po chwili skręcając w nieciekawą alejkę tejże ulicy. Wyjrzałem zza ceglanej ściany budynku, aby sprawdzić, co się dzieje w zaułku alejki. Zauważyłem, że gitarzysta wchodzi do jednego z lepszych domów publicznych w okolicy. Ruszyłem niemal bez wahania. Dziwiło mnie to, przecież ON nigdy nie bywa w takich miejscach. Chwyciłem za białą klamkę i pchnąłem szklane, zakryte czarnym materiałem drzwi. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek, pomieszczenie było znacznie zaciemnione przez nieliczne lampy i ciemno fioletowe ściany. Rozejrzałem się, na recepcji stała młoda dziewczyna, a wokół stołów po lewej stronie sali, były otoczone „wiernymi fanami” tancerek go go. Mimowolnie zarumieniłem się znacznie, jednakże nie mogłem odnaleźć wzrokiem Shimy. Wszedłem w głąb, tym samym podchodząc do recepcjonistki.
- Który pokój Pan sobie życzy?- Zapytała ni z gruchy, ni z pietruchy młoda kobieta
- Szukam tutaj pewnej osoby. Przed chwilą tutaj weszła. Ehm, wysoki chłopak na czarnych szpilkach w asyście pięciu panów szerszych gabarytów.- Opisałem miarowo, o kogo mi chodzi. Dziewczyna widocznie pobladła. Bała się czegoś?
- N-Niestety to spotkanie zamknięte.- Głos kobiecie zadrżał. Dziwne, ale muszę się dowiedzieć, gdzie jest Uru!
- Ehm, jestem bratankiem....szefa....Yakuzy.- Cóż troszkę mi zajęło wymyślenie jakiejś gadki.- Ale wie pani, ja tak incognito. - Puściłem oczko do recepcjonistki, szarmancko się uśmiechając. Ta zachichotała i podała mi kartkę z numerem pokoju oraz na odwrocie swoim numerem telefonu. Super, mam dwa numery telefonu. Podziękowałem i ruszyłem pod pokój z numerem pięć. Stanąłem przed czerwonymi drzwiami z karteczką „Nie wchodzić.”. Przełknąłem ślinę słysząc wszystkie jęki, które dochodziły stamtąd. Nacisnąłem delikatnie pozłacaną klamkę, a drzwi ustąpiły z łatwością. Ściany izby były ciemno czerwone, oświetlone z góry przez żyrandol. Na czarnych sofach siedziało pięciu facetów z opuszczonymi spodniami i bokserkami. Ponownie się zarumieniłem. W końcu dostrzegłem na kolanach blondyna, który właśnie jednemu obciągał!
- K-Kouyou?!- Krzyknąłem wręcz widząc to. - Jesteś dziwką?!- Dodałem z niedowierzaniem. A chłopak oderwał się od faceta, stając na równych nogach jak oparzony.
- A-Aoi?! Co ty tu robisz?!- Za jąkał się, mając jeszcze resztki spermy na twarzy. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Po moich policzkach pociekły łzy. Wybiegłem z pokoju, gubiąc małe łzy. Zacząłem biec w stronę wyjścia, a potem swojego mieszkania. Wleciałem na przejście dla pieszych. Nie rozglądałem się, po prostu chciałem uciec jak najdalej. Wrócić w końcu do domu i nie wiem może się zapić tak, że przez tydzień nie wyleczę się z kaca. Usłyszałem pisk opon, wrzaski pobliskich przechodniów. Odwróciłem zapłakany wzrok, coś mnie oświetliło. Pojazd próbujący zahamować uderzył we mnie. Upadłem dwa metry dalej na asfalt. Słyszałem tylko stłumione krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki, zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie. Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność.
CDN...

piątek, 4 lipca 2014

"To wszystko dla Niej" cz.I

Doberek! Tak, w końcu pierwsza notka w czasie wakacyjnym! ^w^ Mam nadzieję, że opowiadanie się dobrze przyjmę. Liczę na jakieś komentarze, które mnie zmotywują do pracy. Dziękuje wam za te ponad 1500 wyświetleń! Oby tak dalej! ^w^
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenie: Wulgaryzmy(standard)

Uruha] |

~~
Za oknem panował wieczór. Siedziałem przed telewizorem, skacząc po kanałach, szukając odpowiedniego filmu, serialu czy też ciekawego talk show. Czyli co robi Kouyou po przeszło 9-cio godzinnej próbie. Usłyszałem po chwili dzwonek telefonu stacjonarnego - no kurwa! - Który przerwał bezczelnie moje oglądanie serialu, jaki akurat mi się spodobał. Podniosłem się po dłuższej chwili, gdy melodia nie dawała mi spokoju. Wziąłem urządzenie komunikacyjne, spoglądając na ekranik. Numer, który wyświetlał się, nie był mi znany. Westchnąłem cicho, będąc przekonany, że to kolejne telemarkety i inne pierdoły, więc naciskając zieloną słuchawkę czekałem na telemarketerkę.
- Halo?- Mruknąłem do słuchawki, czekając na odpowiedź ze strony mojego nieznanego rozmówcy. Co dziwniejsze, okazało się, że to jednak nie są żadne głupie, telesklepy. Wow. Niestety słowa, które zdołałem usłyszeć, zinterpretowałem, jako płacz kobiety. Pojedyncze wyrazy wypowiadane w szybkim oraz cichym tonie głosu były strasznie zagmatwane i bez sensu.
- K-Kouyou?- W końcu kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki się uspokoił.
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać oraz skąd ma Pani ma mój numer?- Zapytałem beznamiętnie.
- Kou, to ja, Tomochika, przyjaciółka Emiko. - Dziewczyna zaczęła się miarowo opanowywać. Zaraz! Emiko to moja siostra. Serce zaczęło mi łomotać. W głowie zaczęły pojawiać mi się setki retorycznych pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Co się stało? Co z nią? Czy żyje? Emi wyjechała kilka dni temu na biwak z przyjaciółmi, zostawiając swoją 3-letnią córkę u mnie.
- Możemy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.- Oznajmiła mi.- Czekam w kawiarni „Sowa”- dodała, a po chwili połączenie zostało przerwane.
Chwilę ogarniałem całą zaistniałą sytuację. A może po prostu jakiś głupi żart? Tak, na pewno. Cały w nerwach chwyciłem za komórkę, zaczynając z listy szybkich połączeń wybierać pierwszy, lepszy numer. Padło na mojego przyjaciela, Yuu. Sygnał, który trwał praktycznie parę sekund był dla mnie wiecznością. W końcu czarnowłosy odebrał, słychać było, że był zaspany.
- Hej Yuu, mam prośbę, przyjedź. Muszę wyjść pilnie. Przepraszam, że obudziłem.- Mówiłem szybko, ale dość zrozumiale(Mam nadzieję, bo jestem kłębkiem nerwów.)
- Ehm? Yhy, dobrze. Będę za chwilę.- Wymamrotał przysypiając przez chwilę.
- Dziękuje, wynagrodzę Ci to.- Odparłem, rozłączając się.
Faktycznie, gitarzysta był po niespełna kilkunastu minutach. Gdy tylko się pojawił ubrałem swoje tenisówki, czarną bluzę i zakładając kaptur na głowę, wybiegłem. Gnając w stronę miejsca spotkań, przedzierałem się przez kolejne grupy ludzi. Wpadłem do lokalu niemal natychmiastowo. Zauważając rudowłosą przyjaciółkę mojej siostry, ruszyłem w stronę stolika.
- Co się stało? Gdzie Emi? Nic jej nie jest?- Zaatakowałem kobietę siedzącą naprzeciwko mnie. Nic nie odpowiedział, chwyciła tylko delikatnie moje dłonie. Spojrzałem zdezorientowany w jej szklące się czekoladowe oczy. Po niemej mowie malinowych ust dziewczyny zrozumiałem tylko jedno, Emi nie żyje.
- A-Ale jak to się stało?!- Krzyknąłem od razu zanosząc się płaczem. Łzy spływając po moich policzkach migotały przez światło latarni ulicznych, znajdujących się na zewnątrz.
- Był wypadek. -Zaczęła tak jakby sama nie wiedziała, od czego ma rozpocząć swój monolog.- Wracaliśmy z biwaku na skróty. Jechaliśmy tą stromą, krętą jezdnią.-Kontynuowała dalej, patrząc się w nasze dłonie chwilę, a potem w okno ze łzami.- Emiko prowadziła. Chciała pokazać, co umie po tym jak kilka dni wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy wzorowo. Co chwilę dodawała gazu. Coraz szybciej i szybciej. Licznik już pokazywał 150km/h. Każdemu z nas się podobało. Nikt jej nie powstrzymywał. Nagle....Nagle zauważyłam ostry zakręt. Krzyknęłam by zwolniła. Uderzyliśmy w barierki. Samochód zaczął na tych polach dachować. Ja wypadałam przez przednią szybę. Reszcie nic nie było wielkiego. Nigdzie nie było tylko Emiko. Wszyscy pobiegliśmy w stronę nadal dachującego auta. Zatrzymaliśmy się. Emi miała całą twarz we krwi, nie ruszała się.- Tomochika rozpłakała się już na dobre.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Wstałem i zacząłem biec do wyjścia płacząc.
- To był wypadek! Kou, wybacz! - Krzyczała, ale już jej nie słuchałem. Nie chciałem już.
~~~

Już od roku to robię. Niby sława, kasy wiele, ale po ostatnich cięciach w budżecie przestało mi starczać pieniędzy na utrzymanie siebie i małej siostrzenicy. Co prawda na początku szukałem normalnej pracy jak każdy z zespołu. Po wielu nieudanych próbach chwyciłem się za najgorszy zawód, jaki mógł być. Nie wiem czy w ogóle można nazwać zawodem. To tylko mnie pogrążyło. Czemu boje się zwrócić o pomoc do innych? Tylko chwyciłem się tak obrzydzającej mnie rzeczy? Bo co? Bo boję się, że znów stracę normalną pracę? Bo łatwa kasa z tego jest? Tak wiele pytań, a na żadne nie umiem sobie odpowiedzieć. Po raz któryś zbieram po cudzej sypialni swoje podarte od „zabaw” pończochy. Pamiątką po libacji u klienta mogę chyba zaliczyć ciemny siniak pod lewym okiem. Ze stołu zgarnąłem swoje stringi, które po chwili założyłem, zaś z lampy zdjąłem naddarte spodenki. Założyłem jeszcze topik i mogłem ruszać. Ubrałem tylko wysokie szpiki, a z kieszeni zachlanego gospodarza domu oraz imprezy wyciągnąłem nie wielki plik pieniężny. Ruszyłem na chwiejnych nogach w stronę drzwi rezydencji biznesmena. Na zewnątrz panowała wszechobecna ciemność. Na obrzeżach Tokio, gdzie się znajdowałem nie było ani jednej żywej duszy(Te w środku raczej nie wykazywały oznak życiowych), a jedynym oświetleniem to było blade światło latarni ulicznej, znajdującej się obok przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście było ono sporo oddalone ode mnie. Ostatkami sił ruszyłem w stronę przystanku. Byłem strasznie obolały(Jak po wielokrotnym stosunku. Hehe. Taki żarcik.), A krwawiące udo dało się we znaki. Z oczu uciekło mi parę czarnych łez, w ustach nadal miałem posmak słonego nasienia zmieszanego z metalicznym posmakiem krwi i pozostałości alkoholu. Przymknąłem tylko na chwile oczy, a wylądowałem parę kroków dalej na glebie i to twarzą na betonie.
-Au.- Szepnąłem cicho i podniosłem się ledwo, ledwo. Po chwili dotarłem do tego cholernego postoju. Wyglądało ono obskurnie, pełno butelek po piwie, kondomów, nawet gacie są. Usiadłem na plastikowym krzesełku, które było jedyne wolne, ponieważ pozostałe trzy zajął pewien niezbyt ładnie pachnący koleżka, któremu się przysnęło. O fuj.
* Later*
Gdy już może trzecią, ewentualnie czwartą godzinę siedziałem na tej stacji autobusowej w końcu ta kupa metalu, śrubek oraz rdzy nadjechała. Na miękkich nogach podniosłem się. Wspierając się o boczną, obklejoną plakatami plastikową ścianę wszedłem do pojazdu. Był jakby opustoszały. Parę meneli, kierowca i jakiś dziadek. Westchnąłem i usiadłem przy końcu na wolnym miejscu. Oparłem gorące czoło o przyjemnie zimną szybę, przymykając oczy tym dając sobie chwilę wytchnienia. Pojazd komunikacji miejskiej po kilkunastu metrach zatrzymał się na kolejnym przystanku, co się dziwić to w końcu normalne, ale nie jest normalne to, że grupka chłopaków w stanie nie trzeźwym wtoczyła się wręcz do środka z głośnymi okrzykami. Rzuciłem na nich okiem od tak, po chwili moje oczy otworzyły się tak szeroko jak rozpoznałem jednego z tych chłopaków, którym był Yuu, że zaczesałem od razu mocno grzywkę na twarz. Chłopak był tak nawalony jakby, co najmniej przez miesiąc non stop balował. Palcami poprawiłem szybko grzywkę i modliłem się, żeby tylko nie usiadł przy mnie. Cały byłem w nerwach, siedziałem jak na szpilkach i zalewały mnie zimne poty. Jeden z trzech chłopaków zaczął coś niezrozumiale do mnie bełkotać.
- Ej! Kurewko chodź, chodź na kolana dam, dam Ci banana!- Zaśmiał się pijacko. Ignorowałem go, pocieszyło mnie w tej chwili tylko to, że na następnym przystanku wysiadam. Poniosłem się i zacząłem iść już w stronę drzwi. Byłem już blisko. Poczułem jak ktoś mocno chwycił moje nadgarstki. Wystraszyłem się. Przede mną stanął Yuu z pijackim uśmieszkiem. Chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym popatrzył na niego. Dłonią odgarnął moją grzywkę, zdziwił się, że zamiast taniej dziwki, (Którą jestem) zobaczył mnie. Wyrwałem się szybko, akurat autobus zatrzymał się. Znów popłakując wybiegłem stamtąd, zostawiając skołowanego chłopaka tam. Biegnąc w deszczu, który zaczął padać i gubiąc kolejne łzy, zacząłem się przedzierać w narastające tłumy ludzi. Dotarłem po chwili do swojego mieszkania.
- Dziękuje.- Szepnąłem do sąsiadki, która pilnowała małą Kimiko. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, kim jestem, albo raczej, czym. Nawet, jeśli nikt by jej tego nie powiedział z pewnością by się domyśliła. Przecież, kim mógłbym być jak tak się ubieram i wychodzą na całe noce.
- Idź się umyj i przebierz. Mała śpi u siebie. - Powiedziała troskliwie i wyszła.
Skierowałem się do małej łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. A co tam zobaczyłem? Zmęczoną twarz z wielkimi cieniami po oczyma od niewyspania i ciemno fioletowego siniaka pod lewym okiem. Niby jestem sławnym gitarzystą, ale także tanią dziwką. Pensje w wytwórni nie są jakieś super wysokie teraz. Inni umieją sobie poradzić, mają dorywczą pracę, a ja? Taka to dorywcza praca jak ze mnie mańkut. Reita jest mechanikiem, Ruki fryzjerem, Kai w restauracji dorabia, a Aoi pracuje w sklepie muzycznym. Eh.
- Jeszcze rok, góra półtorej i koniec z tym.- Mruknąłem cicho i umyłem się, przy tym wyrzucając kolejną parę podartych, czarnych pończoch. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojej komórki. Westchnąłem głęboko spod prysznica, zakładając czarny szlafrok, a białym ręcznikiem wycierając wilgotne włosy trafiłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i w kopertówce poszukałem swój telefon. Gdy tylko przedmiot znalazł się w moich rękach odebrałem połączenie.
-Tak? - Zapytałem, wycierając w dalszym ciągu włosy ręcznikiem.
- Um., hej Uru możemy się spotkać?- Zapytał mnie znajomy głos. Po chwili ciszy skumałem, że to Aoi! Nagle pobladłem. Co on chce?
- Po co? Przecież jest czwarta nad ranem.- Mruknąłem, spoglądając na elektroniczny zegarek na szafce obok łóżka. Tym samym odkładając ręcznik bok na czarną pościel.
- Sam mówiłeś, że dla mnie zawsze masz czas.- Odparł pewny siebie do mojej osoby.
- A-a możesz przyjść do mnie?- Zaproponowałem.- Wiesz, małą śpi, nie mam, z kim ją zostawić. Nie chce truć głowy sąsiadce, jednak to starsza kobieta.- Szepnąłem do słuchawki, podając raczej bezdyskusyjne argumenty propozycji.
- Dobrze, zaraz będę.- Po chwili w słuchawce zapadła cisza. Odłożyłem telefon i zacząłem się ubierać, przecież nie przywitam go w szlafroku. Ubrałem jeszcze tylko za dużą zieloną koszulkę-tylko przypadkiem ona należy do Aoia- i ruszyłem w stronę łazienki po bandaż. Usiadłem na rogu wanny i zawiązałem na prawe, poranione udo opatrunek. Na dość pokaźną śliwę nakleiłem plastrem, który zawierał w gaziku substancje do regeneracji takich zmian skórnych. Stojąc przed lustrem i oglądając czy wszystko już jest doprowadzone do ładu, czułem jak kołata mi serce, boje się, że się skapnie, kim jestem i czym się zajmuję.
[Aoi]

Pozbierałem się szybko z kanapy jak tylko usłyszałem pozwolenie na swoje przybycie do lokum gitarzysty. Ubrałem trampki, kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jako tako wytrzeźwiałem, więc jest okay. Do mieszkania Shimy miałem pi razy drzwi takie dziesięć minut spacerem, a w takim wypadku nie opłacało mi się wyprowadzać auta z garażu- i tak bym prowadzić nie mógł-. Idąc spokojnie powoli zapełniającą się ulicą-nie ma to jak wracanie z pracy po nocy- oglądałem kolejno przejeżdżające auta, przechodzących przechodniów oraz siedzących meneli na ławkach. Jak na moje szczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmując się tym brnąłem dalej w powiększający się tłum ludzi na chodniku. Po chwili znalazłem się pod blokiem, w którym mieszkał blondyn. Blok może i nie był luksusowy, ale na pierwszy rzut oka dość przytulny. Wszedłem na klatkę schodową bezproblemowo, znałem przecież kod dostępu. Korytarz nie był za piękny, wszędzie na ścianach widniały obraźliwe graffiti okolicznych dresiarzy-dokąd zmierza ten świat!-. Wszedłem powoli na schody-jak zwykle winda zepsuta- kierując się na 3 piętro. Przyspieszyłem kroku i w nie długim czasie mijając kolejne piętra znalazłem się na miejscu przed brązowymi drzwiami, gdzie była tabliczka z nazwiskiem Kouyou. Co dziwniejsze na jego drzwiach wisiała karteczka z napisem „TANICH KURW TU NIE CHCEMY!”. Strzeliłem nie małego maindfuck'a po przeczytaniu napisu na kartce. Zerwałem ją i schowałem szybko do kieszeni. Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten dziwny incydent w autobusie. Aoi za dużo myślisz czasem! Jako, że mam brzydki nawyk-a on nigdy nie zamyka drzwi, sklerotyk jeden- otworzyłem je powoli i zauważyłem jak rozmawia z kimś przez telefon. Zamknąłem szybko drzwi, wchodząc uprzednio do mieszkania. Zdjąłem obuwie i kurtkę, wchodząc głębiej, ale się zatrzymałem chcąc podsłuchać temat rozmowy. Uru widocznie nie wiedział, że już znajduję się w mieszkaniu. Po tonie głosu chłopaka mogłem stwierdzić, że, z kim się ewidentnie kłócił i to bardzo ostro.
- Kurwa, że co?! Przecież nie będę się pierdolił z pięcioma naraz! Powaliło was czy co?!- Zaraz, zaraz jak to pierdolił?! Że niby on jest...Nie! Za dobrze znam Shime, nie może być on....Tym! Yuu, spokojnie to na pewno może mieć racjonalne wyjaśnianie, ale niby, jakie?!
- Ehh, no dobrze. To jutro o 19 tak?- Nasłuchiwałem dalej. Po głowie krążyły mi różne dziwne rzeczy, ale, z kim on mógł się umówić? Westchnąłem głośno, trochę za głośno.
[Uru]

Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon na stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
CDN.....

niedziela, 15 czerwca 2014

"Bestia"

Ohayo! W końcu udało mi się skończyć ten oneshot. Tak długo szło mi pisanie, ze względu na naukę, brak czasu czy też weny. Dedykuje tą notkę Margaret, która w końcu dobiła swojej 18-tych urodzin. Wszystkiego najlepszego Margaret-chan!
Paring: Reituki
Beta: Hikari
Ostrzeżenia: sceny erotyczne, wulgaryzmy.

 

[Ruki]

   Z przemijającym czasem, zaczynał się powoli sezon letni. A co za tym idzie? Biwaki, ogniska i tym podobne! Nienawidzę ich, pełno robali, zimno i brudno. Brr! Zaczynam się zastanawiać nad tym czy lider mnie nie lubi, ponieważ na pierwsze dłuższe wolne niż 2-3 dni, a całe dwa tygodnie(Aż zapiszę w kalendarzu!) chce wywieźć mnie oraz chłopaków(Im to oczywiście odpowiada!) na obozowisko, oczywiście w ramach „integracji” między nami. Ale, ale! Mój wspaniały jakże urok osobisty sprawił(Czytajcie marudzenie.), ukróciło wyjazd do około 3 dni.
   Około piątej nad ranem do moich narządów słuchu dotarły bardzo nie przyjemne dźwięki, wydobywające się z budzika w moim telefonie. Narastająca, wkurwiająca muzyka stawała się dla moich uszu coraz bardziej nie do zniesienia, więc wynurzając rękę spod ciepłej kołdry, zacząłem szukać ów urządzenia. Z kolei, które znajdowało się na półce nocnej, stojącej obok łóżka. Po niedługim czasie poszukiwań telefonu, znalazł się w mojej dłoni. Jednak nie mogąc na dotykowym ekranie komórki znaleźć odpowiedniego przycisku, wyłączającego budzik, wysunąłem się na poziom nosa. Otwierając zaspane oczy, przecierając je drugą ręką, włączyłem jednocześnie budzik, odkładając go i przeciągając się, przy tym ziewając.
- Jesus, kurwa, ja pierdolę.
Mruknąłem na widok burdelu, po wczorajszym pakowaniu się. Niby to tylko trzy torby, które stoją w kącie pokoju, ale syf w całym, jak to możliwe?!
Podniosłem się po dłuższym czasie leżenia to pozycji siedzącej. Rozejrzałem się po zaciemnionym, przez granatowe żaluzje, pokoju, przy tym stwierdzając, że naprawdę panuje tam niezły burdel. Nie mięło dużo czasu, a bałagan zaczął mnie nieźle wkurwiać, więc w tym celu wygrzebałem się w końcu z łóżka, stając na równych nogach. Szybko pozbierałem bluzki, spodnie, bokserki i inne typu rzeczy wkładając je do trzydrzwiowej szafy. Na ramie przełożyłem pierwsze lepsze jeansy, czarną bokserkę i zieloną w czarną kratę koszulę.
   Wyszedłem z sypialni, idąc tym samym po piętrze do łazienki, gdzie jednym ruchem ubrania położyłem na pralce, a „piżamę” składającą się z bokserek i koszuli, wrzuciłem do kosza na pranie. Z ręcznikiem w ręku, gąbką oraz żelem pod prysznic pod pachą przekroczyłem szklane wrota oazy. Ręcznik przewiesiłem na górze prysznica, odkręcając kurki z zimną oraz ciepłą wodą. Ostre igiełki wodne, zaczęły atakować moją delikatną skórę, zmieniając co chwilę swoją temperaturę. Na dłoń wylałem, odrobinę chłodnego o zielonkawym zabarwieniu żel, po chwili nakładając na swoje ciało i rozsmarowując je.
Długo mi zajęło nacieszenie się tym przyjemnym stanem. Nie mniej, jednak ta iście przyjemna chwila odprężenia nie mogła trwać długo. Zakręciłem powoli oba kurki przy tym lekko krzywiąc minę, gdy w końcu ostre jak igła kropelki z czasem przestawały robić zmasowany atak na moją skórę. Sięgnąłem po ręcznik, który wisiał sobie na drzwiach prysznica. Opatulając swoje mokre ciało purpurowym, puchatym materiałem, wytarłem włosy, robiąc turban na chwilę. Wysuszyłem suszarką wilgotne włosy, przy czym nakładając nie wielką ilość odżywki na swoją dłoń by po chwili wcierać ją w lekko wysuszony busz na mojej głowie. Po wykonaniu najważniejszych czynności, sięgnąłem ręką na pralkę, skąd wziąłem parę czystych, czarnych bokserek, które na urodziny otrzymałem od basisty. W pomieszczeniu panowała dość „gorąca” atmosfera, lustro było zaparowane, a podłoga wydawała się dziwnie wilgotna. Chcąc podejść po czyste skarpetki, nadepnąłem na wielką kałużę na białych kafelkach, tym samym robiąc fikołka w powietrzu, z łoskotem upadając na ziemię, głośno klnąc. Jako tako podniosłem się masując dłońmi swoją biedną kość ogonową.
- Moja biedna dupa.
Mruknąłem pod nosem. Po chwili było lepiej, ale też nie dobrze. W końcu złapałem za te przeklęte skarpetki. Wkładając spodnie zauważyłem, że na szafce obok zlewu został mój zegarek. Zgarnąłem go z szafki, biorąc go do ręki, otworzyłem oczy szeroko.
- Kurwa!
Krzyknąłem zły, widząc, że jestem już grubo spóźniony. Zegarek wskazywał prawie godzinę siódmą, a na szóstą miałem być! Niezadowolony z tego faktu iż jestem już mega(!) spóźniony, w rękę złapałem mój czarny, nie za duży plecak na ramie oraz inne bagaże, wychodząc tym samym na podwórze, gdzie stało moje auto, marki KIA. Zapakowałem niezbędny balast do bagażnika, a już odpalając auto, odjechałem z piskiem opon. Jadąc na miejsce spotkania, rozglądałem się za niedużym parkingiem, który rzekomo miał się znajdować niedaleko domostwa Suzukiego. Czemu akurat tam? Ponieważ ów chłopak mieszkał najbliżej „wylotu” z Tokio. Mijałem w zawrotnej prędkości kolejne ulice, zakręty, skrzyżowania. Pomińmy sobie fakt iż o mały włos nie potrąciłem jakiegoś mohera. Ojć?
Po chwili skręciłem na mały parking, gdzie reszta zespołu już czekała na mnie już nieźle podenerwowana, nieubłagalnie gapiąc się na różnego rodzaju zegarki; w telefonie, tradycyjny na rękę czy też zegar elektroniczny, który znajdował się na dachu pobliskiego hipermarketu.
Miny każdego z osobna przyprawiały mnie o ciarki na plecach. Jednak mina blondyna, który stał przy swojej małej, czarnej walizce była inna. Wykazywała zmartwienie mieszające się z troską. W jego czekoladowych oczach kryło się jakieś silne uczucie, którego nie umiem do końca określić jakie ono jest. Zaparkowałem swoje auto, wysiadając otworzyłem bagażnik. Wyjąłem wszystkie walizki, zamykając auto, chowając kluczyki w torebce.
- Przepraszam za to spóźnienie.
Powiedziałem, ze skruchą w głosie, spuszczając przy tym głowę. Wszyscy prócz Akiry nakrzyczeli na mnie, a potem naburmuszeni odeszli do auta lidera, które było największe.
- Martwiłem się Taka-chan.
Powiedział, podchodząc do mnie blondyn, obejmując mnie ramieniem po przyjacielsku. Nie zważając na to czy ktoś będzie się na to gapił czy nie, wtuliłem się w ramie blondyna, choć na chwilę znajdując ukojenie w jego ramiona, przymknąłem oczy. Jego serce biło spokojnie, w taki przyjemny rytm, a ciepło, które biło od niego było tak niewyobrażalnie przyjemne, że sam nie zauważyłem kiedy objąłem go w pasie, szczelnie i tak stałem, tuląc go do siebie jak pluszowego misia. Cudowna aura nie trwałą długo, gdyż gitarzysta zaczął trąbić z auta lidera na nas, że mamy już przyjść. Nie chciałem, wolałem teraz tak stać i tulić się do mojego...przyjaciela? Nie wiem czy mogę go tak nazwać, od dłuższego czasu sądzę, że może być to coś więcej niż przyjaźni. Boje się jednak mu wyżalać z takich rzeczy. Wolę by na razie zostało tak jak jest.
- Takuś, musimy iść.
Powiedział bardzo ciepły, męski głos, a ja tylko wtuliłem się bardziej pokazując tym, że nie chcę. Nasze bagaże już wcześniej załadował perkusista, więc po co się spieszyć? Poczułem, jak ktoś nagle bierze mnie na ręce, moja reakcja była co najmniej śmieszna! Pisnąłem jak małe dziecko. Blondyn niósł mnie na rękach do auta, a ja wczepiłem się w niego, napawając się jego zapachem.
Siedziałem spokojnie ze słuchawkami w uszach, pragnąć choć odrobiny snu. Nie zauważając nawet, głowa opadła na ramie chłopaka z bandamką na nosie, który był wpatrzony w ekranik telefonu. Przymknąłem oczy, zaskakująco szybko usypiając. Ostatnie, co słyszałem to ciche mruczenie basisty, rozmowy chłopaków oraz warkot silnika.
Otworzyłem oczy jak tylko usłyszałem znów ten śliczny głos. Przetarłem piąstką zaspane oczy, ziewając. Podniosłem się z mojego „leżaka”. Popatrzyłem za okno. Van mijał ospale kolejne drzewa iglaste. Samochodem trochę trzęsło przez wyboje, ale nie zwracałem to uwagi. Spojrzałem na mały zegarek elektroniczny w kokpicie, pokazywał on zaś godzinę za cztery dziesiątą. Westchnąłem głęboko, a auto w końcu zatrzymało się na niedużej polanie nieopodal małego jeziorka z mostkiem. Oczarowany pięknymi widokami wyszedłem rozprostowując kości. Rozejrzałem się po okolicy z uśmiechem. Szum wody, szelest drzew mnie relaksował. Kładąc się na trawie, przymknąłem oczy, wciąż pozostając w tej przyjemnej euforii. Czułem jakbym mógł wszystko! Latać, oddychać pod wodą, po prostu wszystko. Po chwili to przyjemne samopoczucie, zostało mi brutalnie zniszczone, przez wilczura, należącego do Yuu. Z jednej strony lubię psy, ale ten jakoś mi szczególnie działa na nerwy. Zwierze zaczęło nieumiłowanie szczekać, a to, jakie to wydawanie dźwięku miało decybeli to nie powiem! Podniosłem się do pozycji siedzącej z mordem w oczach. Gdybym mógł to bym zabił czworonoga na miejscu tym spojrzeniem! Od czasu do czasu zdarzy się, że łaskawie się z nim pobawię czy coś, ale no kurde on mnie nienawidzi!
Odwracając na chwilę wzrok, zostałem brutalnie zaatakowany prze tą wielką kupę futra na czterech łapach. Pisnąłem, upadając na ziemię, a zwierze zaczęło mnie lizać.
- Weźcie to ode mnie!
Krzyczałem i wiłem się pod psem, który jednocześnie mnie łaskotał tym lizaniem. Po pewnym czasie, gdy tylko ta „bestia” łaskawie zeszła ze mnie, biegnąć w stronę swojego właściciela, wstałem na równe nogi. Zacząłem kroczyć w głąb lasu, trafiając na polanę, nieopodal krystalicznego strumyczka. Stanąłem na środku otwartego terenu, dopiero teraz zauważając, że nieopodal mnie stoi dumnie jeleń z pokaźnym porożem. Wzrok skierował na mnie, co przyprawiało mnie o dreszcze, widziałem jak takie zwierze może poturbować człowieka. Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu jak zamarznięci. Nie mogłem nawet kiwnąć palcem, a rogaty poczuł się w moim towarzystwie zagrożenie, z mojej strony(Przecież nic mu nie zrobiłem! ;-;). Pochylił się do pozycji obronnej, tym samym przygotowując się do szarży na moją drobną osóbkę! Strach sparaliżował mnie całego, nie wiedziałem, co mam zrobić, jak się zachować. Moje myśli ogarnął wszechobecny chaos, a zwierze powoli zaczynało swój atak. Zamknąłem oczy z bezsilności, a z nich dodatkowo pociekły łzy. Zalały mnie zimne poty, gdy do moich uszu dobiegły dźwięki kopyt uderzających z dużą siłą w podłoże. Otworzyłem szeroko usta, chcąc, choć krzyknąć.
- Pomocy!
Krzyknąłem, gdy tylko moje struny głosowe mi na to pozwoliły. Myślałem, że to już koniec, lecz po chwili poczułem jak upadam. Nie bolało. Czułem tylko obejmujące mnie silne ramiona. Jeszcze chwilę się szamotałem.
- Zostaw mnie, chce żyć!
Mówiłem cicho ze łzami na policzkach. Uchyliłem delikatnie oczy. Znajdowałem się na ziemi, w ramionach Akiry, który mnie z kolei uspokajał. Nie słyszałem już kopyt, słyszałem tylko głos.
- Nic ci nie jest? Taka?
Powtarzał moje imię. Popatrzyłem już na niego szeroko otwartymi oczami, w których krył się strach. Spojrzałem na niego, nie wiem, czemu przeszły mnie w tym momencie przyjemne dreszcze wzdłuż krzyża.
- Nie, wszystko w porządku.
Odburknąłem cicho i wtuliłem się w niego jak tylko mogłem, chowając swój nosek w zagłębieniu jego szyi, mogąc tym samym napawać się jego słodkim zapachem. Chłopak podniósł mnie, niosąc na rękach do jednego z trzech namiotów, który jako jedyny na razie przy przekleństwach lidera oraz asyście jednego z gitarzystów został rozstawiony. Niby miał być dla Aoi'a i Uruhy, ale Rei stwierdził, że ja miałem dziś ciężki dzień i muszę się położyć. Uklęknął ze mną w ramionach przed wejściem do namiotu i położył na jego podłodze, wyścielanej miękkim, ciepłym kocem w kratkę. Ja i tak miałem dziwnym trafem dzielić z nim miejsce odpoczynku, więc przykrył mnie swoją bluzą. Zamknął namiot i poszedł pomagać.
Uchyliłem powieki. Ziewnąłem i przeciągnąłem się, bardziej okrywając się bluzą Suzukiego. Miałem na dobie tylko krótki rękawek, a wieczory i noce były jeszcze chłodnawe, co się dziwić, wiosna za ciepła nie była. Podniosłem się niechętnie, po paru, a może parunastu minutach leżenia. Usłyszałem dźwięk gitary, ciche śpiewy piosenek biesiadnych oraz odgłosy ogniska. Przetarłem oczy i otworzyłem namiot, wychylając na razie tylko głowę. Rozejrzałem się i zauważyłem resztę zespołu, siedzących na kłodach przy ognisku. Schowałem się ponownie, ubierając buty, i czarną, grubszą bluzę basisty, którą mnie okrył. Pachniała delikatnymi, ale dość intensywnymi perfumami męskimi. Uśmiechnąłem się na samą esencję zapachu w moich nozdrzach. Wyszedłem opatulony, siadając przy basiście.
- Ej, ładnie to tak beze mnie zaczynać?
Zaśmiałem się cicho, zgarniając przed Aoi'm gotową piankę z ogniska i zjadłem. Spojrzałem na zniesmaczonego gitarzystę i posłałem mu przyjacielskiego „całusa” na zgodę.
Czas przyjemnie mijał przyjemnie na rozmowie, właśnie mijał. W końcu Takashima musiał wpaść na pomysł picia. Dla niego ognisko bez alkoholu to nie ognisko. Choć od początku nie podobało mi się to jak obaj gitarzyści patrzą się na mnie z tymi przygłupimi uśmieszkami. Bałem się w głębi, że wymyślili coś w odwecie na mnie za to mega spóźnienie. Przełknąłem głośno ślinę, ignorując ich wzrok, minę i tym podobne gestykulacje.
- Hej, hej, mi też polej.
Upomniałem się o swoją porcję trunku alkoholowego, wyciągając przed siebie plastikowy kubeczek w stronę Shimy, który bawiąc się w barmana, rozlewał napój, mnie przy tym chamsko pomijając.
- Nie jesteś za mały, Maleństwo?
Zapytał z perfidnym uśmiechem, podśmiewając się pod nosem. Myślałem, że wybuchnę na miejscu. Wkurwił mnie tym określeniem; maleństwo. Kurde, to, że jestem niski nie upoważnia go w żadnym stopniu do nazywania mnie tak!
- Bo jak ja Cię....
Nie zdążyłem dokończyć, a przed moim nosem pojawił się do połowy pełny kubek basisty.
- Weź moje, mi Shima polej. Ominąłeś mnie.
- Ale..
- Lej, i nie pierdol.
Przez chwilę przetwarzałem, co właśnie się stało. Akira zachował się jakby nic się nie stało. To było dziwne, nigdy nie wtrącał się w takie kłótnie. No nic. Takanori to tylko zbieg wydarzeń. Spojrzałem zamyślony w zawartość przedmiotu. Może nie miałem tam za wiele napoju, ale tak, czy siak mam strasznie słabą głowę do takich spraw jak picie. Wziąłem łyk trunku, przechylając delikatnie kubeczek. Ciecz miała dość aromatyczny zapach chmielu, co podrażniało moje nozdrza. Nie wybrzydzając, wypiłem od razu wszystko. Odłożyłem pusty kubek na stolik kempingowy.
***
Czas do wieczoru bardzo szybko nam minął przy przyjemnej rozmowie, śpiewie i tym podobnych rzeczach. Oczywiście jak to w zwyczaju mamy, zawszę na takich okolicznościach, późnym wieczorem opowiadamy sobie straszne historie. Nie zawszę nam to wychodzi, ale liczy się zabawa. Do latarki dobrał się Aoi.
- No to już po mnie.
Pomyślałem, zakopując się bardziej w bluzie starszego, słuchając zaczynającej się opowieści.
[Aoi]
- Pewnej nocy, w taką pełnie jak teraz, w tym lesie spacerowała zakochana para.
Zacząłem opowiadać, niskim, cichym głosem, przez co musieliśmy się wsłuchać.
- Obaj uciekli z domu. Byli tacy jak my, nic niewiedzący o tym, co panoszy się w tym lesie. Dziewczyna, choć bała się spaceru, o tak późnej godzinie w lesie, po namowach swojego ukochanego poszła. Stworzenie zaczęło łowy. Od samego wkroczenia na teren nieidentyfikowanego stworzenia, które zaczęło kroczyć za nimi. Przebiegły jak lis, cicha i skuteczna maszyna do zabijania. Mówili, że wyglądem może przypominać wilka wiemy to jednak tylko z opowieści dziadków, którzy rzekomo widzieli stwora. Młodzieniec nie wyczuwając zagrożenia, oparł swoją dziewczynę o wielki kamień, całując ją, przy tym wyznaczając swoje uczucia. Nagle istota, stworzona tylko do zabijania zaatakowała. Chwyciła w swoje silne szczęki szyję chłopaka. Odgryzła głowę, bez najmniejszych przeszkód. Krew byłą dosłownie wszędzie. Dziewczyna była jak sparaliżowana. Otwierając oczy nie myślała, że zamiast jej chłopaka, zastanie tylko jego zakrwawioną głowę. Bestii, bo takie miano nosiła, zniknęła bez śladu....W tle, dziewczyna słyszała przeraźliwe wycie wilka. Uciekła. Ślad po niej i Bestii zaginął.
Jak na zawołanie w tle rozbrzmiało przeraźliwe wycie wilka.
- Legenda mówi, że stworzenie po dzień dzisiejszy błąka się w tym właśnie lesie, w poszukiwaniu nowej ofiary. Dobranoooc.
Zaśmiałem się, odkładając gitarę, przy czym ruszyłem w stronę swojego namiotu, w celu spoczynku.
[Ruki]
   Słysząc to, moje źrenice miarowo się zmniejszały ze strachu. To nie tak, że ja nie lubię strasznych historii, lubię ten dreszczyk emocji, ale ja mam to do tego, że bardzo łatwo wierzę w takie właśnie raczej niezmyślone opowieści. Wszyscy się rozeszli, ja zostałem sam przy przygaszającym się ognisku. Usłyszałem ponowne wycie wilka, co mnie nie powiem nie mało nastraszyło. Ten sam dźwięk powtarzał się parokrotnie. Rozejrzałem się, a pomiędzy drzewami jakieś może z 10 metrów ode mnie, dojrzałem białe zwierzę. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to bestia! Poderwałem się jak głupi biegnąć do lasu(tak wiem, jestem idiotą.;-;). To było pierwsze, co przyszło mi na myśl. Biegnąć na oślep, zobaczyłem wielki kamień, miał gdzieniegdzie szkarłatne, troszkę starte plamy! Przez chwilę nieuwagi zahaczyłem o wystający korzeń. Wiedziałem, że to coś za mną jest. Słyszałem jak biegnie. Z oczu ciekły mi łzy, rozmazując mój makijaż. Podniosłem się natychmiastowo, odwracając się. Stała tam.
- Aaa!
Krzyknąłem przeraźliwie, uciekając. Słyszałem ponowne wycie. Wiedziałem, że to już po mnie. Gdzie bym się nie znalazł, tam i ona była. Księżyc oświetlił mi kawałek asfaltu. Wybiegłem na środek drogi. Nie umiałem w tej sytuacji zachować zimnej krwi. Mój mózg łączył przeróżne wątki z opowieści Aoi'a. Moje oczy oświetliły światła reflektorów w aucie.
- Stać!
Krzyknąłem jak głupi, a kierowca zatrzymał auto. Wsiałem natychmiastowo.
- Jedź baranie! Bestia mnie ściga!
Dziadek za kierownicą, zaczął się śmiać, chwycił za swoją brodę i czapkę, zdzierając obie rzeczy z siebie. Okazało się, że to był Aoi, który się perfidnie śmiał.
- Mam cię!
Zaśmiał się jeszcze głośniej. Byłem skołowany. Do okna podbiegła ów Bestia. Jak tylko się przyjrzałem, była to suczka Aoi'a przefarbowana na biało!
- No hej.
Dołączył Uruha. Kurwa.
- Ja was pozabijam kurwa mać!
Krzyknąłem zły, obu równo policzkując. Wyszedłem z Vana idąc do obozowiska, gdzie zaniepokojony basista nawoływał mnie.
-Takanori!
Wołał mnie. Aż tak się o mnie martwi? W końcu dotarłem na miejsce, przytulając się do przyjaciela. Potrzebowałem w tej chwili ciepła, uczuć, czy coś. Nie łatwo jest mi mówić o uczuciach. Eh. Nie odzywałem się. Nie miałem już na nic sił. Puściłem się wyższego i ruszyłem w stronę pomostu, aby po chwili usiąść na nim. Nawet nie zauważając, że powoli wschodzi słońce, rozejrzałem się po okolicy. To było niebywałe, że dopiero dostrzegłem piękno tejże okolicy. Wyróżniające się krystaliczne jeziorko dodawało niesamowitego uroku lokacji. Skierowałem wzrok w dal, gdzie swoje długonogie, dostojne czaple moczyły się na brzegu jeziorka po drugiej stronie. Woda zmieniła kolor na złocisto-czerwony, a ryby pływające w wodzie świeciły się poprzez odbijanie się pierwszych promieni słonecznych. Zdjąłem buty, zamaczając same stopy w chłodnej cieczy. Popatrzyłem w górę na odlatujące kaczki. Ptaki śpiewały poranne, wesołe piosenki. Aż się uśmiechnąłem. Pomijając wszystkie obrzydliwe rzeczy w takich wyjazdach, najbardziej kocham takie ciepłe poranki. One są wspaniałe. Usłyszałem, że ktoś się zbliża i siada koło mnie. Wiedziałem, że to jest Akira. Otworzyłem ślepka, patrząc na niego. Był uśmiechnięty. W jego czekoladowych źrenicach widziałem takie małe tańczące iskierki. Odwzajemniłem jego uśmiech. Bez słowa wstałem wraz z nim, ubierając obuwie, poszliśmy na mały spacerek. Chciałem uciec od nich, jak najdalej się dało. Długo im tego nie wybaczę(Aż całe dwa dni). Bez żadnej rozmowy, spacerowaliśmy po lesie, od czasu do czasu spoglądając na siebie.
   Niestety po „małym” spacerku dowiedzieliśmy się, że musimy się zbierać. Obowiązki lidera wzywają. Spakowaliśmy wszystko do auta, odjeżdżając. Zawszę, gdy w końcu mi się spodoba, musimy jechać, kończyć i tym podobne. Ponownie w zniszczonym humorze wróciłem do domu. Zaraz po wejściu przez próg mieszkania, poczułem wibracje mojego telefonu. Wyjąłem elektroniczny przedmiot. Okazało się, że dostałem sms od samego basisty. Odblokowałem komórkę, czytając tekst wiadomości:
„Hej, Taka-chan! (^_^) Masz czas na spotkanie, tak około 18:30? Jeżeli tak, to będę czekać pod twoim domem, a jeżeli nie to ci wbiję na chatę.”. Szeroki banan pojawił mi się na twarzy, gdy czytałem tą wiadomość. To było urocze. Odłożyłem walizki w kąt pokoju, stając przed otwartą szafą. Nie wiedziałem kompletnie jak mam się ubrać na to spotkanie! Spojrzałem w okno. Było dość słonecznie i ciepło. Hmm. Sięgnąłem migiem po jakiś katalog mody, wertując uważnie kolejne strony. Zrezygnowany, kończąc przeglądanie magazyn, dostrzegłem idealny strój na dziś dzień.
- To jest to!
Pisnąłem podekscytowany znaleziskiem, wyrwałem stronę biegnąć do szafy. Wyciągnąłem krótkie, czarne szorty, białą koszulę, marynarkę z rękawami trzy czwarte. Z butów wybrałem czarne trampki. W łazience szybko się odświeżyłem, wliczając w tym prysznic, delikatnie umalowałem(Czyt. Podkreśliłem oczy) oraz uczesałem włosy robiąc grzywkę. Słysząc dzwonek do drzwi, zszedłem na parter, otwierając drzwi.
- Hej.
Uśmiechnąłem się do Akiry. Zabrał mnie na mały spacerek, a potem do mojej ulubionej kawiarni, gdzie usiedliśmy w kącie. Lokal kawiarenki nie wyróżniał się, był neutralny. Po wypitej kawie, starszy zaproponowałby pójść do niego. Zgodziłem się wręcz natychmiastowo. Wyszliśmy z kawiarni po wypitej kawie, skierowaliśmy się wieczorem do niego. Objął mnie w pasie, co mi się bardzo podobało. Nie ważne, że jesteśmy przyjaciółmi. Weszliśmy do jego mieszkanie, gdzie oparł mnie o ścianę i zaczął ni stąd ni zowąd całować. Nie protestując oddawałem pocałunki. Wziął mnie na ręce, kierując nas do sypialni. Położył mnie na miękkim materacu i zaczął rozbierać, co bardzo mnie pociągało. Jednak, gdy chciał ściągać mi bokserki, złapałem jego łapki.
- Ne-e.
Zaprzeczyłem jak małe dziecko. Sam zacząłem rozbierać mojego skołowanego kochanka. Jak tylko był w samych bokserkach, zaczęliśmy się nawzajem pieścić, macać oraz dogadzać.
Przez chwilę zatrzymaliśmy się z tym wszystkim. Spojrzeliśmy sobie w oczy, bardzo głęboko. Na naszych policzkach widniały delikatne rumieńce. Nie trwaliśmy tak długo.
- Kocham Cię, Takanori.
Szepnął cicho basista, wcześniej zniżając się do mojego ucha, którego płat przygryzł. Sapnąłem głośniej, rumieniąc się jeszcze bardziej. Gdy chciałem tylko odpowiedzieć, chłopak pocałował mnie gwałtownie, po chwili zwalniając, delektując się chwilą. Blondyn sunął swoimi wilgotnymi wargami po mojej szczęce, docierając po chwili do szyi, zaczynając ją muskać. Pieszczota doprowadzała mnie do przyjemnych dreszczy na moim ciele, a z ust wydobywały się ciche jęki rozkoszy.
- Ahh.. Aki...Ja...ahh!
Chciałem jak najbardziej złożyć sensowne zdanie, ale uniemożliwiły mi kolejne pieszczoty ze strony Suzukiego. Po „naznaczeniu” mnie malinką na szyi, zjechał na moje stwardniałe, różowe sutki, zaczynając je molestować. Drugą ręką zaś zjechał na moje krocze, gdzie w bokserkach nie mieściła się już moja biedna ograniczone przez materiał erekcja. Nie musiałem długo czekać, a swoją zwinną dłonią wyjął mój członek spod bielizny. Zarumieniłem się, gdy oblizał się lubieżnie na widok dumnie stojącego penisa. Zniżył się z powrotem do mojej klatki piersiowej, gdzie językiem zjechał po moim brzuchu, całując go dokładnie aż dotarł do mojego prącia. Najpierw zaczął muskać jego główkę. Na co zareagowałem głośnym jękiem.
- Jeszcze.
Powiedziałem błagalnym głosem. Ten zatopił pomiędzy swoimi wargami męskość i zaczął poruszać głową, wkładając mi trzy palce do ust. Zacząłem ochoczo je nawilżać. Po dłuższej chwili wsunął mi pierwszy z nich. Nie czułem jakoś zbytnio różnicy, jednak, gdy wsunął już drugi palec poczułem lekki dyskomfort. Zaczął nimi poruszać, co stawało się z początku nie przyjemne. Z czasem, gdy w końcu dołączył trzeci robiło się coraz przyjemniej. Szybko zastąpił palce, swoim pulsującym od podniecenia przyrodzenie. Jęknąłem, zabolało. Nie wiedziałem, że stosunek może być aż tak bolesny. Pokręciłem nieporadnie biodrami, chcąc by to bolesne uczucie ustało. Akira momentalnie chwycił mnie za biodra, zatrzymując je w jednej pozycji. Spojrzał na mnie z troską w oczach, zaczynając się powoli poruszać. Pomimo żelaznego chwycenia moich bioder przez basistę zacząłem się wiercić, kręcić tylko po to by w końcu przestało boleć. Po chwili moją twarz objęły dłonie Akiry. Skierował moją twarz w jego stronę.
- Spokojnie, Taka. Obiecuję, że przestanie, ale musisz leżeć spokojnie. Dobrze?
- D-dobrze.
Uśmiechnął się, a jego zsunęły się na moje biodra. Zaczął powoli ruszać się, a z czasem moje ciało zaczynało się rozpływać z pojawiającej się rozkoszy.
- Jeszcze, Akira!
Jęczałem jego imię, gdy zaczął przyspieszać ruchy bioder. Z każdą nadchodzącą chwilą błagam o więcej i więcej, a gdy trafił właśnie tam....
- Akira!
Wykrzyknąłem wręcz jego imię, a łóżko nie przestawało skakać jak szalone.
- Aki.
Szepnąłem, gdy wytrysnąłem wprost na swój brzuch, a ciepła ciecz, zaczynała wypływać ze mnie.
- Ja Ciebie też kocham, Słonko.
Uśmiechnąłem się, wtulając w jego tors, gdy tylko wyszedł ze mnie. Mimo tej nagłej pustki, która mi doskwierała byłem szczęśliwy. Zasnąłem u boku tego jedynego.
Nazajutrz obudziły mnie nie małe bóle. Otworzyłem jedno oko, widząc spokojnie śpiącą twarz chłopaka cały ból minął, a ja ponownie zasnąłem. Kocham go, byłem tak ślepy, że nie zauważyłem jego uczuć. Ale lepiej późno, niż wcale!
THE END.

niedziela, 18 maja 2014

Orędzie do czytelników~~!

Ohayo! Przepraszam Was za to iż tak rzadko wstawiam jakieś opowiadania bądź oneshot'y. Jest to spowodowane tym, że po prostu staram się napisać jak najlepiej daną notkę. Następną notką będzie kolejny zresztą Oneshot pod tytułem: "Bestia" o paringu Reituki. Mam nadzieję, że dacie radę wytrzymać.
  A tak z innej beczki to specjalnie założyłam poczęte, gdzie mozecie przesyłać pomysły na opowiadania: Iku_Matsumoto69@interia.pl
DZIĘKUJE I CZEKAM NA PROPOZYCJE! :3

niedziela, 27 kwietnia 2014

"Skok w przeszłość"

Witajcie! W końcu dobra duszyczka mi sprawdziła to dość długie opowiadanie, nad którym się dłuugo męczyłam. ^^ Heh, zapraszam do czytania i myślę, że Wam się spodoba. Proszę o jak najwięcej komentarzy. One bardzo motywują i wiem co mam poprawić w swoim pisaniu opowiadań. 
No to Let's go! :3

Beta:Hikari
Paring:Reituki
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy oraz scena erotyczna.
 
 

[Ruki]

Właśnie cały w skowronkach gnałem na spotkanie z Suzukim. Chciałem w końcu mu powiedzieć to, co do niego czuję. Tak długo to ukrywałem, za długo. Stanąłem przy przejściu dla pieszych, rozejrzałem się lewo, prawo i ponownie tak samo, nic nie jechało. Więc patrząc już tylko na osobę, która stała przy bramie do parku Sakury, który tak uwielbiałem. Kochałem tam wszystko, co się tam znajdowałem. Wszedłem na pasy. Stawiałem kolejne kroki na asfaltowej ścieżce, nad którą unosiła się białą kurtyna, zwana mgłom. Na ulicy było już głucho, ludzie rozeszli się do swoich domostw. Będąc w połowie usłyszałem głośny warkot silnika, a po chwili oślepiły mnie reflektory auta. Byłem jak takie typowe leśne zwierze, zamiast uciekać stanąłem w miejscu jak wryty. Samochód rozpędzony do 200km/h, po chwili uderzając we mnie. Moje ostatnie słowa brzmiały „Akira! Kocham Cię!”, a potem poczułem silny, niewyobrażalny ból w klatce piersiowej, jak i na całym ciele. Siła, z jaką we mnie uderzył była ogromna, aż mnie odrzuciło. Uderzyłem o asfalt. Moje kości zaczęły się łamać, a krew uderzyła do głowy znajdując swoje ujście w moich ustach. Strumyczek krwi spłynął po moim policzku rozlewając się na podłoże. Usłyszałem dźwięk karetki, a potem krzyk Akiry. Wszystko do moich uszu dochodziło stłumione oraz z lekkim opóźnieniem. Uchyliłem ciężkie powieki i ujrzałem po raz ostatni Akirę. Przymknąłem ponownie oczy i zmarłem. Aki, Przepraszam.
[Reita]

To wszystko wraca od dziesięciu lat. Pamiętam to jakby było to wczoraj. Co noc mam koszmary związane ze śmiercią Takanoriego. Te słowa „Akira! Kocham Cię!” rozbrzmiewają mi w uszach jak niekończące się echo. Dziś jestem zwykłym pracownikiem, niebyt ciekawego biura, mam żonę, dzieci, ale, na co mi oni jak nie mam mojego najlepszego przyjaciela do rany przyłóż? Powoli się zaczynam zastanawiać jak ja mogłem być tak głupi i nie zauważyć, że Taka żywi do mnie takim wspaniałym uczuciem. Z żoną się nie dogaduję, a dzieci mają mnie gdzieś, jak to nastolatkowie. Usiadłem na kanapie, trzymając zdjęcie moje i Taki z drugiej klasy liceum, kiedy w taki brutalny sposób los odebrał mu życie. Na zdjęciu jego oczka pałały szczęściem i miłością. Na nim obejmowaliśmy się jak przyjaciele, głupoty na wycieczkach klasowych. Heh. To już dziesiąta rocznica jego śmierci. Zastanawiam się jak ja jeszcze nie rzuciłem się z mostu, nie pociąłem i kij wie co.
Przygotowałem różne ściereczki, płyny do mycia nagrobków i nabłyszczacze przed przyjazdem na cmentarz. Przemierzałem różne sektory tego cmentarza. Doszedłem na sam koniec sektora VI, ujrzałem czarny, grafitowy nagrobek. Położyłem białe lilie, które tak kochał oraz orchidee na ławce, a obok niej postawiłem czarne wiaderko z różnymi przyborami, wodę oraz kilka białych kadzideł. Przeżegnałem się i zacząłem myć nagrobek. Najdelikatniejszą ściereczką wymyłem jego podobiznę obok sentencji, zdjęcie legitymacyjne, wyglądał uroczo z tym sweterkiem czarnym i koszulą. Uśmiechnąłem się czyszcząc zdjęcie, a następnie przejeżdżając po nim palcem. Ubrałem rękawiczki ogrodnicze i wyrwałem wszystkie chwasty. Nalałem do wazonu jednego i drugiego wody do pełna ładnie układając w czarnym marmurowym wazonie białe, piękne oraz rozłożyste lilie. Natomiast w białym także marmurowym wazonie lekko różowe gałązki orchidei. Ustawiłem przy lipnej książce jeden z trzech kadzideł i zapaliłem go, a następne dwa ułożyłem tak by w miarę estetycznie wyglądało.
Po całej robocie wygrabiłem dookoła i ponownie się przeżegnałem modląc się pod nosem. Pozbierałem wszystko i uśmiechając się poszedłem. Zaczęło padać, grzmieć i błyskać. Pospieszyłem swoje kroki do wielkiej żelaznej bramy. Dotarłem do niej po chwili. Chwyciłem za klamkę, pojawił się błysk, grzmot i piorun, który walnął w bramę. Poczułem ból, moje ciało aż odrzuciło. Otworzyłem oczy, świat wirował. Za szybko. Przymknąłem oczy, zaczęło kręcić mi się w głowie.
***
Do moich uszu dobiegł bardzo irytujący dźwięk jakiegoś urządzenia nowej generacji Japońskiej. Jako budzik miał ustawione którąś stację radiową, była bardzo głośna, wręcz denerwująca, a sam prezenter tego radia miał irytujący głos. Strasznie drażniło to moje uszy. Otworzyłem niechętnie oczy, a ręką chciałem wymacać ów urządzenie, znajdujące się na nie dużej szafce nocnej stojącej obok jednoosobowego łóżka, będącym ( I tu szok, ponieważ wygodną!) kanapą. Moje czekoladowe oczy ujrzały biały sufit, a potem fioletowe ściany pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Z przyzwyczajenia chciałem się podrapać po „lekkim” zaroście, który zazwyczaj mnie witał w piękne poranki takie jak dziś. Gdy w końcu moja ręka spoczęła na policzkach oraz brodzie za orientowałem się, że ów zarostu nie było. Poderwałem się nagle z łóżka i znajdując pierwsze lepsze lustro, rzuciłem się w jego stronę. Stanąłem jak wryty w podłogę. Moja twarz nie wykazywała zmęczenia pracą w biurze, ale odbicie ukazywało młodą (bardzo przystojną mrruu) twarz nastolatka. Policzki i broda były gładkie jak pupcia niemowlaka. Znów byłem bardziej muskularny jak za czasów liceum. Spojrzałem w bok na szafę z ubraniami, gdzie rzucił mi się w oczy granatowy mundurek szkolny! Zdziwiony podszedłem, a na wieszaku wisiał dodatkowo identyfikator, który za w okresie licealnym musiałem nosić by łaskawie ten stary pryk, woźny, wpuścił mnie łaskawie do szkoły. W celu ubrania się otworzyłem szafę z ubraniami. Jednak szybko tego pożałowałem. Po kolei spadały na mnie pewne części mojej garderoby, które były upchane na chama. Na końcu spadła na mnie pewna gazetka, albo raczej magazyn. Zdjąłem go z głowy, a na moje policzki wkradły się nieproszone rumieńce. Na okładce ów gazetki znajdowała się roznegliżowana kobieta, o pięknych kobiecych kształtach. Od samego patrzenia na moje usta wkradł się niewinny uśmieszek. Jednakże wolę nie wiedzieć, czemu niektóre strony są posklejane czymś. Uświadamiając sobie, czym są ów strony sklejone, magazyn wypadł mi natychmiastowo z rąk, które zacząłem wycierać w czarne spodnie dresowe robiące mi za piżamę. Z zawstydzeniem spojrzałem ponownie w bok, ponieważ moje oczy zarejestrowały bardzo oczojebny kolor w pobliżu. Na żółtego koloru kartce czarnym pisakiem i wielgaśnymi znaczkami pisało „Sprawdzian z historii! 31.03.1994 !!!”. Troszkę pobladłem, ponieważ nigdy nie byłem dobry w te klocki. Poniżej oczojebnej kartki „przypominajki” wisiał plan lekcji. Dziś miałem udać się do mojej Alma Mate na godzinę jedenastą. Mój wzrok w chwili obecnej po przeczytaniu zaczął szukać jakiegoś zegara naściennego. Po chwili rzucił mi się w oczy taki w kształcie gitary basowej. Wskazówki zegara wskazywały godzinę dziewiątą. Odetchnąłem z ulgą. Odwiesiłem z wieszaka uniform szkolny kładąc go na swoim posłaniu. Dorzuciłem jeszcze parę białych skarpetek oraz czystą o dziwo parę bokserek. Ruszyłem w stronę białych drzwi wyjściowych z pokoju. Z tego, co zauważyłem mój pokój znajdował się na piętrze sąsiadując z łazienką, a na drugim końcu korytarza znajdował się pokój rodziców oraz tzw. graciarnia. Po otworzeniu drzwi na mnie rzuciło się jakieś niezidentyfikowane stworzenie o bujnej sierści, masywnej posturze oraz szorstkim językiem. Tym stworzeniem okazał się być mój pies, owczarek niemiecki długo włosy, Miku. Zaraz, ale ona zdechła jak kończyłem studia! Przecież jak to może być możliwe! Dobra, nieważne to się robi coraz to bardziej dziwne. Zwalając psinę z siebie, ukryłem się w łazience. Ów pomieszczenie było urządzone w stylu dizjanerskim. Dominującymi kolorami były na pewno brązowy oraz taki kremowy. Duży wanno/prysznic, umywalka, od kija ozdóbek, lustro, kosmetyki, więcej kosmetyków, ubikacja itp. Pierwsze, co zrobiłem to wziąłem porządny prysznic, gdyż byłem spocony jak knur. Po „wypachnieniu” się, jak to nazywała moja mama, z ręcznikiem na biodrach wyszedłem. Stanąłem przed lustrem i wysuszyłem włosy, później robiąc standardowego koguta na głowie. Po podkreśleniu oczu wyszedłem z pomieszczenia. Przy ubieraniu się spoglądałem w okno, które miało widok na ogród i kawałek ulicy. Zauważyłem na zszarzałym chodniku nie za wysoką osóbkę o czarnych włosach i idealnie wpasowanym szkarłatnym lekko już wyblakłym pasemku. Serce mi mocniej zabiło, co było dość dziwne. Za dziwne. Niby zadowalam się przy magazynie „Play Boy”, a serce wariuje na widok ślicznego przyjaciela? Którym był Takanori?! Pospiesznie zawiązałem niedbale krawat, a plakietkę włożyłem do kieszeni. Do torby wrzuciłem pierwsze lepsze książki z biurka, wybiegając z pokoju bez niczego. Jakiegokolwiek śniadania czy też napoju. Otwierając drzwi z rozpędu poczułem opór, który ustąpił po chwili, a zamiast nich pojawiły się jęki mojego przyjaciela, który oznajmiał z bólem i wściekłością w głosie, że zaraz mnie wypierdoli ze schodków tarasu. Po odsłonięciu poszkodowanej osoby, (którą mi zasłaniały drzwi oczywiście) ujrzałem piękną istotę o mlecznej oraz rumianej jak zorza twarzyczce, włosach, które poprzez upadek stały się ułożone w nieład powiewający na chłodnym, letnim, porannym wietrze zażywając porannych kąpieli słonecznych.
- Takanori.
Z ust, które miałem otwarte tak szeroko jak dziupla, wydarł mi się cichy szept.
- Nie kurwa Pinokio.
Odrzekł swoimi pięknym oraz gładkim jak jedwab głosem z nutką złości.
- To ty żyjesz?
Zapytałem z niedowierzaniem. Uklęknąłem przy nim i dotknąłem dłonią jego gładką, bez skazy twarzyczkę. Pogłaskałem go, a po chwili mocno przytuliłem.
- Taka.
Szepnąłem łamiącym się głosem, a z oczu pociekły pojedyncze łzy. Boże, on żyje! Chwała Buddzie!
- Akira wiem, że długo się nie widzieliśmy, całe aż 9 godzin, ale spokojnie.
Zaśmiał się swoimi podobnym do słowika śmiechem i też mnie przytulił. To było urocze.
Droga do szkoły minęła nam szybko, ponieważ ostro musieliśmy biec by zdążyć na pierwsza lekcję jaką była matematyka. Nigdy jej nie lubiłem. Stanęliśmy pod salą z numerem dwadzieścia cztery. Ustawiliśmy się w parze za całą naszą klasą, która liczyła trzydzieści osób. Byliśmy nieźle zmęczeni. Oparłem się ramieniem o ścianę, która była tak przyjemnie chłodna. Przyjemne uczucie jednak nie trwało długo, co mnie bardzo zasmuciło. Zwlokłem się do pomieszczenia zwanego klasą zajmując swoje miejsce przy oknie. Natychmiastowo otworzyłem je w celu ochłody. Klasa bardzo ukoiła mnie swoim kolorem ścian(mając na myśli zieleń). Szczególnie lubiłem tą klasę. Podczas gdy nauczyciel jak i nasz wychowawca, (który swoją drogą był całkiem spoko!) Sprawdzał obecność uczniów na lekcji, zacząłem się przyglądać wiszącym na korkowych tablicach oraz w antyramach gazetką o różnej tematyce. Jedna nosiła tytuł „Mów językiem matematyki!”, druga zaś „Kącik dla rodowitego Otaku (^w^) „ no, a następne były z życia szkoły. Najbardziej przykuła moją uwagę gazetka o tytule „Tokio oczami licealisty”. Czytałem uważnie, co tam jest. Takie rzeczy, które tam były zamieszczone to ja nawet przez tyle lat życia nie wiedziałem! Z czytania gazetki wyrwał mnie głos nauczyciela, który dochodził z okolic mojej ławki.
- Suzuki, nie śpij.
Oznajmił nauczyciel do mnie, zadając mi pytanie z poprzednich lekcji. Pech chciał, że akurat z książek, które znajdowały się na biurku nie wziąłem akurat matmy. Zacząłem przetwarzać pytanie nauczyciela. Mój mózg chyba uciekł, ponieważ za nic w świecie nie wiedziałem, o co chodzi. Nauczyciel widząc, że mój mózg się przegrzewa(Pewnie gdyby były to kreskówki to z nosa i uszu ulatniałby się dym, mówię Wam!)zostawił mnie w spokoju i spytał Takanoriego, który po chwili namysłu, prawie natychmiastowo podał prawidłową odpowiedź, która była banalna! Popatrzyłem kątem okna na sąsiada z następnej ławki. Był śliczny, rumiana twarz, piękne duże oczy, malinowe usta, mleczna skóra, urokliwy uśmiech. Od samego patrzenia moje policzki zapłonęły ostrymi rumieńcami, które próbowałem zakryć czymkolwiek, padło na moją przepaskę na nosie, która była wręcz nierozłączna z moją twarzą. Jak tylko Takanori zaczął się rozglądać z zainteresowaniem(zapewne poczuł jak ja go obserwuję, a wręcz gwałcę wzrokiem) odwróciłem wzrok zarumieniony. Kurwa, co się ze mną dzieje? Przecież nie jestem homoseksualny! N-no przecież mam w pokoju magazyn z obnażonymi kobietami. To chyba jakiś dowód? Co nie? Ale Takanori jest taki uroczy, słodki, rzygam tęczom. Po chwili Takanori spojrzał w końcu na mnie, wcześniej upewniając się, że nikt z klasy go jednak nie obserwował wcześniej, uśmiechnął się, ukazując swoje białe ząbki, i pomachał mi. W spodniach przez niego zaczęło mi się robić ciasno. Słyszałem jego chichot, pewnie zauważył rumieńce. Jak na złość po chwili do moich uszu dotarły głośny dzwonek, oznajmujący, że koniec godziny lekcyjnej.
- Pierdol się, pieprzony dzwonku.
Warknąłem cicho w myślach. Nie mógł poczekać aż to podniecenie przejdzie i nie będę mieć namiociku w spodniach?! Troszkę jeszcze bardziej zawstydzony wyszedłem z klasy z plecakiem, biegnąc po chwili wręcz jak oparzony. Biegłem przez kolejne korytarze do ubikacji. Można powiedzieć, że się za mną aż kurzyło. Czemu w tej szkole jest tyle schodów!? Po kolejnych schodach zszedłem na poziom piwniczny tym samym docierając do toalet męskich. Wparowałem do ostatniej kabiny oddalonej o jakieś 10 innych kabin od drzwi i usiadłem na „tronie”, ciężko dysząc. Po chwili próbowałem wyrównać oddech na bardziej spokojny.
Lekcje do upragnionego wychowania fizycznego na basenie należącym do naszej szkoły był dla mnie zbawieniem. Kocham pływać. Odpręża mnie to w każdy możliwy sposób. A z tego, co zauważył Takanori niezbyt potrafi pływać(No pływanie to moje drugie zamiłowanie, ale góruje u mnie stanowczo piłka nożna), a to doskonała okazja by się do niego zbliżyć(A co! Akira Casanova wkracza do gry!). Jednakże niezbyt zadowolony z siebie wziąłem moją czarną torbę z SexPistols. Wyszedłem uspokojony z kabiny w ubikacji, podchodząc do zlewu otworzyłem kurek z zimną wodą. Nabrałem trochę wody na dłonie i chlapnąłem sobie prosto w twarz, spoglądając w lustro.
- Jesteś żałosny. Spasowałeś po jego spojrzeniu.
Skarciłem sam siebie, mówiąc do odbicia w lustrze, przemywając ponownie twarz przyjemnie chłodną cieczą, płynącą z kranu. Wziąłem głębszy oddech, cicho wzdychając. Jedną ręką wsparłem siebie o umywalkę, zaś drugą sięgnąłem po papierowe ręczniki. Jednak nadaremno, ich nie było. Warknąłem coś niezrozumiałego dla świata, wyjmując ręcznik, który przygotowałem na zajęcia pływackie. Opatuliłem czarnym, szorstkim ręcznikiem na chwilę zmoczoną twarz, wzdychając cicho, litując się nad własnym losem. Schowałem nawet nie wilgotny ręcznik do torby, wychodząc z pomieszczenia. Zacząłem się kierować w stronę schodów prowadzących na parter. Będąc przy drzwiach wyjściowych na boisko ręką zaczesałem przydługą grzywkę bardziej na twarz. Przemierzając wielkie boisko, które musiało być aż podzielone na sektory wyjąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów, wyjmując jednego cienkiego. Po chwili w moich łapkach znajdowały się zapałki, które po chwili pozwoliły mi zapalić papierosa. Zaciągnąłem się głęboko, rozglądając po wielkim, ale to wielkim boisku do piłki. Usiadłem na zielonej murawie, ponownie zaciągając się papierosem. Zatrzymałem dym na kilka sekund w płucach i wypuściłem już niewielkie ilości dymu tytoniowego. Papieros bardzo szybko się tlił, więc zgasiłem go o bruk, zostawiając sam ustnik papierosa wraz z filtrem. Podniosłem swoje cztery litery z ciepłej murawy, idąc do hali gdzie znajdował się basen. Wszedłem przez wielkie szklane drzwi do holu skąd wziąłem kluczyk oraz równocześnie zostawiając kurtkę wraz z dobytkiem gdzie zabierając tylko ze sobą torbę z akcesoriami basenowymi. Skierowałem się w skarpetkach do szatni, gdzie dominował kolor granatowy. Jakiego także była koloru zawieszka od kluczyka należącego do tej oto szatni. Szatnia chłopięca była dość prymitywna. Kilka rzędów szafek, ułożonych blisko siebie wraz z ławkami. Jedna przebieralnia na jakieś raz, dwa, trzy...Dwadzieścia szafek dla uczniów, więc moim zdaniem to stanowczo za mało. Otworzyłem swoją szafkę z numerem czternaście w celu włożenia tam swojej torby, a wcześniej wyjęcia potrzebnych rzeczy takie jak kąpielówki, okularki do nurkowania oraz gumkę do włosów. Zdjąłem zegarek z nadgarstka zostawiając w szafce wraz z komórka i kluczami do mojego domostwa, zamknąłem ją zakładając granatowy pasek z kluczykiem na nadgarstek, skierowałem się do przebieralni. Zdjąłem swoje odzienie z ciała, zakładając na tyłek czarne kąpielówki i związałem włosy w kitkę. Wrzuciłem jeszcze do szafki ubranie by potem się skierować swoje kroki w stronę białych drzwi, które po naciśnięciu klamki i otworzeniu ich, moje oczy bardzo ucierpiały. To uczucie, kiedy w pomieszczeniu z prysznicami i toaletami jest tak oświetlone, że aż oczy bolą, ponieważ nie zostały przyzwyczajone do takiego natężenia światła. Mrużąc chwilę oczy zmoczyłem swoje ciało wodą, a następnie wychodząc na pływalnie zrobiłem krótką rozgrzewkę, gdy tamci już dawno pewnie pływali. Nauczyciel coś burknął pod nosem, kreśląc coś w swoim prywatnym dzienniku by zaznaczyć, że jednak uczestniczyłem w zajęciach wychowania fizycznego.
Pływałem w kółko, po prostu nie chce mi się dziś ćwiczyć. Kątem oka doglądałem sobie chłopaka moich westchnień? Chyba tak mogę nazwać Takanoriego. Zatrzymałem się i chwyciłem metalowej linki z walcami plastikowymi, patrząc z rozczuleniem na męczącego się chłopaczka. Chciałem mu pomóc, zagadać, ale nie umiałem. Bałem się, że mnie inni wyśmieją. Kurde Casanova wymiękł! Odpłynąłem dalej, nie mogę pokazać, że jestem jakimś mięczakiem, a wolę nie wyjść na jakiegoś czułego gościa. Choć w głębi serca taki jestem. Jednak jest coś dla mnie straszniejsze niż wyśmianie przez innych ludzi z mojej klasy, ogólnej społeczności szkolnej, a mianowicie to, że Takanori może mnie wyśmiać. Zastanawiam się, dlaczego potrzebowałem aż drugiej szansy by zauważyć to, co do niego czuję? A co jeśli to tylko jakieś pieprzone zauroczenie. Eh. Serce ogarnij się proszę.
Pi kawa przyspieszyła swój bieg, który mogłem śmiało porównać z galopem konia. Każde uderzenie jego czułem dogłębnie. Przełknąłem ślinę i podpłynąłem powoli w stronę Taki. Byłem blady i można powiedzieć, że trochę cykałem się. Chłopak rozmawiał z Yuu. Ustalmy, że trochę zbladłem. Zamyśliłem się i coś, a raczej ktoś przepłynął przede mną. Wystraszyłem się. Co w rezultacie dało zachłyśnięcie się przeze mnie wodą z chlorem, kaszlałem jak głupi nabierając gwałtownie powietrza by móc normalnie oddychać. Wszyscy się spojrzeli na mnie, przez co spaliłem się na czerwono.
- Ehm. Co się tak patrzycie? Tu się nic nie dzieje.
Odburknąłem, gdy wszyscy wpatrywali się we mnie jak na kosmitę. Kurde, zachłysnąłem się tylko! Ludzie, gdy w dalszym ciągu gapili się na mnie wyszedłem szybko z zbiornika basenu idąc szybko w stronę szatni. Usiadłem na ławce w pomieszczeniu, gdzie znajdowały się szafki. Stąd słyszałem jak klasa, która została na basenie chichotała, gadając jakieś rzeczy, których niezbyt mogłem zrozumieć, ponieważ były bardzo nie wyraźne. Po chwili w drzwiach dzielących pomieszczenie z prysznicami, a szatniami stanęła niska osóbka o chudej sylwetce. Kątem oka zobaczyłem, że ów osoba zaczęła się kierować w moją stronę. Jasne światło idealnie przylegało do kontur ciała tej istoty. Po chwili świetliste kontury zniknęły, a osoba, która okazała się Takanorim usiadła obok mnie. Pobladłem, a serce wyrwało się ze spokojnej arytmie, przechodząc do cwału, ponieważ nie można było tego nazwać galopem!(Dosłownie. ;_: )
- Ue-chan, co jest? Źle wyglądasz, źle się czujesz?
Pytał, pytał. Po salwie pytań na to czy wszystko ze mną okay, czy na pewno nie iść po nauczyciela, zauważyłem, że zapomniałem o najważniejszym! O oddychaniu! Od razu wziąłem głęboki oddech. Uh.
- Taka-chan, wszystko okay, zachłysnąłem się tylko.
Odpowiedziałem sucho i obojętnie. Zauważając lekkie zawiedzenie i smutek na jego twarzy moje serce zmiękło, a sam chciałem sobie za to strzelić w pysk. Buddo, widzisz i nie grzmisz!
Po niezbyt udanej lekcji wychowania fizycznego, przebrałem się szybko i w skarpetkach na wpół mokrych przez zmoczoną podłogę w pomieszczeniu, gdzie pojawiła się zgraja idiotów, debili, kujonów oraz pięknego chłopaczka(No oczywiście, że mam na myśli Takanoriego! ^.^) wychodzących z basenu. W rzędzie niebieskich, plastikowych oraz iście nieziemsko niewygodnych krzesłach odłożyłem mój dobytek. Wyciągnąłem z torby szczotkę, lakier do włosów oraz moją opaskę na nos. Podszedłem do lustra, gdzie odbicie mojej twarzy było iście blade jak ściana. Rozejrzałem się po mega długim pomieszczeniu bądź swojego rodzaju korytarzu w poszukiwaniu jakiejś pindrzącej się dziewczyny. Wzrokiem dostrzegłem niedaleko ów niewiastę niskiego wzrostu o czarnych, długich do pasa, lekko kręconych włosach. Ubrana była w różową w czarne kropki tunikę, czarną miniówkę oraz białe kolanówki i różowe kozaki wiązane na korku(Pewnie już lekcje skończyła, że nie w mundurku). Podszedłem szybko do niej, akurat nakładała make up.
- Hej, wiem, że się nie znamy i w ogóle, ale możesz mi dać trochę fluidu?
Zapytałem prosto z mostu. Dziewczyna spojrzała się w moją stronę z wielkim znakiem zapytania na twarzy(No jejku czy to takie dziwne, że chce fluid! Ale..Hm.. Dobra. Tak to jest dziwne!). Po chwili wycisnęła mi niewielką ilość fluidu z beżowej tubki na moją dłoń. Podziękowałem zaczynając odchodzić. Stanąłem ponownie przed lustrem, szczotką zaczesując włosy do tyłu by po chwili ów fluid zaczynając nakładać na twarz. Rozsmarowałem to po twarzy dokładnie. Wziąłem się za wysuszenie włosów. To był jednak zły pomysł by najpierw nakładać to coś! Zmazałem to, szybko podstawę każdego makijażu kobiety, susząc włosy. Długo mi to zajęło, ponieważ mam dość bujne włosy, ale damy radę. Gdy tylko skończyłem wyglądałem jak mop <dop bety. On tak ciągle teraz wygląda xDD >. Włosy rozfalowały się. Wziąłem szczotkę i rozczesałem je. Kątem oka zauważyłem, że ta dziewczyna, od której wziąłem troszkę fluidu zaczyna się ulatniać. Natychmiastowo rzucając się w jej stronę, w skarpetkach. Na tych śliskich kafelkach odwalałem chyba taniec na ludzie, ponieważ zacząłem się ślizgać. W rezultacie nie wyhamowałem, co dało wjechanie w ów dziewczynę. Upadliśmy razem. Do uszu doszły do mnie ciche przeklinanie dziewczyny. Otrząsnąłem się, podnosząc się natychmiastowo. Wyciągnąłem rękę do tej kobiety, pomagając tym jej wstać.
- Przepraszam, nie wyhamowałem.
Burknąłem cicho pod nosem, spuszczając głowę w geście skruchy. Dziewoja otrzepywała się(Nie była nawet brudna, ale to pomińmy!) nadal mieszając mnie z błotem.
- Czego chcesz znów?
-Em, no ja chciałem poprosić o jeszcze odrobinkę fluidu.
Zaśmiałem się nerwowo. Zaczęła szperać w swojej puchatej, oczojebnej różowej kosmetyczce wyciągając po chwili tą samą beżową tubkę, podając mi ją z tekstem: „Jest już prawie na wykończeniu. Wyciśnij ile chcesz i wywal”. Podziękowałem po chwili. Odszedłem do lustra, gdzie rozsmarowałem już końcówką fluid na twarzy. Wywaliłem tubkę i ułożyłem szybko włosy na lakier. Pochowałem wszystko do czarnej torby. Wziąłem ją przewieszając na ramie, chwyciłem za drugą tą basenową i wyszedłem. Podszedłem do lady gdzie położyłem numerek od mojej kurtki. Nie było już żadnej kurtki należącej do któregoś człowieczka z mojej klasy. Westchnąłem cicho, odbierając moją kurtkę i wyszedłem szybko. Na boisku po drodze ubrałem buty, a potem skierowałem się do budynku szkolnego. Słońce świeciło jak jakaś lampa, zero wiatru, nic. Westchnąłem zaczynając szukać jakiegoś napoju w torbie. Przystanąłem nawet i spojrzałem do środka. Przeszukałem pięć razy, ale nadal nie mogłem znaleźć tego, czego poszukiwałem. W końcu odpuściłem, dopuszczając do siebie myśl, że po prostu z pośpiechu zapomniałem spakować butelkę z wodą, a nawet jakiś posiłek. Zrezygnowany brnąłem dalej w tej kąpieli słonecznej mając dłonie w kieszeniach spodni. Przebierałem materiał kieszeni, gdy po chwili moje dłonie wyczuły jakieś papierki. Wyjąłem je po chwili, mordka mi się cieszyła, że jakieś pieniądze, a tu lipa. Papierki okazały się wykorzystanymi ściągami na fizykę. Schowałem je ponownie i spojrzałem w dół. Zauważyłem, że leżą jakieś papierki przypominające pieniądze. Podniosłem je po chwili z nadzieją, że to być może jakieś banknoty. Schyliłem się i otworzyłem dłoń kierując wzrok w nią. Rozwinąłem ów papierki z dłoni, po chwili uśmiechnąłem się widząc ukazujące się nominały. Liczyłem chwilę pieniądze znajdujące się na mojej dłoni. Z wyniku, który wyszedł mi z obliczeń, zacząłem rozmyślać nad tym, co mogę za tą kwotę kupić w sklepiku szkolnym. Zacząłem się kierować w stronę wejścia do szkoły rozmyślając. Z rozmyśleń wyrwało mnie to, że poczułem jakiś upór, który po chwili ustąpił, a ja upadłem na swoje cztery litery. Do moich uszu doszły znajome dźwięki, które groziły mi. Spojrzałem w stronę skąd dochodziły ów odgłosy. Ujrzałem Takanoriego. Miał ślicznie roztargane czarno-czerwone włosy, a dookoła jego osoby leżały rozwalone notatki oraz lekko poszkodowany telefon.
- Przepraszam!
Pisnąłem podnosząc się natychmiastowo na rzecz pomocy mu. Pozbierałem wszystko pędem z podłogi i wziąłem telefon. Ekran dotykowy był pęknięty.
- Shit. Takanori ja przepraszam. Zapłacę za naprawę.
Szepnąłem skruszony w jego stronę. Spuściłem głowę by nie oglądać jego zapewne rozgniewanej miny. Telefon to jego skarb nad skarbami(Pomijając jego kolekcje okularów przeciwsłonecznych). Chwilę pomyślałem. Zaraz, nikogo tu nie ma. Mogę go zaprosić na taką randkę, a on nie będzie o tym wiedział! A jak mnie wyśmieje nikt się nie dowie!
- Takanori?
Spojrzałem na niego prostując szyję, nadal jeszcze gdzieś uciekając wzrokiem. Był bardziej załamany stanem telefonu niż rozgniewany.
- Słuchaj Taka-chan, masz może na dziś jakieś plany? Bo wiesz pomyślałem, że może po szkole pójdziemy się przejść? Tak na lody czy coś. Zaniesiemy go od razu do naprawy.
Zaproponowałem. Spojrzałem w końcu w pełni na jego piękna twarz, gdzie poprawiał rozczochrane włosy. Na jego mlecznej twarzyczce pojawił się nieśmiały uśmiech, a oczy zaczęły błyszczeć szczęściem, gdy trzepotał swoimi długimi rzęsami, a w tym czasie jego policzki rozpłynęły na kolor ostrej czerwieni.
- Wiesz Aki. Ta się składa, że na dziś nie miałem i tak dziś nic przewidziane, więc chętnie się z tobą gdzieś przejdę.
Uśmiechnąłem się, cicho chichocząc. Uroczy.
- To jesteśmy umówieni.
Zaśmiałem się i oddałem mu wszystko, a potem poleciałem do sklepiku by w końcu kupić coś do jedzenia, bo mi żołądek do krzyża przyrośnie. Stanąłem przed ladą z małym „loading” na twarzy. Wybrałem po chwili najtańszą wodę i pączka z ajerkoniakiem. Aż ślinka cieknie!
***
Po szkole zaraz złapałem Takanoriego. Na korytarzu szkolnym panował straszliwy harmider, który wywołał panujący tam tłok uczniów oraz nauczycieli. W międzyczasie, gdy Takanori powolnie pakował swoje książki do torby, podszedłem do haków na ubrania, biorąc jedną czarną kurtkę skórzaną oraz jedną w kolorze popielu kurtkę ze skóry ekologicznej. W drodze powrotnej położyłem mu na ławce ów odzienie. Będąc przy swojej ławce, nałożyłem swoją kurtkę.
-Hej, to jak idziemy?
Zapytałem czarnowłosego młodzieńca, który zakładał swój ubiór. Spojrzał na mnie swoimi niebiesko-szarymi oczami, a na rumianej jak zorza twarzy pojawił się przelotny uśmiech, kiwną głową na znak potwierdzenia, że jest gotowy, zakładając w międzyczasie szarawą torbę(musi być pod kolor kurtki. A co.) na ramię.
Ruszyliśmy we dwoje do wyjścia z klasy chemicznej, gdzie odbywała się jeszcze kilka minut temu lekcja chemii, aby następnie kierując się we stronę masywnych, dębowych drzwi, które były bramą do wolności. Po niedługim czasie znaleźliśmy się na nie dużym placu przed placówką licealną. Świergoty ptaków docierały do naszych uszu. Wiatr, który był delikatny jak dłoń troskliwej matki owiewał nasze twarze, ciała w delikatnym uścisku. Atmosfera wręcz stworzona do spaceru. Panowała przyjemna aura wiosenna. Drzewa wiśni, które rosły na terenie szkoły zaczynały rozkwitać w kolorze delikatnego różu pomieszanego z bielą.
- To może najpierw na lody?
Przerwałem cisze, która pozwalała nam napajać się tym cudownym wręcz widokiem. Niepewnie ująłem swoją dłonią, dłoń niższego, splatając nasze palce. Taka-chan na ten gest zareagował delikatnym uśmiechem oraz zaczerwienieniem na swoich mlecznych policzkach.
Szliśmy powoli trzymając się nieustannie za ręce, podziwiając jednocześnie najpiękniejszą aleje znajdującej się w tej części Tokio. Aleje tą przyozdabiały rzędy wysokich drzew wiśni, znajdujące się w ogrodach mieszkańców tej oto alei. Takanori oczarowany tym widokiem wyciągnął powoli swoja dłoń w kierunku gałązki, gdzie rósł największy kwiat wiśni. Chcąc już chwycić ów kwiat, na dłoń spuścił mu się po nitce drobny(Mam nadzieję, że nie groźny) pajączek. Wyrwany z transu młodzieniec zauważając pajęczaka na swojej dłoni, odskakując z lekkim strachem nie tyle, co przerażeniem, strącił tym samym stawonoga na ziemię. Niczemu winny pająk nie przejmując się tym, szybko się pozbierał uciekając w trawę. Lekko rozbawiony zaistniałą sytuacją zostałem natychmiastowo skarcony wzrokiem przez czarnowłosego. Nie minęło zbyt dużo czasu by wiadomość, którą chyba przekazał mi telepatycznie zadziałała tym, iż powstrzymałem się od wybuchnięcia salwą śmiechu.
- Oi no, bądź, co bądź, ale troszkę śmieszne to było!
Jednakże po chwili pożałowałem swoich słów, czując nie mały ból w tylnej części głowy. Odwróciłem wzrok w jego stronę, gdy Takanori widocznie podirytowany zaczął iść w przeciwnym kierunku.
- Znaczy się to było straszne! Mogło ci się coś stać i....W ogóle!
Pobiegłem wręcz natychmiastowo za nim jak wierny pies. Doganiając go z lekką zadyszką(Takie krótkie nogi ma, a idzie, co najmniej była by jakaś wyprzedaż w butiku) złapałem chłopaka za chude ramie, tym samym sprawiając, że stanął w miejscu z nie małym niezadowoleniem. W takich momentach nawet ja się go boje!
-Taka-chan(nie ma to ja załagadzać sytuację), przepraszam. Nie dąsaj się.
Uśmiechnąłem się, wyglądając pewnie jak idiota, ale na moje szczęście jego chmury burzowe szybko zniknęły w niepamięć. Odwzajemnił mój drobny gest, także ukazując ząbki.
-Następnym razem jak cię sieknę to cię matka nie pozna.
Pogroził mi palcem przed nosem z chytrym uśmieszkiem. Nie wiedziałem w tym momencie czy mam się śmiać czy płakać, po tym jak sobie wyobraziłem jego wizję zemsty maleństwa na mojej osobie. Uśmiech zamienił się w swojego rodzaju grymas. On mnie czasem przeraża. Nigdy nie wiem kiedy mówi na serio, a kiedy na żarty(To boli ;-;).
Chwyciłem go za dłoń, ponownie splatając nasze palce, idąc w stronę najlepszej kawiarni w tej prefekturze. Stanęliśmy przed budynkiem, gdzie była kawiarnia. Była to dość stara, ale ładnie odnowiona kamieniczka. Pchnąłem szklane drzwi w celu otworzenia ich przed Takanorim.
- Proszę.
Uśmiechnąłem się pozwalając mu wejść pierwszemu. Wystrój lokalu bardzo dizajnerki. Nic nie miało dokładnego symetrycznego kształtu. Ściany były przyozdobione różnymi obrazkami związanymi z Japonią, anime i wysuszone kwiaty wiśni. Stoły były bardziej w kształcie brązowej ciapki, gdzie w środku pod szkłem znajdowały się ziarnka kawy, a do nich były dopasowane krzesła. Na stołach znajdowały się brązowe oraz beżowe świeczki w wielkim kloszu wraz z sztucznymi kryształkami. Na środku pomieszczenia znajdował się okrągły bar z kasą, z alkoholami lodówkami na ciasta oraz lody. W oknach znajdowało się mnóstwo kwiatów, ozdób, a firany były koloru bieli, a może nawet bieli kości słoniowej, w każdym kącie ukrywały się małe głośniki, z których płynęła przyjemna muzyka i nie tylko japońska. Aktualnie leciał Michael Jackson- Hollywood. Ten wystrój lokalu był bardzo urzekający. W pewnym momencie Takanori pociągnął mnie za rękę do najbardziej ukrytego przez kwiaty stoliku w kawiarni. Maleństwo po chwili dorwało się do bardzo skromnego menu, zaczynając je przeglądać, wcześniej wkładając swoje okulary na swój malutki, uroczy nosek. W czasie, gdy ja już zdążyłem przestudiować z dziesięć razy kartę deserów i alkoholi, on jeszcze nie skończył przeglądać pięciu(Dosłownie!) kart menu, gdzie znajdowały się desery.
- To ja może pójdę już coś zamówić, zdecydowałeś się?
Zapytałem niższego, który był tak namiętnie zatopiony w jakże urzekającą lekturę, którą jest menu kawiarni!
-Taka-chan, postudiujesz później, wybierz coś. Robisz to już kwadrans.
Powiedziałem. Musiałem już pięć razy odsyłać kelnerkę, która chciała przyjąć zamówienie od nas tekstem „Nadal się zastanawiamy”, a ona już za trzecim razem miała mord w oczach.
- Zamów mi to.
Odezwał się po dłuższej chwili chłopak, wskazując palcem na deser czekoladowy, nad którym rozmyślał w pierwszej kolejności jakieś dziesięć minut temu!
- Dobrze.
Westchnąłem będąc już załamany, ale jednak nie okazywałem mu tego. Podszedłem do baru, gdzie stała kelnerka. Była ona dość wysoka, szczupła. Miała krótkie blond włosy, kręcone. Jej ubiór nie wyróżniał się mocno od reszty personelu. Jedyne, co mnie bardziej degustowało to tylko wielki dekolt, na który pewnie nie jeden stary dziad się ślinił. Sukienkę, którą w większości zakrywał czarny fartuch chowała notesik i długopis. Na jej głowie znajdował się mini kapelusz w kształcie filiżanki espresso.
- Witamy w „Kawowym Zakątku”(Widać, że właściciel nie miał pomysłu na nazwę.) W czym mogę pomóc? Co Pan zamawia?
Gdy tylko skończyła swoją salwę pytań do mojej osoby(A uszy więdły, ma piskliwy głos) ocknąłem się z letargu.
- Poproszę to.
Nie za bardzo miałem pamięć do nazw tych deserów, więc wskazałem na deser w polecanych kartach, na blacie.
- Oraz jedną kawę.
- Niestety nie ma tego deseru. Mogę zaproponować coś innego?
- Poproszę.
- Widziałam, że Pan przyszedł ze swoją dziewczyną.
Dziewczyną?! Takanori to nie moja dziewczyna, ani chłopak, nawet nie jesteśmy(jeszcze) w związku!
- Em. Tsa, z dziewczyną. To, co Pani poleci?
Zapytałem prawie od niechcenia, będąc trochę zniesmaczony tą uwagą.
- Dla par zakochanych mamy deser lodowy z niespodzianką. Tylko prosiłabym Pana o podanie informacji na temat, co lubi pańska druga połówka.
- Em.. Kurwa...
Burknąłem cicho. Na twarzy wymalował mi się lekki grymas, nie wiedziałem, co ja mam powiedzieć.
- Em.. No ten.. On..Ona
Język mi się plątał.
- Lubi psy, o!
W tym momencie chciałem uczynić tak zwanego „Face palma”, co ja palnąłem! No debil ze mnie. Kelnerka w tym momencie zapisała moją odpowiedź, a ja niespokojny to, co może kelnerka nam przynieś, wróciłem do stołu.
- Aki, co jest?
Zapytał młodszy.
- Nie nic. Nie było twojego deseru, ale zamówiłem inny.
Uśmiechnąłem się delikatnie do niego.
Po około może nawet nie kwadransie na widoku ukazała się w pełni kelnerka zza lady. Pełny ubiór z tego, co nie udało mi się dojrzeć były zakolanówki oraz beżowe szpilki. W swoich delikatnych rękach niosła na tacy wielki puchar z lodami. Na sam widok deseru ślinka ciekła. Kelnerka położyła puchar z lodami na stoliku i odeszła. Z lodów zrobili nam ładnego psa(Tego się nie spodziewałem!). Ciekawe. Spojrzałem zaciekawiony na Takanoriego. Czarnowłosy na widok deseru aż się oblizał, a oczy pięknie mu się błyszczały, a w nich były widoczne tańczące iskierki.
- I jak, może być?
Zapytałem. Podwieczorek składał się z lodów czekoladowych, które Takanori uwielbiał.
- Kochany jesteś.
Podniósł się na chwilę, a ja mogłem podziwiać jego szczupłą sylwetkę. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Poczułem na policzkach wielkie, palące rumieńce. Pierwszy raz się w taki sposób zachował wobec mnie. Teraz rozumiem to uczucie „motylków” w brzuchu.
- Emm..
Zaniemówiłem, a ten się zaczął parszywie, a zarazem tak uroczo śmiać, (Co ze mną?!). Nie mogłem się na niego gniewać, widząc jak zwija boki ze śmiechu przeze mnie, a raczej moją minę. Spuściłem speszony głowę, gdy ten nadal śmiał się, a nawet wręcz płakał. Kątem oka zauważyłem jak piękne niebieskie niebo pokrywały ciemne, burzowe chmury. Momentalnie piękna atmosfera za oknem została stłamszona przez panującą po chwili ulewę.
- No nieźle.
Westchnąłem widząc deszcz, a po chwili słysząc, że zaczyna grzmieć. Dźwięk śmiechu Taki, zamienił się na coś w rodzaju pisku przerażenia( Jak w tych całych horrorach).
- Taka, nie mów, że się boisz.
Spojrzałem na chłopaka, był blady jak ściana, a jego źrenice ze strachu aż się pomniejszyły tak, że były tylko dwiema kropeczkami w tęczówce. Młodzieniec podskoczył, gdy za oknem zabłysnął piorun, a po chwili do naszych uszu dotarły głośne dźwięki ów wyładowania. Ruki(Tak na niego wołali) usiadł mi na kolanach, co mnie zdziwiło, ale nie narzekam. Objąłem go ramionami i wziąłem łyżeczkę z lodów, a potem go karmiłem. Jedliśmy na pół. Taka był uroczy jak się ubrudził. Gdy już zjedliśmy mrożony posiłek, ubrudzony chłopak wtulił się we mnie, ignorując brud na twarzy. Usłyszałem dziwne dźwięki, spojrzałem w górę, żarówka dziwnie migotała, a po chwili rozbryzgała się na wszelkie strony świata.
- A!
Pisnął chłopak.
- Takanori, chodź.
Powiedziałem jak burza w miarę ustała.
- Pójdziemy do mnie.
Dodałem.
Chłopak ubrał swoją kurtkę, ale z miną jak męczennik patrzył na nadal jeszcze padający deszcz za oknem. Zaśmiałem się i wyszliśmy. Złapałem go za dłoń. Przeszliśmy parę metrów i przystanąłem. Muszę mu to powiedzieć.
- Taka.
Zacząłem niepewnie, stanąłem przed nim, patrząc mu prosto w oczy. Bałem się, bałem się, że mnie wyśmieje. Serce waliło młotem.
- Ja...Taka...
Jąkałem się, trzymając jego łapki delikatnie. Miał gładką, delikatną skórę na nich.
- Tak?
Zapytałem w końcu po dłuższej ciszy.
- Ja..Ja Cię Kocham.
Wyszedłem na błazna, wszyscy mnie uznają za jakiegoś mięśniaka, ale jestem bardzo uczuciowy. Spuściłem chwilowo wzrok. Nadal padał deszcz, ale słońce sprawiało, że na niebie pojawiła się piękna, kolorowa wstęga. Poczułem jak on mnie puszcza, byłem jeszcze bardziej zrezygnowany. Jednak po chwili objął moją twarz i podniósł ją, a po chwili mnie pocałował. Można powiedzieć, że mnie zatkało, a to mało i tak powiedziane!
- Ja ciebie też, Ue-chan.
Uśmiechnął się do mnie promiennie.
***

To już miesiąc, od kiedy wyznałem Takanoriemu miłość. Nie ukrywamy swoich uczuć w szkolę, bo, po co? Nauczyciele sobie odpuścili po tygodniu, a wszystkie dresy wiedzą, że lepiej ze mną nie zadzierać.

[Ruki]

Akira był taki uroczy i delikatny, wręcz ideał chłopaka. Cieszę się, że w końcu obaj się zdobyliśmy na odwagę i wyznaliśmy sobie to wspaniałe uczucie, jakim jest miłość. Dziś po szkole umówił się ze mną na randkę. Z tej okazji zaraz jak tylko wróciłem do swojego domostwa zacząłem okupować łazienkę. Miałem(Tylko!) dwie godziny(Skandal w biały dzień ; -;) na przygotowanie się do spotkania. Rozebrałem się z przepoconych ubrań szkolnych, aby po chwili zostać nagi na niebieskim dywaniku łazienkowym. Przekroczyłem próg szklanych drzwi. Swoją kruchą dłonią otworzyłem kurek najpierw z ciepłą wodą, a gdy uznałem, że ciecz robi się za gorąca, odkręciłem jeszcze kurek z niebieską nalepką, a temperatura wody umiarkowała się do idealnej. Przeźroczysty płyn powoli moczył moje włosy oraz ciało. Przyjemne ciepło łagodnie i czule obejmowało mnie, przypominając mi trwanie w objęciach matki. Dłońmi zjechałem na swoje pośladki, przymykając oczy, a policzkiem przywarłem do chłodnej, mokrej ściany z granatowymi kafelkami. Szczupłymi palcami masowałem je, przy tym cicho dysząc. Puściłem wodzę wyobraźni, dając sobie klapsy, na niektóre głośniej pojękując. Smukłym palcem masowałem swój odbyt, coraz to głośniej oznajmiając jak mi dobrze. Gdy w końcu naparłem na wejście, chwilę odczekałem, aby dodając następny palec. Jęczałem cicho( a co, nie ma nikogo w domu!). W swojej wyobraźni, wykreowałem sobie Akirę, a to dodatkowo podniecało. Końcówką swojego paca musnąłem delikatnie prostatę. Poliki piekły mnie od rozgrzanych do czerwoności rumieńców. Nie spodziewanie doszedłem na ścianę. Wyciągnąłem palce ze swojego ciała, a potem zanurzyłem je w swoich ustach, przy tym dokładnie oblizując sprawnym języczkiem. Umyłem się w szybkim tempie miętowym żelem i cytrusowym szamponem do włosów. Wyszedłem z łazienki i popatrzyłem na zegarek, super, zostało mi tylko czterdzieści pięć minut! Wyciągnąłem mamy suszarkę z szafy, włączając ją by ciepły podmuch wysuszył zmoczone włosy. Opatulony kremowym po rannikiem na boso poszedłem do seledynowego pomieszczenia, który robił za mój pokój. Wybrałem obcisłe szorty, za duży czarny z białą czaszką, która z kolei była otoczona różami T-shirt. Mamie ukradłem czarne rajstopy z wzorem cierni. Ubrałem najpierw rajstopy, szorty do połowy ud i bluzkę na końcu. Nałożyłem naszyjniki, pierścionki i bransoletki. Dziękujmy Bogu za lakier do paznokci, który wysycha w kilka minut. Podkreśliłem czarną kreską oczy, a rzęsy, maskarą. Nałożyłem trochę fluidu i pudru na czerwone rumieńce. Na ramie zauważyłem nie dużą torebkę, ubierając martensy i skórzaną kurtkę(No pomińmy sobie przesadnie duże okulary XD), wyszedłem. Na dworze było przyjemnie ciepło, jak to wiosna. Zszedłem z tarasu przed domem i skierowałem się w stronę skrzyżowania, gdzie miałem się spotkać. Sprawdziłem tylko godzinę na zegarku w telefonie i zacząłem biec. Zegar wskazywał godzinę 16:59, a o 16:30 miałem być na miejscu! W trakcie biegu wykręciłem jakimś dziwnym cudem bez wypadku numer do Akiry z szybkiego wyszukiwania numerów i zadzwoniłem. Pierwszy, drugi, ale nie odbierał. Zmartwiło mnie to. Na miejscu przybyłem cztery minuty później. Zauważyłem na kasztanowej ławce ów blondyna.
- Kochanie..Ja..Ja przepraszam noo!
Mężczyzna odwrócił głowę, co po chwili się okazało, że to nie był Aki! Pobladłem i pobiegłem szybko w inną stronę. Rozglądałem się po zatłoczonym rynku, który był otoczony najróżniejszymi sklepami z ciuchami, butami, FastFood'ami. Zacząłem zaglądać przez szybę do najróżniejszych sklepów. W końcu dotarłem do małej apteki. Wszedłem do niej z przekonaniem, że tam znajdę Akirę, choć sam nie wiem, co by tam robił. Ściany były koloru wyblakłej zielonej herbaty. Wszedłem do pomieszczenia z kasami, a tam stał Aki. W ręku trzymał opakowanie prezerwatyw?
- Aki! Przepraszam za spóźnienie!
Zacząłem się tłumaczyć. On tylko się uśmiechnął delikatnie i pocałował mnie. Zdziwiło mnie to zachowanie, ponieważ zawszę jak się spóźniałem na spotkania powyżej kwadrans u to się dąsał przez godzinę i mruczał sam do siebie pod nosem. Jednakże nic nie powiedziałem na ten gest. W ciszy poszedłem za nim, a on złapał mnie za dłoń. Uśmiechnąłem się jednak mimowolnie i skierowaliśmy się razem ku małej knajpce z dobrym jedzeniem. Weszliśmy do pomieszczenia. Zająłem stolik bardziej na uboczu. W lokalu dominował biały kolor, który świetnie kontrastował z czerwienią. Większość stołów była pozasłaniana parawanami z lnu o żółtawo-białym zabarwieniu. Usiadłem na czarnej kanapie, odkładając torebkę na bok. Czekając na Akirę, który nie wiem za bardzo gdzie zniknął obserwowałem, co dzieje się za oknem, które było z kolei zasłonięte białymi żaluzjami. Blondyn pojawił się po dłuższym czasie przy stoliku z tajemniczym uśmiechem. Przysiadł koło mnie i objął mnie ramieniem, na co zareagowałem ufnym wtuleniem się w jego bok.
- Co zamówiłeś?
Zapytałem, jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, pomijając kolejny ciepły uśmiech od niego.
- Kochanie, czy ty się dobrze czujesz?
Spojrzałem na niego wzrokiem zmartwionej babuni. Znów cisza. Chciałem znów o coś powiedzieć, ale przeszkodził mi kelner, który przyniósł zamówione danie przez Akirę. Kelner postawił przed nami talerz, na którym znajdowały się różyczki z marchwi, rzodkiewki i tak dalej, a na środku spaghetti.
- Moje ulubione danie!
Uśmiechnąłem się, a oczy miałem uradowane jak małe dziecko na widok swojej ulubionej potrawy. Jednak nadal martwiło mnie to, że Akira nadal się nie odzywał do mnie, a nawet do kelnera by podziękować. Chwyciłem za pałeczki, jak i Aki. Karmiliśmy się nawzajem. Śmialiśmy się, było bardzo przyjemnie. Aki wstał jak tylko skończyliśmy i zapłacił(Nie lubię tego, ale co zrobię ;-;) spojrzał na mnie i wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Podałem mu swoją i wstałem zabierając swoje rzeczy. Objął mnie nią w talii i szliśmy w stronę parku. Park był bardzo uwodzicielski, a eteryczny zapach herbacianych róż dodawał romantycznej atmosfery. Dróżką żwirową szliśmy w centrum parku, gdzie znajdowała się największa i najpiękniejsza fontanna zakochanych w Japonii. Wielka marmurowa fontanna, z której leci krystalicznie czysta woda, która przez lampki zmienia kolory. Na szczycie wodotrysku(Fontanna- wodotrysk, ponieważ z tego tryska woda. Dop.Aut.) znajdowała się podobizna zakochanej pary. Blondyn wyjął ze swojego skórzanego, czarnego portfela kilka groszy i wrzucił je do wody. Potem objął mnie czule, a atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, gdy zaczął całować mnie. Wziął mnie za ręce i skierował się ze mną w stronę postoju taxi. Wsiadł i kazał taksówkarzowi pojechać do jego mieszkania. Mieszkał sam po śmierci swojej mamy(Nawiasem mówiąc: Z ojcem nigdy się nie dogadywał, a mu było to na rękę, ponieważ nie musiał się ukrywać ze swoją asystentką, która nie tylko mu asystuje w biurze, ale także w łóżku. Akira nie chciał go znać.) Kierowca pojazdu po chwili ruszył, a Suzuki nieustannie pieścił moje wargi swoimi. Mijaliśmy kolejne ulice, a blade światło latarni, które przebijało się przez szyby auta drażniły moje przymknięte oczy. Swoimi smukłymi dłońmi obejmowałem jego szyję będąc w przyjemnej ekstazie. Chłopak wysiadł z taksówki nawet za nią nie płacąc. Zdenerwowany kierowca widząc, że i tak nic nie wskóra odjechał, nie kłócąc się już. Do naszych uszu dochodziły różne szepty, niezbyt przyjemne, ale i tak nie zwracaliśmy na to większej uwagi. Skupiliśmy się tylko na sobie. Aki po chwili przerwał namiętne pocałunki tylko po to by poprosić mnie bym wyjął jego kartę magnetyczną. Dodał po chwili, że ów karta znajduje się w jego kieszeni kurtki. Korzystając z okazji zacząłem dłońmi powoli macać jego tors szukając przedmiotu. Gdy w końcu w moich łapkach znalazła się prostokątna, biała rzecz podałem mu ją, a on otworzył drzwi. Dalej niosąc mnie na rękach ruszył w stronę windy. Tam postawił mnie, ale długo się nie nacieszyłem wolnością, ponieważ ujął moje wspaniale wyeksponowane przez szorty pośladki swoimi silnymi dłońmi i podniósł mnie. Nogami objąłem go w pasie. Trwając nadal w namiętnych, gorących pocałunkach, czekaliśmy na nasze piętro. Aki otworzył drzwi, a w progu zaczął witać nas jego pies, owczarek niemiecki długo włosy, o imieniu Miku. Akira olał psa, który szybko pobiegł na swoje legowisko. Blondyn postawił mnie na panelach i popychał delikatnie nie zaprzestając pocałunków jak mniemam w stronę sypialni. W drodze do ów pomieszczenia zaczęliśmy się nawzajem rozbierać. Z początku pozbyliśmy się górnej garderoby i przylegliśmy do siebie nagimi torsami. Wprowadził mnie do zaciemnionego pokoju o szkarłatnych ścianach. Jedynym oświetleniem, jakie tu się znajdowało były rozstawione w rogach pokoju i na szafkach czarne, grube świece. Suzuki bez namysłu pchnął moje ciało na satynową pościel. Otworzyłem swoje oczy, spoglądając na blondyna, który z pożądaniem w oczach oblizywał ponętnie wargi, a dłońmi rozpinał spodnie. Sam to samo zrobiłem. Pozostaliśmy jedynie w bieliźnie. Tym razem ja się podniosłem i szybko pchnąłem go na łóżko. Ustanowiłem się między jego nogami i zacząłem swoją dróżkę pocałunków od szyi, gdzie zostawiłem soczystą malinkę(Niech wszystkie sucze wiedzą, że jest mój!). Pozostawiając jego szyję w spokoju zjechałem na klatkę piersiową, gdzie wilgotnym języczkiem zaczepiłem o stwardniałe różowiutkie sutki. Lizałem, całowałem i przygryzłam każde z nich na zmianę, a osamotnione dogadzałem rączką. Pojękiwania Akiry mobilizowały mnie do działań. Jego rączka zawędrowała po moich plecach aż do pośladków, z których zdjął bieliznę, a potem mocno uderzył zostawiając czerwony ślad. Zjechałem niżej na jego brzuszek mokra dróżką. Całowałem jego idealnie wyrzeźbiony brzuch i podbrzusze. W końcu biedaczysko doczekało się swojego momentu i całowałem namiocik przez materiał bokserek, uprzednio stymulując go dłonią. Chłopak zaczął jęczeć prosząc o jeszcze i jeszcze, co doprowadzało mnie do przyjemnych dreszczy, które przechodziły po karku. Przejeżdżając wargą po jego członku złapałem ząbkami za gumkę od bokserek i patrząc w jego oczka ciągnąłem za nią tym samym ściągając mu bieliznę. Gdy tylko moje oczy ujrzały jego penisa w pełnej okazałości, zdałem sobie sprawę, że ma naprawdę dużego! Oblizując się na sam widok, przyssałem się do jego główki wykonując akrobacje językiem. Zanurzyłem jego prącie w swoich ustach. Po chwili postoju zacząłem poruszać powoli głową, co owocowało dźwiękami przepełnionymi rozkoszy. Ząbkami zacząłem jeździć po drżącej z podniecenia już skóry prącia. Czując już, że Akira nie wytrzyma więcej chamsko wyjąłem go z ust, zajmując się jego jądrami. Biedaczek mając nadzieję, że dojdzie mi w ustach musiał się zadowolić moją rączką, zastępującą usta. Blondyn po chwili wytrysnął, a ja zadowolony zacząłem zlizywać nasienie z czubka członka. Podniosłem się i ustanowiłem się jak najwygodniej. Aki na to podniósł się, atmosfera stała się jeszcze bardziej gorętsza. Chłopak sięgnął do kieszeni spodni, które wylądowały na szafce nocnej i wyciągnął pudełko prezerwatyw. Wyjął jedną nakładając ją na swojego penisa, a potem naparł na mój odbyt, po chwili wchodząc we mnie. Zawyłem. Chyba zapomniał o przygotowaniu mnie, ale na szczęście odczekał parę minut i zaczął powolnym tempem(Przypominającym tempo biegnącego żółwia).
- Akira, kurwa! Pieprzysz czy jesteś w wyścigu żółwi?!
Nie pożałowałem tych słów. Akira przyspieszył gwałtownie bijąc moje pośladki, a moje gardło zaatakowała salwa westchnień, krzyków, jęków i takich tam. Czułem dogłębnie jego obecność w sobie. Był tak niezdecydowany, że zmieniał, co chwilę pozycję. Dreszcze przechodziły salwami przez nasze ciała, uh. Orgazm nami wstrząsnął po godzinie zabawy.

[Reita]

To był zdecydowanie najlepszy(Pierwszy) seks w moim życiu! Opadłem spocony obok mojego Ru, zdjąłem pełną prezerwatywę, zawiązując ją i rzucając pod łóżko. Starłem kilka kropel potu z czoła i pocałowałem mojego ukochanego w czoło, gdy ten się wtulił i zasnął. Objąłem go ramieniem i sam odpłynąłem w objęcia morfeusza.
Nazajutrz nie było już czarnowłosego w łóżku. Z uchylonych drzwi do sypialni wkradł się zapach świeżo zmielonej kawy, świeżych bułek i jajecznicy. Uśmiechnąłem się, ponieważ przypomniało mi się dzieciństwo, wieś i te widoki. Podniosłem się, szukając bielizny, którą znalazłem pod łóżkiem. Naciągnąłem je na tyłek i poszedłem. W kuchni zauważyłem przy kuchence moje maleństwo w mojej koszulce i bokserkach. Podszedłem do niego i objąłem od tyłu.
- Dzień Dobry Kochanie.
Szepnąłem mu na uszko i pocałowałem w skroń. Za oknem szalała burza, eh.
- Dzień Dobry.
Odpowiedział mi po chwili.
- Śniadanie już gotowe.
Zaśmiał się i wziął patelnię z płyty grzewczej rozkładając dnie na kwadratowe talerze. Uśmiechnąłem się i potarłem dłonie, oblizując się przy tym. Usiadłem na krześle i zacząłem ucztę. Rozmawialiśmy tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Zaraz po śniadaniu umyliśmy się i ubraliśmy. Taka postanowił, że pójdziemy z psem na spacer, w końcu tylko pada. Wziąłem do ręki z drewnianego stojaka granatowy parasol, nie zauważając nawet tego metalowego czegoś na czubku. Objąłem chłopaka, gdy ten przypiął Miku smycz. Wyszliśmy z budynku pod parasolem idąc w stronę psiego parku. Po kilku minutach spaceru burza się rozszalała i zaczęło grzmieć, a co za tym idą? Pioruny! Par pięknie wyglądał podczas tej letniej burzy. Przy żwirowej ścieżce kwitnąły rządkami niezapominajki, goździki i lilie. Drzewa różnego pochodzenia tworzyły jeden zgodny ze sobą baldachim, przez który przeciskały się malutkie kropelki deszczu. Wyszliśmy na większy, odkryty plac chwilę stojąc wzrokiem szukając naszego psa, który po chwili przybiegł do nas, przypiąłem go i zaczęliśmy szybki marsz. Na nasze nieszczęście rączka parasola także była metalowa. Po chwili obaj krzyknęliśmy, a pies zawył. Piorun uderzył w nasz parasol. Padliśmy na ziemię. Świat zaczął znów wirować bez opamiętania. Niech przestanie się kręcić! Ostatni widok to była twarzyczka Takanoriego.
****

Z nie małym bólem głowy obudziłem się. Światło słoneczne, które zdeterminowanie chciało się przebyć przez rolety padło na moją twarz, budząc mnie tym zauważyłem, że znajduję się w sypialni. O ile pamięć mnie nie zawodzi jestem w swojej sypialni, gdzie przeważnie „prowadziłem” pożycie małżeńskie ze swoją „żoną”. Spojrzałem w bok słysząc jakieś odgłosy, które bynajmniej nie należały do mojej „wybranki”(jak z koziej dupy trąba, normalnie). Obok mnie leżał praktycznie nagi(Jak ja, ciekawe teraz dopiero to zauważyłem! ;-;) czarnowłosy chłopak. Zdziwiło mnie to, ponieważ nie pamiętam faktu bym pił, ćpał czy cokolwiek brał. Młodzieniec ułożył się na plecach i otworzył swoje śliczne oczy, przeciągając się.
- Dzień Dobry Skarbie, niezły byłeś w nocy.
Wymruczał mi na ucho, aż zadrżałem! Chłopak na moją reakcję się zdziwił.
- Kochanie, co Ci? Tu, Takanori, Skarbie..
To, co powiedział mnie jeszcze bardziej zdziwiło!
- Takuś.
Szepnąłem i objąłem go najmocniej jak mogłem. Czyli to wszystko nie było jakimś snem czy czymś.
- Kocham Cię.
THE END